Wiceprezes Energa-Operator potrącił człowieka. Był pijany
2,4 promila alkoholu we krwi miał Krzysztof B., gdy 12 marca potrącił człowieka służbową skodą. Krzysztof B. w momencie wypadku był wiceprezesem firmy Energa-Operator należącej do grupy Orlen. Zrezygnował już z posady. Kontrolowany przez państwo koncern nie udzielił nam informacji, czy dostał odprawę, czy został zwolniony dyscyplinarnie bez żadnych benefitów.
W sobotę 12 marca było kilka stopni powyżej zera. O godz. 19:37 było już po zmroku, ale widoczność była tego dnia dobra, a ulica Olsztyńska w Nowej Wsi jest oświetlona.
Wylotówką z Iławy w kierunku Ostródy i Olsztyna jechała skoda superb. W okolicy pętli autobusowej, zaraz za pasami dla pieszych, przez drogę postanowił przebiec mężczyzna. Słabo kontrolował swoje ruchy - jak się później okaże, był kompletnie pijany. Kierowca skody nie miał szans, żeby go ominąć. Uderzył pieszego. Za chwilę wyjdzie na jaw, że jego percepcja też była zaburzona alkoholem.
Na miejsce wypadku natychmiast wezwano służby. Karetka zabrała potrąconego pieszego do szpitala. Stwierdzono u niego dość poważne obrażenia, ale ustalono też, że w momencie wypadku miał 4 promile alkoholu w organizmie.
Za kółkiem mimo 2,4 promili we krwi
Policjanci zaczęli też badać pod kątem trzeźwości kierowcę skody. Pierwsze badanie: 1,14 mg alkoholu na litr wydychanego powietrza, czyli ok. 2,4 promila. W kolejnych było coraz mniej alkoholu, ale ostatni pomiar dał 1,02 mg na litr, czyli ok. 2,15 promila. Kierowca, Krzysztof B., został zatrzymany.
Jak poinformował Wirtualną Polskę Piotr Budziejowski, zastępca Prokuratora Rejonowego w Iławie, mężczyźnie postawiono dwa zarzuty: prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości oraz spowodowanie wypadku w ruchu drogowym. Krzysztof B. przyznał się tylko do jazdy po alkoholu. Uważa, że odpowiedzialność za wypadek ponosi pieszy, który wbiegł na drogę w nieprzepisowym miejscu. B. odebrano prawo jazdy, zabezpieczono samochód (skoda superb była służbowa, więc na policyjny parking trafił 11-letni Nissan Navara) i wypuszczono na wolność.
To był dopiero początek problemów Krzysztofa B. Bo mężczyzna w momencie wypadku był wiceprezesem firmy Energa-Operator. To część Grupy Energa, należącej z kolei do Grupy Orlen. Energa-Operator zajmuje się m.in. dystrybucją energii elektrycznej do odbiorców przez zarządzaną przez siebie sieć energetyczną.
"Zgodnie z wymogami koncesji na działalność dystrybucyjną, Energa-Operator odpowiada za rozwój, eksploatację i modernizację infrastruktury przesyłowej na terenie funkcjonowania, by przyłączonym do sieci odbiorcom dostarczać energię o prawidłowych parametrach jakościowych" - czytamy na stronie firmy.
Krzysztof B. był w Energa-Operator wiceprezesem od kwietnia 2017 r. W ostatnim czasie zajmował się m.in. zdalnymi licznikami do prądu. Wypowiadał się na ten temat wielokrotnie w mediach. "Zdalne opomiarowanie stanowi integralny element inteligentnych sieci energetycznych. Jest również ważnym filarem transformacji energetycznej, bez którego wprowadzanie nowych rozwiązań, związanych np. ze zwiększaniem elastyczności sieci, nie będzie w pełni możliwe" - cytowały go m.in. gazety z koncernu Polska Press, też należącego do Orlenu.
Odszedł ze spółki. Nie wiemy, na jakich zasadach
Wkrótce po spowodowaniu wypadku Krzysztof B. zrezygnował z zasiadania w zarządzie Energa-Operator. W kwietniu złożył też rezygnację z posady w zarządzie Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej.
Próżno jednak szukać informacji o powodach jego rozstania z kontrolowanym przez państwo koncernem. Z informacji w Krajowym Rejestrze Sądowym wynika, że z firmą Energa-Operator pożegnał się 12 kwietnia.
B. został też usunięty ze strony firmy, chociaż ktoś zapomniał o jej angielskiej wersji, gdzie mężczyzna wciąż widnieje jako wiceprezes. Wysłaliśmy pytania do rzecznika Energa-Operator Grzegorza Barana. Po kilku ponagleniach otrzymaliśmy odpowiedź, z której wynikało, że odwołanie Krzysztofa B. odbyło się na poziomie centrali Energi.
Wysłaliśmy więc pytania do biura prasowego energetycznego koncernu kontrolowanego przez państwo. Zapytaliśmy: jakie były powody rozstania z panem Krzysztofem B., w jaki sposób rozwiązano z nim umowę, czy pracuje obecnie na innym stanowisku w koncernie. I czy wobec faktu, że pan Krzysztof B. służbowym samochodem pod wpływem alkoholu potrącił człowieka, zostały wyciągnięte wobec niego jakieś konsekwencje?
Nie dostaliśmy odpowiedzi na żadne z powyższych pytań. Dyrektor biura prasowego Energi Krzysztof Kopeć, który słynie na Twitterze z ogromnej aktywności i wypowiadania się na wszelkie tematy związane z energetyką, tym razem poświęcił nam pięć słów: "spółka nie komentuje decyzji kadrowych".
Próbowaliśmy dopytać, w jaki sposób spółka rozstała się z Krzysztofem B. Bo, jak zwracają uwagę pracownicy grupy Orlen, jeśli doszło do rozwiązania umowy za porozumieniem stron, Krzysztofowi B. przysługuje sześciomiesięczna odprawa plus zapewne płatny zakaz konkurencji. Natomiast gdyby został zwolniony dyscyplinarnie, żadne z tych świadczeń by mu się nie należało.
Pomimo ponawianych kilka razy próśb o odpowiedź na to pytanie, Krzysztof Kopeć nie wyjaśnił nam tej kwestii.
W sprawie Krzysztofa B. obecnie działa policja. Powołano biegłego, który ma zrekonstruować przebieg wypadku, zbierane są też i zabezpieczane dowody dotyczące zdarzenia z udziałem byłego już wiceprezesa Energa-Operator.
Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: szymon.jadczak@grupawp.pl