Wielka Brytania zaostrza walkę z islamską radykalizacją. David Cameron stawia ultimatum: nauka języka albo wyjazd
• Brytyjskie muzułmanki mają się uczyć języka angielskiego
• Jedna piąta muzułmańskich kobiet ma z tym problem
• Nieznajomość języka sprzyja podatności na wpływy ekstremistów
• Kobiety, które nie podejmą się nauki, mogą być wydalane z kraju
• Zaostrzona polityka wobec ekstremistów prowadzi też do absurdów
• W Leeds policja przesłuchała 10-latka, bo popełnił błąd ortograficzny
25.01.2016 | aktual.: 25.01.2016 11:08
Wzrost radykalizmu wśród muzułmańskich społeczności, kryzys imigracyjny, ubiegłoroczne zamachy - to wszystko powoduje, że państwa Europy na gwałt szukają sposobów radzenia sobie z narastającymi problemami. Francja zamyka wahhabickie meczety, Austria ogranicza liczbę muzułmańskich stowarzyszeń religijnych. Najdalej chyba w zwalczaniu radykalizacji idzie premier Wielkiej Brytanii David Cameron.
Polecamy również: Karykatura liberalnej Europy
Na początku ubiegłego tygodnia Cameron zapowiedział, że państwo dołoży starań w integracji brytyjskich muzułmanek pod kątem nauki języka. Według danych rządowych 190 tysięcy, czyli około 22 proc. populacji brytyjskich muzułmanek ma problem z językiem angielskim. Jednocześnie premier zagroził też sankcjami.
- Niektórzy przybywają tutaj z bardzo podstawową znajomością angielskiego i przez długi czas nie ma wymagań, żeby ją poprawić. Zmienimy to. Teraz mówimy: "Jeżeli nie poprawiasz swojej płynności, może to wpłynąć na twoją możliwość pozostania w Wielkiej Brytanii" - zapowiedział. Brak znajomości języka wśród muzułmańskich kobiet, zdaniem Davida Camerona, skutkuje umacnianiem się kontroli mężczyzn nad nimi, gorszą integracją, a także większą podatnością na wpływy ekstremistów.
Premier pod obstrzałem
Po tych słowach rozpętała się burza. Opozycja oskarżyła premiera o łatwe zbijanie punktów na niechęci do muzułmanów, środowiska muzułmańskie - o stygmatyzowanie muzułmańskich kobiet poprzez łączenie ich z ekstremizmem, a feministki o dodatkowe represjonowanie muzułmanek, które i tak doświadczają przemocy ze strony patriarchatu.
Cameron odpowiada, że skoro za jego słowami stoi 20 milionów funtów na rzecz uczenia kobiet języka, to także po drugiej stronie są obowiązki. Język, jako pewna część tożsamości, może mieć wpływ, nie bezpośredni, na identyfikację z tymi lub innymi poglądami. Czy można się dziwić premierowi kraju, który chce bardziej zintegrowanego, spójnego społeczeństwa?
Nie tędy jednak droga, zdaje się mówić Shaista Gohir, przewodnicząca Sieci Kobiet Muzułmańskich (Muslim Women’s Network). - Otrzymujemy telefony na linie pomocowe od muzułmanek, które bardzo chcą iść do college’u i uczyć się angielskiego, szczególnie od żon ściągniętych z zagranicy. Są powstrzymywane przez krewnych i swoich mężów. Groźba ich odesłania zostanie użyta do kontroli nad nimi i uciszenia - powiedziała, cytowana przez Euronews. Z kolei baronessa Sayeeda Warsi, muzułmańska polityk, uważa, że lekcje języka nie powinny być częścią strategii przeciwdziałania ekstremizmowi, bo to źle się kojarzy.
