Władcy i faworyci
Polskie partie rządzone są jednoosobowo. Jednak nawet w najbardziej feudalnym układzie przywódca potrzebuje zaufanych współpracowników.
18.07.2011 | aktual.: 18.07.2011 11:29
Każda z polskich partii ma statut, określony sposób wyboru przewodniczącego lub prezesa, statutowe organy kierownicze. W PO najważniejsze ciało nazywa się Zarządem Krajowym, podobnie nazywa się to w SLD, w PiS jest Komitet Polityczny, a w PSL Naczelny Komitet Wykonawczy.
W rzeczywistości do każdego z tych organów, którym statuty dają uprawnienia nie mniejsze niż liderom, można odnieść przedwojenne powiedzonko o prezydencie Mościckim. Czyli że „tyle znaczy co Ignacy, a Ignacy g... znaczy”. – W Polsce są dwie wielkie partie rządzone całkowicie jednoosobowo i dwie małe, których szefowie dążą do tego samego, bo uważają, że nie ma innego sposobu osiągnięcia sukcesu politycznego – ocenia jeden z parlamentarzystów.
Jest charakterystyczne, że w ostatnim czasie zostały bardzo rozbudowane Zarząd Krajowy PO i Komitet Polityczny PiS. Kiedyś liczyły po kilkanaście osób. Dziś ZK PO i KP PiS mają po 27 członków.
– Trudno coś omówić w tak dużym gronie. Dlatego czasem przed, czasem po Komitecie, idziemy do gabinetu Jarosława i w kilka osób omawiamy najważniejsze sprawy. Komitetowi nie ufamy, bo zawsze są z niego jakieś przecieki – mówi zaufany współpracownik Kaczyńskiego.
Podobną metodę obradowania w małym zaufanym gronie stosuje też Tusk. Trzeba jednak przyznać, że w Zarządzie PO – złożonym głównie z regionalnych baronów – dochodzi czasem do ostrych bojów, czego już nie ma w coraz bardziej teatralnym KP PiS.
Kto rządzi w Platformie? – Donald Tusk, a potem długo, długo nic – odpowiada niemal automatycznie poseł PO, członek Zarządu Krajowego, Tomasz Lenz. A w PiS? – Jarosław Kaczyński to organ kierowniczy sam w sobie – odpowiada poseł PiS Zbigniew Girzyński.
Podobne odpowiedzi padają na pytania o SLD i PSL: Grzegorz Napieralski i Waldemar Pawlak. Chociaż ich władza nie równa się oczywiście tej, którą mają Tusk i Kaczyński.
Trzeba więc postawić pytanie, kto jest po tym „długo, długo nic”.
Kto blisko Tuska
W Platformie trwa spór, kogo można nazwać człowiekiem numer 2. Dwa lata temu nikt nie miał wątpliwości, że jest to Grzegorz Schetyna. Dziś wskażą na niego tylko najbliżsi sojusznicy. Reszta mówi o Janie Krzysztofie Bieleckim, mimo tego, że formalnie nie należy do partii. Z rzadka ktoś wspomni o Cezarym Grabarczyku, aczkolwiek on sam nie lubi, gdy tak się o nim mówi – a to dlatego, że boi się, iż Tusk strąci go z tej pozycji, gdy zanadto urośnie. Wreszcie według niektórych funkcję osoby numer 2 można przypisać prezydentowi. Bronisław Komorowski nie zrezygnował z wpływania na sprawy PO, ma grono oddanych mu posłów. Tusk i Schetyna – zwłaszcza ten drugi – poczuwają się do uzgadniania z nim wielu swoich decyzji.
Opinie o pozycji Schetyny są zróżnicowane. – Jego relacje z Tuskiem przypominają falowanie. Raz ciepło, raz zimno. Raz sukces, raz porażka – opowiada stronnik marszałka Sejmu. – Schetyna i Tusk umówili się w sprawie układania list. Ale Tusk nie dotrzymał słowa, np. w sprawie miejsca dla Joanny Muchy. Jednak ogólnie Schetynie udało się obronić swoich ludzi na listach – dodaje nasz rozmówca.
– Grzegorz próbuje coś wywalczyć. Zwłaszcza w klubie parlamentarnym. Zaprasza posłów do swojego marszałkowskiego gabinetu, obiecuje, namawia – opowiada jego przeciwnik. Jego zdaniem atutem Schetyny jest to, że udało mu się przeciągnąć na swoją stronę Andrzeja Wyrobca.
