Wiec białoruskiej opozycji zakończony bez interwencji milicji
Na wezwanie wspólnego kandydata sił
demokratycznych na prezydenta Białorusi, Aleksandra Milinkiewicza,
zebrało się w centrum Mińska kilka tysięcy ludzi.
Milicja nie interweniowała, choć otoczyła tłum szczelnym kordonem.
02.03.2006 | aktual.: 02.03.2006 20:20
Działania władz pokazują, że w naszym kraju nie ma ani prawdy, ani sprawiedliwości, ani wolności - ocenił w przemówieniu Milinkiewicz.
Wszystkie kanały telewizji pokazują tylko jednego kandydata, wychwalając jego rzekomo ważną działalność dla kraju. Ochraniają go dziesiątki, tysiące uzbrojonych ludzi. Oni nie rozumieją, że narodu nie ma co się bać - mówił.
Prawda jest taka, że w naszym kraju nie ma demokracji. Nie ma wolności słowa. Łamane są podstawowe prawa człowieka, prawo do życia i wyboru władz - wołał, a tłum przyjął jego słowa okrzykami "Hańba!". My ustanowimy prawdę i sprawiedliwość - obiecał Milinkiewicz swym wyborcom.
Wiecu nie udało się przeprowadzić - jak planowano - na Placu Wolności, który obstawili milicjanci po cywilnemu i nikogo nie wpuszczali. Tłum wraz ze swym kandydatem ruszył do oddalonego o kilkaset metrów Pałacu Sportu. Tu natknął się na szczelny kordon jednostek specjalnych. Na widok Milinkiewicza funkcjonariusze zaczęli bić pałkami w tarcze.
Manifestanci znaleźli jednak miejsce przy bocznym wejściu do Pałacu Sportu. Podczas przemówienia Milinkiewicza ukryty za tarczami kordon otoczył budynek i stojących przy nim ludzi. Mniejsze grupki ludzi wypychano poza obrzeża otaczającego gmach terenu.
Z megafonów rozległy się wezwania do rozejścia. Po przemówieniach członków sztabu wyborczego Milinkiewicza tłum rozszedł się w spokoju pod okiem milicji. Wbrew wcześniejszym obawom nikogo nie aresztowano - powiedział Pawał Mażejka, rzecznik sztabu Milinkiewicza.
Bożena Kuzawińska