ŚwiatWenezuela na skraju przepaści. Będzie nową Ukrainą?

Wenezuela na skraju przepaści. Będzie nową Ukrainą?

Wenezuela stoi na progu bankructwa i rozpadu państwa. Ale nie przeszkadza jej to, by tym gorliwiej prowadzić krucjatę przeciwko imperializmowi i "odpierać amerykańską inwazję".

Wenezuela na skraju przepaści. Będzie nową Ukrainą?
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Miraflores Palace
Oskar Górzyński

31.03.2015 | aktual.: 31.03.2015 19:09

Jeśli uwierzyć w przekaz płynący z państwowych mediów, Wenezueli lada chwila grozi amerykańska inwazja. Cały kraj został postawiony w stan podwyższonej gotowości: w odpowiedzi na zagrożenie, zarządzono największe od lat, 10-dniowe ćwiczenia wojskowe z udziałem ponad 100 tys. żołnierzy. Kontynuujący po Hugo Chavezie dzieło socjalistycznej rewolucji prezydent Nicolas Maduro ze względu na spodziewaną inwazję rządzi poprzez wydawanie dekretów. W stolicy kraju, Caracas, aresztowano mera miasta Antonio Ledezmę, który według rządu miał przygotowywać się- z amerykańską pomocą - do zorganizowania zamachu stanu, ze szturmem na pałac prezydencki i użyciem wojskowych myśliwców włącznie. Wydalono też 83 z 100 pracowników ambasady USA. "Niech nasza święta ojczyzna nigdy nie pozwoli, by na jej ziemi stanął but imperialistycznego najeźdźcy" - zawołał na Twitterze Maduro.

Kryzys dyplomatyczny

Wszystkie te działania wpisują się w najgorszy od 2002 roku (doszło wówczas do nieudanej próby zamachu stanu) kryzys w relacjach między Waszyngtonem a Caracas. Co wywołało tak gwałtowną reakcję Boliwariańskiej Republiki? Wszystko zaczęło się od wznowionych w lutym masowych protestów przeciwko rządom Maduro. Protestujący, głównie przedstawiciele klasy średniej przez kilka tygodni domagali się dymisji rządu i rozpisania nowych wyborów. Władze odpowiedziały brutalnie - w wyniku próby pacyfikacji protestów zginęło co najmniej 13 osób, w tym 14-letni chłopiec i 22-letnia była Miss Wenezueli. W reakcji na te wydarzenia prezydent USA Barack Obama zdecydował o wprowadzeniu sankcji wobec przedstawicieli reżimu odpowiedzialnych za przemoc i oficjalnie uznał Wenezuelę za "nadzwyczajne zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych". I choć w Waszyngtonie tłumaczono, że krok ten był jedynie warunkiem koniecznym do wprowadzenia sankcji, to w Caracas postanowiono zinterpretować go całkiem dosłownie - a w efekcie cały kraj opanowała
patriotyczna i antyimperialistyczna gorączka. Państwowe media donosiły o krążącej petycji przeciw polityce USA, którą podpisać miałoby 10 milionów mieszańców, a wenezuelska minister edukacji dowodziła, że przeciw imperialnym zakusom Obamy protestowały nawet dzieci w przedszkolach.

Na skraju przepaści

Prawdziwym powodem wzniecenia tej kampanii może być jednak nie tyle zagrożenie amerykańską inwazją ile chęć odwrócenia uwagi od opłakanej sytuacji ekonomicznej kraju.

- Stany Zjednoczone oczywiście nie planują żadnej akcji militarnej wymierzonej w Wenezuelę. Maduro użył sankcji jako pretekstu by wzmocnić swoją władzę i rządzić poprzez dekrety - mówi WP Patrick Duddy, były ambasador USA w Caracas.

