Wizja Kaczyńskiego coraz bardziej klerykalna
Religijne wątki wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego pokazują, że przyjmuje on coraz bardziej klerykalną wizję chrześcijaństwa, a w imię dogadania się z liderami kościelnych frakcji gotów jest poświęcać zasady, o które przez lata walczył wraz z własną formacją. Smutne jest także, że premier nie wspomina także o wieloreligijnym i wielowyznaniowym charakterze Polski.
To expose było naprawdę dobre. Konserwatywne z ducha przypomnienie, że powinniśmy być dumni z tego, że jesteśmy Polakami, uznanie za „zasadę zasad” stwierdzenia „warto być Polakiem” - to wszystko sprawia, że można mieć nadzieję na to, że premier Jarosław Kaczyński rzeczywiście stworzy konserwatywną opozycję dla dominującej w dyskursie politycznym i publicystycznym kultury narzekania na polskość. Umiarkowany ton pozwala mieć nadzieję na to, że Jarosław Kaczyński wraz ze zmianą stanowiska złagodzi swoje komentatorskie zapędy i skupi się na rządzeniu a nie podszczypywaniu politycznych przeciwników.
Ale do tych ciepłych słów nie sposób nie dodać kilku gorzkich uwag na temat wizji Polski, jaka wyłania się z religijnego wątku wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego. Trudno nie zgodzić się z Jarosławem Kaczyńskim, że Kościół ma w Polsce fundamentalną rolę do spełnienia. Przyjmując jednak taką tezę trudno pogodzić się z tak jednostronnym potraktowaniem polskiej tradycji religijnej. Zwrócenie uwagi wyłącznie na jeden z Kościołów, bez wątpienia o ogromnych zasługach, ale przecież nie jedyny, to domena obcego ideologicznie Jarosławowi Kaczyńskiemu obozu narodowego. Piłsudczycy, do których zalicza się i obecny premier, zdecydowanie częściej powoływali się na wieloetniczny i wieloreligijny charakter Rzeczpospolitej. Szkoda, że do takiego stylu myślenia nie nawiązał także obecny premier.
W końcu polska tradycja to nie tylko katolicyzm, ale też prawosławie – obecne na naszych ziemiach od czasów piastowskich – protestantyzm, który kształtował oblicze polskich debat o tolerancji czy nie mniej istotny judaizm. To „zapomnienie” o mniejszościach religijnych może niestety budzić obawy, że premier wbrew tradycji własnego środowiska politycznego – będzie nawiązywał do endeckich tradycji, które z czysto politycznych względów forsowali wyłącznie hasło „Polak-katolik”.
Ostrzeżenia przed atakowaniem instytucji kościelnych, choć ogólnie trudno się z nimi nie zgodzić, także budzą pewien niepokój. Trudno bowiem nie odczytać tych słów w kontekście trwającej od jakiegoś czasu debaty lustracyjnej, która dotyka coraz częściej także duchownych. I z tego punktu widzenia wezwania do „ostrożności” w kwestii rozpatrywania trudnej przeszłości, czy nawet sugestie, że godzenie w Kościół to w istocie godzenia w fundamenty życia narodowego mogą rodzić obawy, że Jarosław Kaczyński postanowił, wbrew zresztą własnym deklaracjom, opowiedzieć się przeciwko lustracji także w ramach tej wspólnoty.
Wypowiedzi te stwarzają także wrażenie, iż Jarosław Kaczyński – w imię kontynuacji współpracy z Radiem Maryja i łagodzeniem relacji z kard. Stanisławem Dziwiszem - przyjął wspólne stanowisko łagiewnicko-toruńskie, według którego lustracja w Kościele powinna być przeprowadzana na jakichś szczególnych warunkach, a najlepiej w ogóle. Problem premiera Kaczyńskiego polegać może jednak na tym, że po pierwsze w ten sposób odrzuca on (co wcześniej zrobił już Lech, sugerując wszczęcie postępowania w sprawie publikacji na temat ks. Czajkowskiego) stanowisko własnego środowiska politycznego, które od początków III RP opowiadało się za lustracją, a po drugie rozmija się z oczekiwaniami społecznymi. Z badań wynika bowiem, że zdecydowana większość Polaków chce lustracji i surowego ukarania księży agentów. A ci zwyczajni Polacy są nie mniej Kościołem, niż o. Rydzyk czy biskup Pieronek, zdecydowanie występujący przeciwko lustracji.
Wezwanie do ostrożności zbyt łatwo może być zatem odczytane jako ignorowanie vox populi w imię doraźnego sojuszu tronu z ołtarza. Ale co gorsza może to oznaczać, że zwolennik rewolucji moralnej w państwie uważa, że podobna rewolucja w Kościele, także dotkniętym komunizmem i postkomunizmem konieczna już nie jest. Bez solidnego rozliczenia się z przeszłością sprawowanie tak ważnej dla Polski roli autorytetu moralnego może być o wiele trudniejsze, jeśli w ogóle możliwe.
Pozostaje mieć nadzieje, że refleksje te są przedwczesne, a premier Kaczyński będzie zawsze pamiętał, że jesteśmy spadkobiercami wielkiej tradycji Polski jagiellońskiej, w której wielość i pluralizm były wartością, a Kościół polski to także wspólnota, która uważnie wsłuchiwała się w głos wiernych.
Tomasz Terlikowski