O tej osobie, sekretarzu generalnym partii, opinia publiczna prawie w ogóle nie słyszała. – Jego można nazwać szarą eminencją.
A kto z Andrzejem dobrze żyje, ten dobrze na tym wychodzi – opowiada poseł PO. Wyrobiec kontroluje wydawanie pieniędzy na kampanię wyborczą. Od niego zależy ustalenie limitów wydatków przysługujących konkretnym kandydatom.
Wracając do Schetyny – wygląda na to, że Tusk prowadzi politykę balansowania między nim a wpływowym ministrem infrastruktury Cezarym Grabarczykiem. Na ostatnie posiedzenie Zarządu Tusk przyleciał razem ze Schetyną. Ale na miejscu dał sygnał „spółdzielni” Grabarczyka, że może głosować przeciw umieszczeniu na pierwszym miejscu lubelskiej listy PO Joanny Muchy. Było to starcie prestiżowe – kto postawi na swoim. I udało się to „spółdzielni”.
Tusk też w zarodku uniemożliwił jakąkolwiek krytykę Grabarczyka za sytuację na kolei i autostradach. – Premier od razu powiedział: „Czarek, proponuję ci pierwsze miejsce w Łodzi. Wezmę na siebie przekonanie Iwony” – relacjonuje nam jeden z członków Zarządu. Iwona to poseł Śledzińska-Katarasińska, która miała ambicje wzięcia łódzkiej „jedynki”.
– Tusk nie może odstrzelić Grabarczyka, bo nie jest pewny lojalności Schetyny. Zwłaszcza że Grzegorz jest dobrze dogadany z Komorowskim – odpowiada na pytanie o pozycję Grabarczyka poseł związany z marszałkiem Sejmu. – Czarek też dostał ostatnio po łapach – dopowiada polityk PO z kręgu Donalda Tuska. Jako przykład podaje Elżbietę Radziszewską, którą grupa Grabarczyka bezskutecznie próbowała zepchnąć z pierwszego miejsca na liście wyborczej.
Oprócz ludzi, którzy tak jak Schetyna i Grabarczyk budują swoją pozycję dzięki wpływom wśród członków partii, jest grupa, która zawdzięcza swoje wpływy bezpośredniemu dostępowi do ucha premiera, np. Ewa Kopacz. Tusk ufa Kopacz i słucha jej ocen na temat innych członków partii.
Cały czas przy premierze obracają się Igor Ostachowicz, Tomasz Arabski i Paweł Graś. Pozycja tych dwóch pierwszych nie jest już tak silna jak na początku kadencji, ale większość ministrów rządu PO chciałoby mieć taki dostęp do premiera jak obaj doradcy. – Partia ma do nich, łagodnie mówiąc, sceptyczny stosunek. Chcieliby bowiem zamienić Platformę w komitet wyborczy Donalda Tuska – narzeka jeden z posłów.
Inaczej oceniany jest Graś, członek PO od samego początku. – Paweł jest łącznikiem między premierem i partią. Może coś podpowiadać Tuskowi w sprawach personalnych, ale to tylko realizator, a nie kreator – ocenia jeden z posłów. Mimo to trudno zlekceważyć pozycję Grasia. Nie ma innej możliwości kontaktu z Tuskiem jak tylko za jego pośrednictwem.
Last but not least: Jan Krzysztof Bielecki. Były premier nie ma legitymacji PO, ale to osoba, z którą Tusk się liczy. Właśnie Bielecki podpowiedział usunięcie Schetyny z rządu. Także on podsyca ambicje szefa rządu, aby z Warszawy przeskoczyć na wysokie unijne stanowisko do Brukseli. – Stosunek Tuska do Bieleckiego cały czas przypomina relację mistrz – uczeń – mówi pomorski poseł PO.
Kto blisko Kaczyńskiego
– Kaczyński zawsze lubił grona nieformalne. Komitet Polityczny ma takie znaczenie, jakie w polskim systemie politycznym Senat – opisuje poseł PiS. Stąd Kaczyński najważniejsze decyzje podejmuje w gronie kilku zaufanych od lat osób. Łatwiej wskazać najbliższy krąg wokół niego. To Adam Lipiński, Joachim Brudziński, także szef klubu parlamentarnego Mariusz Błaszczak i wicemarszałek Marek Kuchciński. Wszyscy są członkami zakonu PC, zaś najbardziej liczy się zdanie Lipińskiego i Brudzińskiego. Pierwszy odpowiada za obraz zewnętrzny partii – marketing, PR, media; drugi zaś za aparat. Obaj zresztą rywalizują o dostęp do ucha prezesa.
