Wieżowce, do których nie sięga drabina strażacka
Najwyższy wrocławski budynek ma 105 metrów. Największa drabina strażacka – tylko 53. Co się stanie z mieszkającymi i pracującymi wyżej, gdy wybuchnie pożar?
25.10.2006 | aktual.: 25.10.2006 09:10
51 pięter. Tyle ma mieć Sky Tower – najwyższy budynek w Polsce, który stanie w miejscu Poltegoru. Drabina strażacka sięgnie zaledwie do 16. kondygnacji.
- Pojawiają się tacy klienci, którzy nam przypominają, że pracujemy w miejscu, do którego nie sięga drabina strażacka. I kiedyś bardzo się bałam. Zwłaszcza jak podchodziłam do okna. Ale z czasem lęk mija– mówi Monika Pyczak, która pracuje na 23. piętrze wrocławskiego Poltegoru. To dziś najwyższy budynek w mieście. Ale takich będzie więcej. W 2010 roku stanie Sky Tower wysoki na 51 pięter – 203 metry wysokości. Nieco później, kilkadziesiąt metrów dalej, powstanie 32-piętrowy hotel. Będzie miał 109 metrów.
- Największa drabina we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku ma 53 metry wysokości– mówi Zdzisław Wnęk z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu. – Ale to nie tak mało, bo najwyższe w ogóle produkowane mają nie więcej niż 60 metrów. Nigdzie na świecie nie ma tak wysokich drabin, by sięgały dachów najwyższych budynków– dodaje. Dlaczego nie są produkowane? Bo często się psują. Ta wrocławska też czeka teraz na naprawę. Poza tym im wyższa drabina, tym jest mniej stabilna. Dwustumetrowa mogłaby się po prostu przewrócić.
Automat czuwa
Jak więc strażacy chcą ratować mieszkańców, gdyby wybuchł pożar na przykład na 40. piętrze? – To budynki, które muszą być tak konstruowane, by samemu bronić się przed ogniem– twierdzi Dariusz Malinowski, rzecznik prasowy komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej. – Wysoka konstrukcja musi być odporna nie tylko na ogień, ale także np. na wiatr. Ale potrafimy zbudować bezpieczny wysoki budynek. Gdyby mi ktoś zafundował apartament na szczycie 200-metrowego budynku, chętnie bym w nim zamieszkał – mówi inżynier Piotr Zybura, architekt z Pracowni Projektowej Maćków.
Jakie to zabezpieczenia? Jest ich bardzo dużo. Po pierwsze, w każdym pomieszczeniu są czujniki i o zagrożeniu informują one automatycznie najbliższą komendę. – Jeśli wybucha w nich pożar, wiemy o nim niejednokrotnie szybciej niż ktoś wewnątrz budynku go zauważy. Poza tym automatycznie uruchamia on system zraszający, zamontowany w każdym pomieszczeniu – mówi Dariusz Malinowski i zaznacza, że dzięki temu strażacy bardzo często przyjeżdżają już po zagaszeniu płomieni. Ale nie zawsze pożar jest tak mały, że budynek sam się ochroni. Czasami konieczna jest interwencja strażaków. Dlatego budynki muszą być wyposażone w wewnętrzną instalację doprowadzającą do nich wodę. – Dzięki niej strażacy nie muszą rozwijać węży już przed budynkiem i ciągnąć je klatką schodową. Dostają się na konkretne piętro windą przeciwpożarową i korzystają z ujęcia wody na nim – wyjaśnia Malinowski.
Nie mają śmigłowców
A co dzieje się w tym czasie z pracownikami i mieszkańcami? Czy spanikowani nie biegają, utrudniając akcję gaśniczą? – W momencie pojawienia się informacji o pożarze z głośników słychać instrukcję, co robić. Miły głos, który nie pozwala wpaść w panikę, kieruje do klatki schodowej. A tam wszyscy są bezpieczni– uważa Malinowski i dodaje, że to miejsce jest chronione przed pożarem. Ma osobne zasilanie, wentylację i jest tak skonstruowane, by przez co najmniej godzinę opierać się płomieniom. – Poza tym panuje w nich nadciśnienie. Po co? By w momencie, gdy ktoś otwiera drzwi i chce wejść na klatkę schodową nie wpuścił na nią trującego dymu i gazu– mówi Zdzisław Wnęk. Gorzej sprawa wygląda, gdy za pożar odpowiedzialni są terroryści i klatka schodowa została wysadzona w powietrze. Wtedy strażacy wyprowadzają osoby na dach tych budynków. – Tam czekają już na nich nasze grupy ratownictwa wysokościowego i albo za pośrednictwem lin sprowadzają ich na ziemię, albo korzystają z pomocy helikoptera– mówi Dariusz
Malinowski. Wrocławscy strażacy nie mają własnego śmigłowca. – W razie konieczności możemy korzystać jednak z helikopterów służby celnej czy policji – uspokaja Zdzisław Wnęk. – Oczywiście, chcielibyśmy, aby w każdym województwie był śmigłowiec, ale na razie i bez nich sobie radzimy. Tym bardziej że tylko raz musieliśmy go wykorzystać w rzeczywistym pożarze, a nie na ćwiczeniach. Kilka lat temu pomagał w ewakuacji osób w jednym z łódzkich budynków – mówi Malinowski.
Akademiki pod nadzorem
Sprawdziliśmy, jak wyglądają zabezpieczenia przeciwpożarowe w najbardziej rozpoznawalnych wrocławskich akademikach – Kredce (85 metrów i Ołówku (70 metrów). – Właśnie za około trzy miliony zakończyliśmy modernizację zabezpieczeń w obydwu– tłumaczy Bolesław Antulski z Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszkańcy nie narzekają na brak bezpieczeństwa. – Zakwaterowałem się tu tydzień temu.W czasie pierwszej imprezy odkryliśmy czujki, które w razie zadymienia lub pożaru przekazują informacje do straży pożarnej– tłumaczy Piotr Krochmal, student prawa mieszkający na szesnastym piętrze Ołówka. – Czuję się tu bezpiecznie.
Bartłomiej Knapik, Przemysław Ziółek