Widziałem prawdziwe piekło
Michał Przedlacki przetrwał na Sri Lance tsunami. Był kilka metrów od plaży, gdy fala morderca uderzyła. Trzy dni
odcięty od świata. Widział stosy ciał i oszalałych z bólu ludzi. Jego relacja to opis piekła. Wciąż przebywa na Sri Lance.
31.12.2004 | aktual.: 31.12.2004 08:11
Michał Przedlacki z Płocka, po skończeniu Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, pojechał do pracy na Sri Lankę. W agencji reklamowej pracował tam rok. Był w raju na ziemi, bo tak właśnie określano Unawatunę na północy zachodniego wybrzeża Sri Lanki. Tak było do 26 grudnia. Co naprawdę zdarzyło się tego dnia? Oto relacja Michała...
Obudziliśmy się sekundy przed falą. W czasie uderzenia tsunami byłem z moim kolegą Timothy'm ze Sri Lanki w wynajętym pokoju, jakieś 10 kroków od plaży. Pierwsza fala zmiotła wszystko. Wbiła nas w ścianę i rozstrzaskała drzwi. Do naszego pokoju została dosłownie wtłoczona dwójka osób - cudzoziemiec ze swoją córką. Drugą córkę fala poniosła dalej. Woda podniosła nas pod sufit. Wysiadła elektryczność. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Byliśmy w szoku.
Zaczęliśmy się modlić. Krzyk i odgłosy zniszczenia słychać było wokół. Ta fala wdarła się w ląd na kilometr. Zatapiała ludzi, którzy jechali autobusami, i tych, którzy robili zakupy na niedzielnym targu... Cofając się, woda zabierała martwych oraz żywych jeszcze ludzi. Zabierała wszystko.
Po uderzeniu pierwszej fali nasza wioska przestała istnieć. Wydostaliśmy się z pokoju i ruszyliśmy w głąb lądu. Ciała były wszędzie. Wokół chodzili ludzie szukający bliskich i ci, którzy krzyczeli z bólu, niosąc na rękach zwłoki.
Kilka minut przed uderzeniem drugiej fali dotarliśmy do Rock House Hotel. Było w nim wielu rannych. Woda zalała niższe kondygnacje. Zostaliśmy odcięci od świata. To były trzy dni nieopisanego koszmaru. Liczbę martwych oceniało się przez liczenie, ile osób przeżyło.
Bez pomocy przeżyliśmy więcej, niż można opisać. Staraliśmy się jakoś sobie pomóc - zdobywaliśmy wodę, grzebaliśmy i fotografowaliśmy zmarłych, próbowaliśmy wezwać pomoc. Poznałem wielu bohaterów, tych wszystkich, którzy pokonali strach i w chwilach największego przerażenia walczyli o życie innych. Nieopisywalnie wspaniali ludzie ze Sri Lanki, którzy stracili wszystko, dawali nam jedzenie.
We wtorek dwoma autobusami turyści z hotelu pojechali do konsulatu brytyjskiego. Większość z nich odleciała już do swoich domów. Ludzie ze Sri Lanki pozostali. Stracili wszystko. Na Sri Lance ponad milion osób nie ma dachu nad głową, jedzenia, lekarstw, opieki, infrastruktury... Wszystkim grozi epidemia, która jest groźniejsza niż każde tsunami.
Chciałbym prosić Państwa o pomoc dla Sri Lanki. Ale po trzech dniach szalejącej śmierci trudno znaleźć właściwe słowa.