Ważą się losy Ukrainy
Kto będzie nowym premierem Ukrainy? – Mykoła Azarow to najlepszy kandydat dla samego Wiktora Janukowycza. Nie ma bowiem swojej frakcji w Partii Regionów, jak i takich ambicji politycznych, by odebrać przywództwo partii Janukowyczowi. Wybór ten byłby jednak trudny do zaakceptowania dla potencjalnych koalicjantów, z którymi musi się układać Partia Regionów. Stąd, jak zakładam, pojawiały się nazwiska pozostałych dwóch kandydatów, czyli Serhija Tihipko i Arsenija Jaceniuka - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Anna Górska, analityk z Ośrodka Studiów Wschodnich. Zaznacza, że ewentualna wygrana Tihipko czy Jaceniuka byłaby Janukowyczowi na rękę, gdyż przerzucałaby odpowiedzialność za sprawy gospodarcze, zwłaszcza finanse publiczne, na kogoś spoza Partii Regionów.
23.02.2010 | aktual.: 24.02.2010 10:03
Najpierw Partia Regionów Wiktora Janukowycza zainicjowała dymisję rządu premier Julii Tymoszenko (projekt uchwały w tej sprawie zarejestrowano już w parlamencie). Potem prezydent-elekt oświadczył, że stanowisko nowego premiera może objąć bankier Serhij Tihipko, były minister spraw zagranicznych Arsenij Jaceniuk bądź Mykoła Azarow z otoczenia prezydenta. - Ostateczny wybór premiera nastąpi później, w procesie formowania koalicji w Radzie Najwyższej (parlamencie) - powiedział Wiktor Janukowycz w wywiadzie telewizyjnym.
Największą popularnością, jak dotąd, cieszy się 50-letni Serhij Tihipko, który w pierwszej turze wyborów prezydenckich zajął trzecie miejsce, uzyskując 13,05% głosów. 6,8- procentowe poparcie, tym samym zajmując czwarte miejsce, zajął 35-letni Arsenij Jaceniuk. Najstarszym kandydatem, ale jako jedyny należącym do ścisłego otoczenia Wiktora Janukowycza, jest 63-letni Mykoła Azarow.
O tym, czy Serhij Tihipko powinien ubiegać się o stanowisko premiera Ukrainy, jakie wyzwania czekają nowego szefa rządu i czy Ukraina poradzi sobie z korupcją, rozmawiamy z Anną Górską, analitykiem z Ośrodka Studiów Wschodnich.
WP: Anna Kalocińska, Wirtualna Polska: Wiktor Janukowycz oświadczył, że stanowisko nowego premiera Ukrainy może objąć cieszący się popularnością bankier Serhij Tihipko, były minister spraw zagranicznych Arsenij Jaceniuk bądź Mykoła Azarow z otoczenia prezydenta. Jeśli nie Tymoszenko to kto?
Anna Górska: – Mykoła Azarow to najlepszy kandydat dla samego Wiktora Janukowycza. Nie ma bowiem swojej frakcji w Partii Regionów, jak i takich ambicji politycznych, by trwale odebrać przywództwo partii samemu Janukowyczowi. Prezydent-elekt musi zdać mandat, przez co przestanie kierować Partią Regionów. Więc z jego punktu widzenia Azarow, pozbawiony osobistych ambicji politycznych, zagrażających Janukowyczowi, jest najlepszy. Wybór ten byłby jednak trudny do zaakceptowania dla potencjalnych koalicjantów, z którymi musi się układać Partia Regionów. Stąd, jak zakładam, pojawiały się nazwiska pozostałych dwóch kandydatów, czyli Serhija Tihipko i Arsenija Jaceniuka. Przy czym taka propozycja ze strony Janukowycza może być zwykłą polityczną grą.
Po pierwsze zwiastuje otwarcie do rozmów o możliwej koalicji. Jest tak, gdyż obaj kandydaci mogą być znacznie łatwiej zaakceptowani przez część partii Nasza Ukraina. Po drugie, w obecnej sytuacji, jaka ma miejsce na Ukrainie – zwłaszcza dotycząca finansów publicznych – premier, który będzie kierował rządem przez najbliższych kilka miesięcy, ma do wykonania niezwykle trudne zadanie. To rodzaj politycznej gry, by odpowiedzialność za sprawy gospodarcze, a zwłaszcza finanse publiczne, przerzucić na kogoś spoza Partii Regionów. Przez co ewentualne niepowodzenia nie będą bezpośrednio przekładały się na Wiktora Janukowycza.