Podobnych argumentów używano w 2004 roku we Francji, kiedy wprowadzano zakaz noszenia chust dla dziewczynek w szkołach, związany z prawem o zakazie ostentacyjnego noszenia symboli religijnych. Wtedy też straszono, że dziewczynki nie pójdą do szkoły, ponieważ bardziej konserwatywni rodzice zatrzymają je w domach. W rzeczywistości po wprowadzeniu prawa w życie tylko 67 młodych kobiet kontynuowało naukę za granicą, a 73 w ramach edukacji pozaszkolnej, co jest niewielką liczbą w skali muzułmańskiej populacji Francji.
W kwestii chust brytyjski premier jest jednak bardziej ostrożny. Zapowiedział poparcie dla instytucji, które zechcą zakazać pełnych zasłon twarzy, ale jednocześnie wykluczył podobny do francuskiego zakaz zasłaniania twarzy w przestrzeni publicznej. A i tak oberwało mu się od muzułmanek. Przeciwstawiają mu obraz kobiety w chuście, która dba o dzieci, rozwozi je do szkoły, robi zakupy, obiad i dba o rodzinę, gdy mąż wraca z pracy i będzie, ich zdaniem, doskonale zintegrowana, jeżeli tylko Cameron, PEGIDa (organizacja walcząca z islamizacją Europy) i EDL (Angielska Liga Obrony) zaprzestaną stygmatyzowania społeczności. Czy jednak o taką pozycję kobiety w społeczeństwie walczyły pokolenia feministek?
Strategię przyjętą przez brytyjski rząd wyjaśnia Maajid Nawaz, były ekstremista islamski, obecnie zwolennik liberalizmu. Nawaz twierdzi, że nauka języka da kobietom większą samodzielność, a to sprawi, że mając lepszy status finansowy i edukacyjny będą mogły stać się "wzorem dla swoich często izolowanych dzieci drugiego pokolenia, które to bardziej niż pierwsze narażone jest na wpływ ekstremizmu". Zamykanie oczu na wpływ kulturowych elementów wzmacniających patriarchalizm jest, zdaniem Nawaza, niepostępowe i przypomina relacje mediów po wydarzeniach sylwestrowych w Kolonii.
10-latek na celowniku
Zagrożenie terrorystyczne i wzmożona czujność służb prowadzą do absurdów, dzięki którym łatwo jest wytoczyć działa oskarżeń o rasizm. Media bardzo szybko kolportowały informację o 10-letnim muzułmańskim chłopcu z Lancashire, który z powodu błędu ortograficznego został poddany przesłuchaniom policji. Chłopiec zamiast "terraced house" (szeregowiec) napisał, że mieszka w "terrorist house" (domu terrorystów). To, w powiązaniu z wcześniejszymi komentarzami Camerona, spowodowało kolejną falę oskarżeń o stygmatyzację.
Szef lokalnej policji Clive Grunshaw jednak zaprzecza, że to jedno zdarzenie doprowadziło do wszczęcia przez policję procedury. Informacji, które zwróciły uwagę policjantów, było więcej. - W tym przypadku żadne dodatkowe działania nie były potrzebne, ale jeżeli szkoła i policja nie zadziałałaby, to nie dopełniłyby obowiązku reakcji na niepokojące sygnały - mówi BBC komisarz Grunshaw. Z jednej strony mamy więc przestraszonego 10-letniego chłopca, którego przesłuchanie okazało się niepotrzebne, z drugiej strony pamiętamy o skutkach zaniedbań policji w wielu brytyjskich miastach, kiedy to unikano wątków rasowych w śledztwach w sprawach gwałtów i zmuszania do prostytucji, w obawie przed oskarżeniami o rasizm.
Gorąca debata wokół spraw w porównaniu z terrorystycznym zagrożeniem banalnych pokazuje, że stworzenie spójności społecznej w różnorodnym środowisku nie jest łatwe. Każdy krok w stronę integracji powoduje podnoszenie się głosów chroniących różnorakie wolności. Jedna strona odbiera te działania jako atak na jej tożsamość kulturową i religijną, druga obawia się, że walka o swobody służy jedynie wykorzystaniu liberalnych praw do wprowadzania zwyczajów z nimi sprzecznych. Czy obie strony będą potrafiły się dogadać?
Jan Wójcik, Euroislam.pl