Po 16 latach socjalistycznej rewolucji Chaveza i Maduro, wenezuelska gospodarka znajduje się na skraju przepaści. O tym, jak trudna to sytuacja świadczy nie tylko ponad 70-procentowa inflacja i pierwsze miejsce w rankingu najbardziej cierpiących gospodarek świata (Wenezuela bije tu na głowę nawet Grecję, Ukrainę i Rosję). W wielu sklepach brakuje bowiem najbardziej podstawowych dóbr: doszło nawet do tego, że swoją pomoc zaoferowały sąsiednie wyspy, które zaproponowały rządowi Maduro dostawy papieru toaletowego w zamian za ropę naftową. Utrzymujące się od wielu miesięcy niskie ceny ropy - surowca, na którym opiera się cała gospodarka kraju - tylko pogłębiają ten kryzys.

- Wenezuela może stać się tegoroczną Ukrainą, czyli miejscem kolejnego nieprzewidzianego przez świat kryzysu - ocenia John Tures, politolog z Uniwersytetu La Grange w Georgii - Nawet przed spadkiem cen ropy, jej gospodarka przeżywała dramatyczny upadek. Wkrótce ten kraj może się okazać następnym przykładem "państwa upadłego" - dodaje.

Geopolityczna rozgrywka

Porównanie do sytuacji na Ukrainie jest o tyle trafne, że podobnie jak Ukraina, tak i Wenezuela jest przedmiotem przypominających czasy zimnej wojny starć między Rosją i USA. Rząd Maduro jest bowiem największym sojusznikiem Moskwy w regionie. W optyce Kremla, wspieranie wrogiego wobec Stanów kraju na ich geopolitycznym "podwórku" jest odpowiedzią na ekspansję NATO w rosyjskiej strefie wpływów. Tymczasem Moskwa sporo w sojusz z Wenezuelą zainwestowała. Rosyjskie dostawy broni dla wenezuelskiej armii w samym tylko ubiegłym roku wyniosły ponad 12 miliardów dolarów, a Morze Karaibskie jest co jakiś czas miejscem manewrów z udziałem obu krajów (wspólne ćwiczenia marynarek wojennych obu państw mają odbyć się za kilka tygodni). Sojusz ten ma także wymiar propagandowy: Wenezuelska telewizja państwowa oznajmiła niedawno stworzenie wspólnej inicjatywy wraz z kremlowskim kanałem Russia Today. Przedsięwzięcie - cykl programów i reportaży - ma wymowną nazwę: "Rosja i Wenezuela: na celowniku".

- To wpisuje się w zimnowojenną strategię Rosji: wspierać wszystkich tych, którzy występują przeciw Ameryce - niezależnie od kosztów takiej polityki - mówi Mark Katz, profesor Uniwersytetu George'a Masona w Waszyngtonie, autor książek o polityce zagranicznej Rosji. - Problem tylko w tym, że Rosja niewiele praktycznie na tym zyskuje. Tym bardziej, że w obecnej sytuacji Wenezuela jest sojusznikiem, który więcej bierze niż daje - podkreśla ekspert.

Rosja nie jest jednak jedynym rywalem USA, z którym reżim Maduro utrzymuje ciepłe relacje. Zażyłe stosunki łączą go także z Teheranem - mówi się tu nawet o potajemnej sprzedaży uranu Islamskiej Republice. Jeszcze większą rolę grają Chiny, które już pożyczyły rządowi w Caracas ponad 50 miliardów dolarów, a we wtorek uzgodniona została kolejna 10-miliardowa transza kredytu. Nie jest to jednak wynik altruizmu lub ideologicznych sympatii. W zamian za podtrzymywanie wenezuelskiej gospodarki, Pekin otrzyma bowiem nie tylko tanią ropę, której bardzo potrzebuje, ale także i dostęp do samych złóż surowca, co od dawna było celem Chin w Ameryce Południowej.

- Chiny kierują się w swej polityce przede wszystkim pragmatyzmem - mówi Katz. - Trudno oczekiwać, by wsparły Wenezuelę w imię walki z amerykańskim imperializmem, jeśli ucierpiałyby na tym ich stosunki z USA. Tu Pekin ma do stracenia dużo więcej - dodaje.

Oskar Górzyński, Wirtualna Polska
Zobacz również: Wenezuela: zakupy na odcisk palców sposobem na spekulantów
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (290)