Możemy mieć do czynienia z wieloma tego typu politycznymi grami na Ukrainie. Mogą prowadzić nawet do tego, że ten pierwszy premier sobie nie poradzi i będzie premierem przejściowym. Albo – zakładając, że sobie poradzi – będzie musiał podejmować bardzo niepopularne decyzje. Ratując więc sytuację finansów publicznych, musi ograniczyć wydatki budżetu. To zaś wiąże się z decyzjami dotyczącymi podwyżki cen gazu, uwolnienia taryf za usługi komunalne czy jakąś rewizją całego sektora pomocy socjalnej. W związku z tym, nawet jeśli sobie poradzi i uratuje ten budżet, będzie miał potem problem z własną popularnością polityczną.
WP: Z tej grupy to Tihipko cieszy się największą popularnością. W pierwszej turze wyborów prezydenckich zajął on trzecie miejsce, uzyskując 13,05% głosów. Czy nie najlepiej nadawałby się na tego – przysłowiowego – kozła ofiarnego?
– Oczywiście tak. Natomiast sam Serhij Tihipko ma bardzo trudny wybór. Gdyby do wyborów parlamentarnych miało dojść w tym roku, to najlepiej, żeby, zamiast wchodzić do rządu, Tihipko wystartował w wyborach, zdobywając przyzwoity wynik wyborczy. Byłaby to trzecia siła pożądania dla każdej koalicji i ewentualnie szansa na stanowisko premiera, ale już z własnym, w miarę silnym zapleczem w parlamencie. Byłoby to najlepsze i najbardziej optymalne rozwiązanie dla Tihipki.
Gdyby jednak do wyborów parlamentarnych w tym roku nie doszło, Tihipko musi zadbać przede wszystkim o swoją obecność w polityce. Jest bowiem poza parlamentem – przez pięć lat zajmował się sektorem finansowym, wycofał z polityki i wrócił teraz na kampanię wyborczą – przez co musi jakoś potwierdzić swoją polityczną obecność. Bycie poza parlamentem, a więc i poza strukturami mającymi jakikolwiek wpływ na władzę, w sytuacji, kiedy wybory parlamentarne odkładane są na później, oznaczają dla Tihipko utratę popularności, którą zdobył on w kampanii prezydenckiej. Obecnie rozstrzyga więc o tym, co – przy pewnych założeniach odnośnie do dalszego rozwoju sytuacji na Ukrainie – jest dla niego bardziej korzystne. Czy jest to, na przykład, ryzyko, że jako premier straci na popularności, ale – podejmując działania, które będą służyły poprawie sytuacji – po jakimś czasie ma szansę ten kapitał odbudować. Istnieje jeszcze jedno możliwe rozwiązanie, a mianowicie pozostawanie poza wydarzeniami politycznymi, gdyż na to by się
skazywał, nie kandydując na premiera.
Na razie mamy do czynienia wyłącznie z zapowiedziami. Myślę, że to, kto zostanie zgłoszony jako kandydat na premiera, wyłoni się dopiero w bardzo trudnych negocjacjach, które czekają Partię Regionów, jeśli Wiktor Janukowycz faktycznie zdecyduje się na szybką dymisję rządu Julii Tymoszenko. WP: Co dalej z Julią Tymoszenko?
– Będzie genialnym przywódcą opozycji. Z punktu widzenia obrony demokracji na Ukrainie właściwie trudno sobie wyobrazić lepszą zaporę dla jakichkolwiek prób – jeśli takowe byłyby podejmowane – rewanżu czy też autorytaryzacji władzy, niż Julia Tymoszenko w opozycji. Już nieraz udowodniła, że w roli, w której trzeba patrzeć nowej władzy na ręce i punktować jej potknięcia, jest niezastąpiona. Zdobędzie też bardzo dobry wynik w wyborach parlamentarnych, niezależnie od tego, kiedy się one odbędą. Dlaczego? Ponieważ ta koalicja, która powstanie, będzie mało stabilna. To nie będą trwałe rządy. Partia Regionów nie ma na tyle silnej pozycji, a zwycięstwo Janukowycza nie jest na tyle mocne, by skłonić niektóre siły polityczne do przyłączenia się do zwycięzcy. Myślę więc, że Ukrainę – prędzej czy później – czekają przedterminowe wybory parlamentarne i już na nich Julia Tymoszenko może osiągnąć bardzo dobry wynik wyborczy.
WP: No właśnie, czy przegrana z Wiktorem Janukowyczem nie jest jej wielką porażką?
– