Wczasy pod lipą

Aby zrozumieć skłonność Rosjan do podróbek i udawania, trzeba wiedzieć, jak ważne są dla nich pozory. W tym kraju za pieniądze można załatwić nawet bijatykę na weselu, którą goście będą wspominać przez lata.

31.07.2006 | aktual.: 14.03.2007 08:35

Zawsze chciałeś zaimponować znajomym swą wyprawą do Brazylii, a nie było cię na nią stać? Wystarczy zapłacić 500 dolarów, a dostaniesz do rąk zdjęcia, na których wygrzewasz się na plaży Copacabana, w lasach deszczowych Amazonki nocujesz w krytych słomą chatach i stoisz na szczycie Corcovado w Rio, z rozpostartymi ramionami niczym Kate Winslet na dziobie Titanica. Moskiewskie biuro Persey Tours z trudem opędzało się od wierzycieli, zanim zaczęło oferować fikcyjne wakacje. Teraz dostarczają „prawdziwe” odcinki biletów, rachunki hotelowe, zdjęcia klientów na tle słynnych zabytków i cudów przyrody oraz upominki do ustawienia w salonie. Jeśli klientem jest szukający przygód mąż, który chce, by żona uwierzyła w jego wycieczkę na ryby, biuro Persey oferuje nie tylko zdjęcia z wędkowania, ale również numer telefonu „kontaktowego” do odległej leśniczówki. Osoba, która odbierze tam telefon od żony, potwierdzi, że mąż się zakwaterował, ale chwilowo nie może podejść. Biuro zapewnia nawet parę świeżo złowionych ryb,
które należy pokazać w drzwiach stęsknionej żonie.

Kranówa plus spirytus

Wszystko to oczywiście lipa, ale w Rosji różnica między oryginałem a falsyfikatem traci znaczenie. Jeśli istnieje światowa stolica bezczelnego fałszerstwa, to jest to Moskwa. Zapomnijcie o podrabianych zegarkach Rolex i torbach Gucci – to dobre dla dzieciaków. Przedsiębiorczy Rosjanie oferują obrazy milionowej wartości, rzekomo malowane przez Iwana Szyszkina, podrobione przepustki na Kreml, na których podpisał się rzekomo sam Władimir Putin, fałszywe dyplomy szkół medycznych i sprzedawane okazyjnie po 300 dol. koty dachowce jako czystej krwi zwierzaki rasy syberyjskiej. Za 300–400 dol. można nawet zamówić klasyczną bijatykę na weselu. – Jeśli poczytasz cokolwiek o tradycyjnych ślubach w starym, rosyjskim stylu, zorientujesz się, że nie mogą się one obejść bez rozróby – mówi 22-letni Aleksandr Jermiłow, od niedawna utrzymujący się ze świadczenia takich usług. Chyba na każdym rosyjskim bazarze można znaleźć cuchnące słoiki udające kawior z bieługi za sto dolarów czy wodę z kranu sprzedawaną jako produkt z
rzadkiego mineralnego źródła. Są też „wina” z ekskluzywnymi francuskimi nalepkami, powstałe ze zmieszania soku z winogron i taniego spirytusu oraz kosztowne japońskie telefony komórkowe i konsole do gier Sony PlayStation 2. montowane na przedmieściach Moskwy.

Eksperci oceniają, że 12 proc. leków sprzedawanych w Rosji to podróbki. W jednym z ostatnich badań znaczna część testowanych środków na ból głowy nie zawierała żadnych składników leczniczych. Ministerstwo rozwoju gospodarczego ocenia, że nawet połowa dóbr konsumpcyjnych na rosyjskim rynku to podróbki. Szef resortu German Oskarowicz Gref oświadczył w styczniu, że obrót falsyfikatami ma wartość od czterech do sześciu miliardów dolarów rocznie – nikt nie wie dokładnie ile, bo księgi rachunkowe też się fałszuje. Każdy Rosjanin styka się z niezliczonymi oszustwami, z których większość jest tolerowana, bo z reguły sprawiają, że życie jest tańsze i prostsze. I tak na przykład moskiewskie korki rozstępują się jak Morze Czerwone, gdy jedzie samochód z błyskającym kogutem i fałszywymi oznaczeniami wskazującymi, że właściciel jest VIP-em. By zdobyć prawdziwe oznaczenia tego rodzaju, trzeba być wysoko postawionym przedstawicielem władz, ale jeśli masz dużego czarnego mercedesa z przyciemnionymi szybami, nikt nie będzie
zbyt dociekliwy. Ogłoszenia w metrze oferują fałszywe pozwolenia na pracę, podrabiane zaświadczenia uprawniające do bezpłatnej opieki medycznej i „pomoc” w uzyskaniu certyfikatu operatora ciężkiego sprzętu. Za 18,5 dolara rocznie kierowcy mogą nabyć polisę OC, która przydaje się w przypadku milicyjnej kontroli.

Nieprawdziwe dyplomy i papiery z ocenami semestralnymi to z kolei sposób, w jaki zajęty student radzi sobie z trudnościami w szkole. Nawet rozprawa doktorska Władimira Putina zawierała obszerne fragmenty tekstu opublikowanego przez naukowców z Pittsburgha. Te rewelacje nie odbiły się echem w moskiewskiej prasie. W Rosji przedstawiciele władz bez zastanowienia powierzają podwładnym zadanie posklejania swojej pracy naukowej z fragmentów cudzych doktoratów. Dziennikarz „Los Angeles Times” zadzwonił do kobiety o imieniu Nadieżda, której numer telefonu wraz z ofertą dostarczenia dyplomów uniwersyteckich był wywieszony w moskiewskim metrze. Zapytał, czy mógłby dostać dyplom Państwowego Uniwersytetu Medycznego.

– Nie ma problemu. To będzie kosztować 15 tys. rubli (555 dolarów – przyp. LAT).

Który rok ukończenia studiów? – Może coś pomiędzy 1982 a 1984? – Da się zrobić. Kobieta poprosiła klienta o pełne imię i nazwisko, spytała, jakie stopnie życzy sobie na wypisie z indeksu oraz czy chce być zapisany na zajęcia dzienne, czy wieczorowe. – A tak przy okazji, studiował pan w ogóle medycynę? – spytała, najwyraźniej uświadamiając sobie możliwe konsekwencje fałszerstwa. – Szczerze mówiąc, nie... – Więc może nie powinien się pan decydować. – No cóż, te papiery są mi bardzo potrzebne. – Bo wie pan, jeśli nie miał pan wcześniej nic wspólnego z medycyną, to może trzeba to jeszcze przemyśleć i zastanowić się nad czymś innym. – Nie, nie, ja naprawdę pilnie potrzebuję medycznego wykształcenia. Nie mogę tego teraz pani wyjaśnić przez telefon. – W porządku... Kiedy mogę otrzymać wszystkie dane?

Jak mówi Jurij Lubimow, doradca ds. zwalczania piractwa przy ministrze rozwoju gospodarczego, aby zrozumieć apetyt Rosjan na podróbki, trzeba zrozumieć, jak ważne są pozory. – Lepiej wyglądać jak „ktoś”, niż tym „kimś” być. To bardzo wschodni sposób myślenia. Znam tu ludzi, którzy wcale nie mają dużo pieniędzy, ale i tak kupią wielki samochód, żeby inni postrzegali ich jako bogatych i wpływowych.

Z wiatraka cerkiew

Nikt nie potrafi przy tym rozpoznawać podróbek tak dobrze, jak Rosjanin – spytajcie jakąkolwiek kobietę, która z pogardą patrzy na właścicielki futer z królików przechadzające się po ulicy Twerskiej. Albo zwróćcie się do Marii Babałowej, krytyka muzycznego z dziennika „Izwiestia”, która tylko uniosła brwi, gdy zobaczyła rozwieszone w całym mieście bilbordy zapowiadające występ „wschodzących gwiazd La Scali”. – Czemu nikt nigdy o nich nie słyszał? – zaczęła się zastanawiać . Na to pytanie Grigorij Papisz, producent z Międzynarodowego Domu Muzyki w Moskwie, gdzie zaplanowano występ, tłumaczył, że zbyt późno dowiedział się, iż śpiewacy są dopiero „na drodze do podpisania kontraktów z La Scalą”.

Nieco wcześniej w Moskwie występowali niezupełnie oryginalni artyści Royal Opera House z Covent Garden w Londynie. W zeszłym roku zaś okazało się, że setki dzieł sztuki zostało w Rosji zręcznie podrobionych i sprzedanych nierzadko dziesiątki tysięcy dolarów powyżej rzeczywistej wartości. Oszuści kupowali relatywnie tanie obrazy wschodnioeuropejskich malarzy z XIX wieku i na przykład na holenderskim wiatraku z oryginału malowali rosyjską cerkiew. Takie prace, kupione za 1,5 do 20 tys. dolarów, po przeróbce sprzedawano za 50 tys. do nawet miliona, ale już jako sygnowane przez Władimira Orłowskiego czy Aleksandra Kisielowa.

Problem podróbek osiągnął stan kulminacji w końcu ubiegłego miesiąca, gdy władze wycofały dotychczasowe, łatwe do fałszowania znaki akcyzy. W rezultacie wino znikło z półek, bo kupujący wpadli w panikę i uznali, że lepsze podrabiane niż żadne. Odpowiedzialnością obarczono w równiej mierze ospałych biurokratów, chciwych celników i skorumpowanych inspektorów kontroli – triadę, która utrzymuje status quo, jeśli chodzi o rynek pirackich dóbr w Rosji.

– By walczyć z podróbkami, potrzeba dobrze funkcjonującego systemu organów egzekwowania prawa, sprawnego systemu celnego i sądownictwa. I tego wszystkiego nam brakuje – mówi Dmitrij Janin, szef Konfederacji Stowarzyszeń Konsumentów w Rosji. Dmitrij Popow, założyciel i szef biura Persey Tours, w ubiegłym roku zarobił dwa tysiące dolarów, pomagając właścicielowi stacji benzynowej na Syberii przekonać przyjaciół, że wykupił lot na Księżyc na pokładzie rosyjskiej stacji kosmicznej. – Oczywiście ryczał ze śmiechu, składając zlecenie – mówi Popow. – Ale zapłacił.

KIM MURPHY © Los Angeles Times, 10.07. 2006

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)