Drugi krąg także składa się ze starych PC-owców. To jednak bardziej koledzy do pogawędek o polityce, sondowania nastrojów niż grono stricte decyzyjne. Tu trzeba wymienić Karola Karskiego (któremu zarzuca się, że jest człowiekiem od mokrej partyjnej roboty), Marka Suskiego, Witolda Czarneckiego i Leonarda Krasulskiego. Ten ostatni, szef elbląskiego PiS, to swoista partyjna legenda. Kaczyński bardzo chętnie odwiedzał Krasulskiego w Elblągu, dla niego wykroił osobną strukturę, gdy PiS-owskie okręgi pokrywały się z granicami województw (teraz są mniejsze i pokrywają się z granicami okręgów wyborczych). Krasulski w pierwszych dniach po katastrofie smoleńskiej był bardzo blisko Kaczyńskiego, opiekował się nim, woził go z pogrzebu na pogrzeb. Troszczył się też o Jadwigę Kaczyńską w czasie jej pobytu w szpitalu. – To nie jest kwestia polityki, to po prostu przyjaźń. A w partii są ważniejsi ode mnie i dobrze mi z tym – odpowiada Krasulski. Jednak opinie takich ludzi jak on mają wpływ na decyzje prezesa.
W czasach przed powstaniem PJN blisko ucha prezesa była dwójka spin doktorów – Michał Kamiński i Adam Bielan. Po ich odejściu powstała próżnia, którą próbuje wypełnić rzecznik partii Adam Hofman i były redaktor naczelny „Wprost” Stanisław Janecki, który zajął się PR-owskim doradzaniem partii Kaczyńskiego.
Obaj sporo czasu przesiadują w gabinecie prezesa, ale członkowie partii nie są pewni, czy z tego powodu należy ich – zwłaszcza Hofmana, bo Janecki uważany jest za człowieka z zewnątrz – traktować jako ważnych graczy. 31-letni Hofman zrobił w ostatnim czasie oszałamiającą karierę, stał się jedną z głównych twarzy swojej partii. Ale nie jest nawet członkiem Komitetu Politycznego, co bywa traktowane jako dowód jego niskiej pozycji.
Podejrzliwie jednak patrzą na błyskotliwą karierę młodego posła starzy PC-owcy. – Jarek nie słucha Hofmana. On jest tylko od opakowania pomysłów wymyślonych przez innych – mówi człowiek z otoczenia Kaczyńskiego. Kto blisko Napieralskiego Wszystkim partiom można zarzucić, że rządzone są systemem przypominającym dworskie koterie. Lider ma swoich faworytów, których wywyższa lub strąca. Zwłaszcza gdy próbują wybić się na pewną samodzielność. Charakterystyczny jest tu los Grzegorza Schetyny (wcześniej Pawła Piskorskiego) czy Ludwika Dorna (którego nikt z rozmówców nie wskazał jako osoby wpływowej).
Grzegorz Napieralski bardzo stara się pójść drogą Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Niewątpliwie ustabilizował SLD, który w momencie przejmowania przez niego władzy ocierał się o próg wyborczy. I przypominał armię, w której jest więcej generałów niż szeregowców.
Napieralski otacza się dwoma rodzajami doradców – politycznych i „branżowych”. Do tych drugich należy np. Marek Balicki, który ma ogromny wpływ na poglądy szefa partii w kwestiach służby zdrowia, ale w niczym więcej. Politycznymi doradcami są Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller. Ostatnio zintensyfikowali swoją obecność w myśl zasady, że przed wyborami wszystkie ręce są potrzebne na pokładzie.
Bardzo ważnym dla Napieralskiego doradcą jest Robert Kwiatkowski. Były prezes TVP niezbyt chętnie angażuje się w taką działalność, bo zajmuje się biznesem. Odbiera jednak telefon od Napieralskiego, bo ten dzwoni najczęściej z prośbą o radę, jak wyjść z jakiejś kryzysowej sytuacji. – Po tym, gdy doszło do jakiejś wpadki albo poleciały w dół sondaże. Jest między nimi chemia, chociaż Robert jest sztywny i zasadniczy. Ale to analityczny umysł i ma dobre pomysły – opowiada nasz rozmówca.
