Wiesław Dębski: Tusk nie trafił w oczekiwania wielu odbiorców
To już tydzień od epokowego wystąpienia pana premiera, które miało uratować notowania partii rządzącej. A przełomu jakoś nie widać. Jest nawet przeciwnie - zewsząd słychać pomruki rozczarowania, powątpiewania, braku entuzjazmu. Najwyraźniej Donald Tusk nie trafił w oczekiwania wielu odbiorców - pisze Wiesław Dębski w felietonie dla Wirtualnej Polski.
19.10.2012 | aktual.: 24.10.2012 11:01
Na pewno nie w oczekiwania mojego znajomego, który stracił pracę a nowej znaleźć nie może. Gdy niedawno przechodziliśmy obok śmietnika, w którym kilka osób przetrząsało resztki z domów mieszkańców naszego osiedla, znajomy ponuro zażartował: chyba wkrótce będę musiał im powiedzieć, żeby się wynosili, bo to mój teren!
I takich ludzi rezerwujących osiedlowe śmietniki jest już sporo. A będzie coraz więcej. Jak bowiem twierdzi (w „Przekroju”) prof. Elżbieta Tarkowska z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN – 6 proc. społeczeństwa, czyli ponad 2 mln. osób żyje w nędzy i skrajnej biedzie. „To strasznie dużo. Taka Warszawa, całe miasto…” – dodaje pani profesor.
Ale polityczki i politycy zdają się tego nie zauważać. Albo ględzą o smoleńskiej mgle i dwóch wybuchach, albo umacniają bądź osłabiają skrzydła we własnych partiach, albo krążą od radia do telewizji. W wolnych zaś chwilach uchwalają prawo, bardzo często zdecydowanie odbiegające od idei kolejnych expose. To właśnie dlatego tak wiele osób ma wrażenie, że nikt się nie przejmuje ich prawdziwymi problemami. Efekt jest taki, że w ostatnim sondażu TNS Polska dla "Polityki" aż 46 proc. badanych nie chce, bądź nie potrafi wskazać partii, którą chcieliby obdarzyć swoim głosem wyborczym!
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy moim osiedlowym śmietniku - przeszukujący go ludzie zapewne na wybory nie chodzą. Nie znaczy to jednak, że powinniśmy zamykać na nich oczy. Nie jest bowiem tak, że jeśli czegoś polityk czy urzędnik nie widzi, to tego nie ma. A nie widzi na przykład, że nie bez kozery buduje się Warszawie nowe mosty. Będzie, gdzie wyrzucać ludzi z zajmowanych mieszkań. Prawo lokalowe mamy bowiem takie, że ludzi można eksmitować do lokali socjalnych, których miasta mają bardzo mało, albo do tzw. pomieszczeń tymczasowych, czyli jakichś nor, które urzędnicy wskażą. Ale nasi mądrzy posłowie uchwalili, że takie "pomieszczenie" przysługuje tylko na 6 miesięcy. A potem? Potem, drodzy Państwo, ci ludzie trafią na bruk, czyli zimą na dworzec kolejowy, latem pod mosty.
Na tym jeszcze nie koniec!!! Nic nam pan premier nie powiedział, że żadna osoba mieszkająca w lokalu komunalnym, bądź zakładowym nie będzie mogła spać spokojnie - nawet jeśli regularnie płaci czynsz. A tymczasem mądrale od ministra Nowaka przygotowują zmiany w ustawie o ochronie praw lokatorów (sama nazwa tej ustawy stanie się bezczelną ironią). Teraz ta "ochrona" będzie polegała na tym, że gminy podpiszą z lokatorami umowy czasowe - na rok do pięciu lat. Także z lokatorami, którzy mieszkają w danym lokalu po kilkadziesiąt lat! I po wygaśnięciu takiej umowy, będzie ją można przedłużyć, albo odesłać delikwenta na bruk. W założeniach do nowelizacji są jeszcze inne, równie pieprzne kawałki.
I tak można iść sobie ulicami Warszawy i wskazywać kolejne grupy, które wystąpieniem pana premiera się nie zachwyciły. A może nawet niespecjalnie się nim interesowały. Bo nie o nich i ich problemach była tam mowa. A jeśli nawet była, to nie to, co przede wszystkim chcieli usłyszeć. Ot, na przykład młodzi, chcący zakładać rodziny i w znoju poprawiać statystyki demograficzne. Wydłużenie urlopów wychowawczych, czy zapowiedź zwiększenia liczby miejsc w żłobkach i przedszkolach, to jednak dla nich zbyt mało. Jeśli ktoś chce zakładać rodzinę, to martwi się przede wszystkim o to, czy nadal będzie miał pracę, czy służba zdrowia odpowiednio zajmie się jego dziećmi i gdzie z rodziną zamieszkają.
Ale o tym wszystkim w sejmie nie usłyszymy. Tam się bowiem mówi o ważniejszych – zdaniem posłów - problemach. Więc nie ma większego znaczenia, co powie premier. Jakich dyskutantów zaprosi opozycja. Z takim zapałem, z jakim dzisiaj wzięli się za gospodarkę, jutro wezmą się za deszcz na Stadionie Narodowym czy Madzię z Sosnowca. A pojutrze znów wrócą do Smoleńska, zaostrzania ustawy aborcyjnej (wespół w zespół PiS, Ziobryści i całkiem spora część Platformy) i przeznaczaniu kasy na kościelne potrzeby.
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski