Wiec pracowników w Stoczni Gdańskiej
Ponad 300 rozsierdzonych stoczniowców stanęło wczoraj przed budynkiem dyrekcji Stoczni Gdańskiej. Wiec zorganizowany przez związki zawodowe przyjął uchwałę, w której pracownicy m.in. domagają się dokapitalizowania zakładu, dbania o interesy stoczniowców i przede wszystkim zmiany właściciela firmy. Tym ostatnim jest Stocznia Gdynia.
03.06.2005 | aktual.: 03.06.2005 09:04
Atmosfera wiecu, zwołanego na godz. 9, była gorąca. Stoczniowcy przynieśli ze sobą drewniane dyby, w które zakuli kukły z wizerunkami m.in. obecnego prezesa Grupy Stoczni Gdynia (GSG) SA (należą do niej stocznie w Gdyni i Gdańsku), Jerzego Lewandowskiego, oraz byłego szefa grupy Janusza Szlanty. Wyżej zawieszone zostały haki rzeźnickie oraz napis "Sąd ślepy - my nie". Tłum pracowników skandował pod adresem władz firmy "złodzieje", dookoła co chwila wybuchały petardy.
- Rząd dał polskim stoczniom 2,5 miliarda złotych, z czego ani jedna złotówka nie wpłynęła do Stoczni Gdańskiej - podkreślał w trakcie wiecu Roman Gałęzewski, szef zakładowej "Solidarności". Związkowcy zarzucili również kierownictwu GSG, że wykorzystuje gdański zakład jako "śmietnik kosztów", przez co notuje on straty. Jego zdaniem, Stocznia Gdynia jest winna Stoczni Gdańskiej za zbudowane statki ponad 33 mln zł.
Według szefa stoczniowej "S", Lewandowski nie zgadza się na to, aby w Radzie Nadzorczej Stoczni Gdańskiej zasiadł niezależny przedstawiciel ze strony Skarbu Państwa, który mógłby kontrolować działalność przedsiębiorstwa. Nie dopuszcza się też zatrudnienia w Gdańsku kompetentnych menedżerów. Wśród postulatów załogi znalazło się także żądanie ukarania winnych w zarządzie samej Stoczni Gdańskiej za spowodowanie strat w wysokości sześciu milionów złotych przy budowie statku dla Stoczni Remontowej w Gdańsku. - Przez to nie dostaliście podwyżek! - krzyczeli do pracowników związkowcy.
Pracownicy domagają się również od sądów i prokuratury ,sprawiedliwego i obiektywnego rozliczenia afer związanych z zakupem i zarządzaniem Stocznią Gdańską". - Odpowiedzialnych za straty rozliczymy, nie dajmy się jednak ponieść emocjom, bo to może zaszkodzić firmie w oczach armatorów i banków. Wtedy się nie utrzymamy - apelował do załogi wiceprezes Stoczni Gdańskiej Maciej Wierzbicki. Zakwestionował on jednak opinię Gałęzewskiego, że gdańska stocznia nie otrzymała żadnych pieniędzy w ramach wsparcia rządowego dla branży okrętowej. Twierdzi, że dostała m. in. 20 mln zł kredytu z Agencji Rozwoju Przemysłu.
Michał Lewandowski