Doradztwo Kwiatkowskiego nie dotyczy tylko mediów. Tymi zajmuje się Włodzimierz Czarzasty. To on jest architektem porozumień, które umożliwiły lewicy powrót do mediów publicznych. Jego pozycja znacząco wzrosła po tym, jak prezydent przyjął sprawozdanie KRRiT.
Cały czas blisko ucha Napieralskiego jest rzecznik partii Tomasz Kalita. Ostatnio popadł nieco w niełaskę, bo spadło na niego odium za nieudaną formę promocji przewodniczącego partii za pomocą wynajętego wagonu. Jednak Kalita, który nawet nie jest posłem, to ktoś więcej niż rzecznik prasowy. Oczytany i elokwentny ma wpływ nieporównanie większy niż większość starych towarzyszy. Choć sam temu zaprzecza. – Jestem tylko skromnym pracownikiem winnicy Pana – mówi. Ostatnio dostał pierwsze miejsce na liście wyborczej w dobrym okręgu.
Napieralski chętnie korzysta z porad swojego kolegi ze Szczecina Radosława Nielka, dziś pracownika naukowego Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych. – To człowiek arogancki i zarozumiały. Ale ma pewne podstawy do tego, bo jest bardzo inteligentny – charakteryzuje go polityk SLD. Jest też grono współpracowników, którzy pilnują interesów szefa w partii i w klubie. W Sejmie namiestnikami przewodniczącego są rzeszowski baron SLD, 32-letni Tomasz Kamiński i poseł z Kalisza Leszek Aleksandrzak. Partią zarządza skarbnik Kazimierz Karolczak. To rówieśnik Napieralskiego, prawnik. Nie jest posłem, ale fakt trzymania ręki na partyjnej kasie znakomicie podnosi jego miejsce w hierarchii.
Wzrosła pozycja Stanisława Wziątka. Wąsaty nauczyciel przysposobienia obronnego z województwa zachodniopomorskiego został właśnie szefem kampanii. Tym samym był to znak spadku znaczenia szefa sztabu z kampanii prezydenckiej Marka Wikińskiego. – Marek to bardzo inteligentny gość. Ale zamiast utrzymać pozycję, jaką zdobył w kampanii, odpuścił, bo zajął się jakimiś sprawami u siebie w Radomiu – twierdzi jeden z polityków Sojuszu.
Kto blisko Pawlaka
Na tle trzech pozostałych partii najmniej koteryjne, tym samym najbardziej demokratyczne, jest Polskie Stronnictwo Ludowe. Tam zmiana prezesa odbywa się zazwyczaj bez wstrząsów. A każdy nowy szef sam sobie dobiera – zresztą wbrew zapisom statutowym – członków Naczelnego Komitetu Wykonawczego. Musi jednak pilnować, aby każde województwo miało swojego przedstawiciela. Już to powoduje, że prezes musi umieć się dogadywać. Dziś właściwie nikt nie podważa władztwa Waldemara Pawlaka. On sam zresztą wolał wciągnąć do współpracy swojego głównego oponenta, czyli Marka Sawickiego, niż z nim walczyć.
Bardzo duży wpływ na Pawlaka i partię mają wiceminister gospodarki Jan Bury i minister kancelarii premiera Eugeniusz Grzeszczak. Ten drugi pełni ważną rolę, pilnując w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów interesów swojej partii. Wysoką pozycję ma szef klubu Stanisław Żelichowski, który jednocześnie – będąc gorącym zwolennikiem obecnej koalicji – służy jako łącznik z Platformą. Na kierunek działań Stronnictwa mają także wpływ dwie panie, obie zaufane prezesa, czyli Jolanta Fedak i wicemarszałek Ewa Kierzkowska. One jednak, zwłaszcza minister Fedak, nie ograniczają się w krytykowaniu koalicjanta. Podobnie jak ich kolega Eugeniusz Kłopotek. Ta gwiazda mediów nie należy do grona czołowych decydentów, ale często wykonuje ważne zadania zlecone mu przez Pawlaka. Gdy PO zirytuje czymś prezesa PSL, ten „wypuszcza” Kłopotka. Medialne szarże posła to więcej niż wyraz jego osobistej ekspresji. To przemyślane działanie podejmowane w imieniu całej partii. Ale to nic nowego – Tusk, Kaczyński i Napieralski robią to samo.
Piotr Gursztyn