"Większość parlamentarna to dobry znak"
Gościem "Sygnałów Dnia" Programu Pierwszego Polskiego Radia był marszałek Sejmu, Marek Jurek. Mimo zawirowań wokół koalicji, marszałek wierzy w sens budowania większości parlamentarnej. (...)jego obiektywny dorobek (...) oceniam zdecydowanie pozytywnie - powiedział Marek Jurek.
17.10.2006 | aktual.: 17.10.2006 10:42
Jacek Karnowski:Dzień dobry, panie marszałku. Prezydent ma nadzieję, że nominacja dla Andrzeja Leppera kończy kryzys polityczny. Pan jest również dobrej myśli?
Marek Jurek: Jest większość parlamentarna, to jest dobry znak. Rok pracy tego Sejmu, jeżeli chodzi o jego obiektywny dorobek, o ustawy, o kierunek polityki oceniam zdecydowanie pozytywnie i dlatego warto, żeby ten Sejm pracował dalej. Natomiast czy to wpłynie na atmosferę, która wygląda inaczej w Sejmie, dlatego że działamy w warunkach dużego konfliktu politycznego, myślę, że również sytuacja jest bardziej stabilna, kiedy jest większość zdolna do podejmowania decyzji, utworzenie tej większości powinno wpłynąć uspokajająco.
J.K.: Panie marszałku, jak PiS wytłumaczy ludziom, że powraca Andrzej Lepper? Padły mocne słowa, ja już nie chcę ich przywoływać, bo chyba bardzo często je przywoływano, ale jest jakiś problem powrotu, prawda, wytłumaczenia? Premier deklarował w Stoczni Gdańskiej, że nie będzie rozmawiał z ludźmi, z którymi nie należy rozmawiać.
M.J.: Nie sądzę, żeby wypowiedź premiera należało interpretować jako odmowę rozmów z w tej chwili czwartą partią w Sejmie, a w wyborach z trzecią partią w Sejmie. Mówił o osobach, których motywacje są niejasne. Panu Andrzejowi Lepperowi w przeszłości zarzucano, czasami również zarzucaliśmy bardzo wiele, ale akurat nie to, że jest człowiekiem o niejasnych intencjach. Budziły kontrowersje jego metody, skala postulatów politycznych, uchodził za polityka radykalnego, ale nie człowieka, którego należałoby określić tak, jak premier to sformułował w Stoczni. Natomiast w moim przekonaniu jeżeli dziennikarze przypominają mocne słowa, to dobrze, tylko rzeczywiście zgadzam się z panem redaktorem, że przypominają je za często. Ale dlaczego? Dlatego, że to nie słowa były powodem kryzysu w koalicji. Powodem była polityka budżetowa, stosunek do polityki zagranicznej, deklaracje, które premier ocenił jako i nierealistyczne, i rzeczywiście całkowicie rozbiegające się z polityką i z możliwościami tego rządu. I to było realnym
powodem, a nie to, że dokonano z jednej strony oceny aktu, a z drugiej strony oceny przeszłości.
J.K.: Czy to prawda, że Andrzej Lepper zrezygnował, panie marszałku, z roszczeń budżetowych, że ten budżet zostanie przyjęty w takiej formie, w jakiej przyjęła go Rada Ministrów?
M.J.: Budżet musi mieć 30-miliardową kotwicę, musi mieć nieprzekraczalny deficyt i w moim przekonaniu na to zgodziłby się każdy polityk wchodzący do rządu. Wicepremier się godzi z tym faktem i to jest po prostu konieczne, konieczne dla skuteczności pracy tego gabinetu i dla przewidywalności polityki państwa.
J.K.: Pan myśli, że ta bardzo wysoka temperatura sporu politycznego w Polsce między opozycją a obozem rządzącym, niektórzy porównują nawet do takiej swoistej zimnej wojny domowej, że to powoli będzie opadało?
M.J.: Bardzo bym chciał. W moim przekonaniu trzeba przywrócić coś, o czym wielokrotnie mówiliśmy, o czym wielokrotnie mówił premier Jarosław Kaczyński, to znaczy znaczenie obyczaju w życiu politycznym, obyczaju, który dookreśla relacje między większością a opozycją, który respektuje prawo opozycji do wyrażania swoich poglądów, ale który również sprawia, że opozycja potrafi być lojalna wobec państwa, przyjmując do wiadomości to, że na tym etapie spraw polskich sprawy prowadzi ten rząd mający tę większość parlamentarną, a opozycja jest rezerwą Rzeczypospolitej i przedstawia swój pogląd, co czyni swobodnie. W moim przekonaniu gdybyśmy stopniowo szli ku takiemu modelowi, to jest szansa nie tylko na zbudowanie większości parlamentarnej, ale na poprawę relacji parlamentarnych między rządem i opozycją, a to byłoby Polsce bardzo potrzebne, dlatego że paradoks tego momentu historycznego polega na tym, że przy całym złu postkomunizmu, które ujawnił pod koniec poprzedniej kadencji, mniej więcej ten okres, który się
rozpoczął śledztwem rywinowskim, myśmy w latach 2003, 2004, 2005 osiągnęli w gruncie rzeczy bardzo duży poziom zgody narodowej w sprawach zasadniczych, to znaczy w sprawach konstytucji europejskiej, w sprawach moralnych podstaw ustroju Polski, dawaliśmy temu wyraz i w debacie nad traktatem konstytucyjnym, ale również w uchwałach przedakcesyjnych Sejmu, w stosunkach zagranicznych, na przykład z Niemcami, rząd i opozycja i poszczególne odłamy opozycji mówiły jednym głosem. Warto byłoby tę sytuację odbudować.