Wiesław Dębski: Platforma leży na łopatkach
Chyba jednak Polacy nie są tacy naiwni, jak się politykom wydaje. Nie kupują każdej ich zagrywki, swój rozum mają i najczęściej nim właśnie się kierują. I choćby Tusk wysłał do boju tysiąc Olszewskich, choćby Kaczyński posłał tysiąc Hofmanów i każdy z nich przeczytał tysiąc sondaży, to i tak nie udźwigną, taki to ciężar owo społeczne poparcie. Co pokazuje najnowszy sondaż Homo Homini dla Wirtualnej Polski.
Przeczytaj też: Zwycięstwo Kaczyńskiego coraz bliżej?
Po referendum warszawskim, po harcach i psotach Antoniego Macierewicza i jego profesury (z panem Rońdą na czele), po pompowaniu Platformy - zadowolonych min nie widać. PiS (30 proc.) - pozostaje na czele stawki, z zerowym urobkiem ostatnich dwóch ciężkich tygodni. PO (22 proc.) poszła bardziej niż zazwyczaj po bandzie, więc i nieco straciła - dokładnie 2 punkty proc. Jeden punkt stracił też SLD (13 proc.) - to kara za postawę zagubionego obserwatora. Janusz Palikot wydał kupę kasy na event promujący nową nazwę jego partii, ale zysk wyszedł maleńki a właściwie żaden. Siedzące pod miotłą PSL (7 proc.), nie wychylające głowy, ze spokojem obserwujące główną scenę zarobiło za to swój punkcik.
To zadziwiające, dlaczego politycy sądzą, że jesteśmy głupim ludem, który każdy ich idiotyzm kupi. Przez długi czas była to właściwość PiS-u, teraz chyżo do niego dołącza także Platforma. Bo czym, jak nie totalnym lekceważeniem twardego i potencjalnego elektoratu było przekonywanie, że referendum to szatańska gra diabłów z przeróżnych stron sceny politycznej. Przekonywano nas, że referendum to nie wybory, więc pozostańcie drodzy sympatycy pani Hani w domu. Pewien baaardzo wysoki hierarcha katolicki zapewniał nawet, że nie wzięcie udziału w głosowaniu, to nie jest grzech. I tradycyjnie straszono nas Jarosławem Kaczyńskim.
Przeczytaj też: Sensacyjny sondaż! Platforma traci poparcie, ale PiS nie zyskuje
Po referendum mamy więc zatrważający (dla przeciwników PiS) obraz. Platforma - nie tylko w Warszawie - leży już prawie na łopatkach. Nie była w stanie z otwartą przyłbicą bronić swojej prezydent stolicy, nie zdołała i chyba już nie zdoła, zmobilizować swojego elektoratu (te zapewnienia, że 1,5 mln rezygnujących z referendum Warszawiaków, to sympatycy pani prezydent były totalną bzdurą i wyrazem wiary w nasz - wyborców - brak rozumu). Błagała więc PO, by elektorat ów został przynajmniej w domu. Co więcej, nie wierzyła, że w razie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz będzie zdolna wygrać przedterminowe wybory (pamiętacie: "w razie referendalnej porażki władzę w stolicy weźmie PiS")! A jak się cieszyli, gdy okazało się, że wprawdzie poszło na referendum 340 tys. Warszawiaków, to jednak co nieco zabrakło. I nie wiedzieć czemu ogłosili swoje zwycięstwo.
Można było sądzić, że w tej sytuacji głównym wygranym będzie prezes Jarosław Kaczyński. Dzisiejsze słupki Homo Homini powinny gwałtownie podskoczyć do góry. Ale prezes nie wytrzymał narzuconej mu roli spokojnego inteligenta z Żoliborza. Wypuścił w bój Hofmana, razem z nim maszerował po kolejnych dzielnicach Warszawy. I popełniał gafę za gafą. Przecież Hofman może nie wiedzieć, co dla warszawiaków oznacza godzina W, ale inteligent z Żoliborza wiedzieć musiał. Zamiana zaś referendum w kampanię promocyjną prof. Glińskiego to błąd kolejny. Zakaz lotów nad Ursynowem to wręcz katastrofa.
Jakby tych nieszczęść było mało, prezes postanowił spuścić ze smyczy swego głównego śledczego. I pooszłoo! To już nie były gniecione puszki i podrabiane zdjęcia. To był wystawiony przez Macierewicza na pośmiewisko prezes, to był kłamca profesor, to była heca z łączami.
A SLD? Sojusz przed referendum warszawskim krążył, krążył, w końcu przyjął stanowisko nijakie. I nawet liderzy go nie uszanowali, bo Miller, Czarzasty, Wierzbicki otwarcie mówili, że nie należy brać udziału w tym głosowaniu a Olejniczak, Oleksy i wielu moich znajomych z SLD - poszli głosować. Tak się sondażowego sufitu nie przebije.
Ale, jako się rzekło, Polacy to nie głupi lud, bajek nie kupi, z propozycji sprzedaży kolumny Zygmunta może co najwyżej pożartować. Na razie czeka, aż z dworca ruszy lokomotywa... Nagle - gwizd! Nagle - świst! Para - buch! Koła - w ruch! Jeszcze troszeczkę, jeszcze momencik... I wystartuje maraton wyborczy... Wtedy my, wyborcy, znów będziemy najważniejsi…
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski