Wiejas: "Kukiełki odmówiły premierowi. Zalewska 'popisze się' sama (Opinia)
Dotychczas rząd rozgrywał nauczycielskie związki zawodowe w mistrzowski sposób. Ustawił ich w roli "czarnych charakterów" i bezlitośnie odbijał. A tu zonk. "Kukiełki" urwały się ze sznurka. Rząd o zmianach w oświacie będzie rozmawiał sam ze sobą. Ewentualnie z "S" - sami krewni i znajomi królika.
Strajk nauczycieli trwa od 8 kwietnia. Już w przeddzień strajku reprezentująca stronę rządową wicepremier Beata Szydło osiągnęła "ogromny sukces". Podpisała porozumienie z Ryszardem Proksą (to taki działacz "Solidarności" od Piotra Dudy – podobno bicza bożego walczącego o prawa pracownicze).
Rząd liczył i się przeliczył
Dzięki porozumieniu, związkowcy spod sztandarów "S" mieli nie przystąpić do strajku. W założeniu wszyscy, ale duża część pokazała "Proksodudzie" czerwoną kartkę. Zaczęła strajk razem z "lewakami" z ZNP, FZZ i wcale potężną grupą belfrów niezrzeszonych, którzy nie idą pod żadną flagą z wyjątkiem tej, na której wypisane jest wielkimi literami „DOŚĆ PRACY ZA GŁODOWE STAWKI”.
I tu PiS, szefowa MEN Anna Zalewska i wicepremier Beata Szydło pokazali, że są mistrzami zarządzania kryzysowego. Rozpoczęła się gra kartami: "uczucia uczniów", "uczucia rodziców" i tą najważniejszą - "nieodpowiedzialność belfrów igrających przyszłością naszych dzieci".
Rząd doskonale zdawał sobie sprawę, że czas gra na jego korzyść. Pozorując kolejne rozmowy z ZNP i FZZ wiedział, że Polacy zaczną odwracać się od nauczycieli, że emocje zaczną przechylać się na stronę rządzących, którzy jak zwykle pochylają się z troską nad problemami Polaków.
Strajkujący co rusz słyszeli, że pieniędzy na podwyżki nie ma, że trzeba poczekać, że należy zachować się odpowiedzialnie (czyli tak jak "S").
Przez egzaminy ósmoklasistów i gimnazjalne rząd PiS przebrnął, zwołując pospolite ruszenie (strażacy, leśnicy etc. etc. Dobrze, że chłopaków od Joachima Brudzińskiego nie było, a może się mylę, wszak nie ogarnę wszystkiego). I tak pewnie poczuł się rząd, że przelicytował.
Ciekawe, co ma do powiedzenia rząd?
Premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że na 26 kwietnia zwołuje oświatowy okrągły stół. Nie w "eleganckich wnętrzach" Belwederu, jak proponował bezkompromisowy wobec rządów Jarosława Kaczyńskiego prezydent Andrzej Duda. Okrągły stół miał się odbyć na Stadionie Narodowym.
Pisałem kilka dni temu, że oświatowe związki zawodowe były w tym planie premiera potraktowane jako kukiełki, a "okrągły stół" będzie ostatnim aktem ich upokorzenia. Bo jak można byłoby do niego nie zasiąść, jeśli powtarza się, że podwyżki są ważne, ale przyszłość dzieci ważniejsza.
Pisałem to w sytuacji, gdy strajk groził niesklasyfikowaniem uczniów klas maturalnych. Szef ZNP w porozumieniu z FZZ znaleźli jednak rozwiązanie. Ogłosili, że wzywają dyrektorów do zwołania rad pedagogicznych, na których odbywa się wystawianie ocen końcowych, co otwiera drogę do odbycia się matur. Równocześnie związkowcy powiedzieli okrągłemu stołowi "nie".
I mają rację. Bo to byłby nie okrągły stół, a show legalizujące wszystkie dotychczasowe działania nieudolnej minister Anny Zalewskiej. Nie wiem, czy w planach było rozdawanie smażonych kiełbasek i piwa na trybunach (no dobrze, przesadzam), ale w takim miejscu nie rozmawia się poważnie o sprawach poważnych.
Tym bardziej że PiS od kilkunastu miesięcy powtarzał, że reformy oświatowej Zalewskiej były mistrzostwem świata. Jak się okazuje, nie były.
W tej sytuacji nie należało robić upokarzającego teatrzyku. Bo teraz to PiS musi powiedzieć, co ulepszyć w "doskonałym".
Osobiście wolę nie widzieć, co się ukaże, gdy PiS zrobi publicznie taki "intelektualny striptiz" bez udziału nauczycieli. Gdyby ze swoich pomysłów wyspowiadał się szef ZNP Sławomir Broniarz, można by liczyć, że pojawi się kilka ciekawych rozwiązań. A tak, to obnażona z wykwitów swojej pomysłowości zostanie Zalewska (oświatowy okrągły stół bez szefowej MEN to chyba niemożliwe, prawda pani wicepremier Szydło?).
Nie będzie to prawdopodobnie ciekawy widok. Już raz Anna Zalewska pokazała, co ma najlepszego do zaproponowania.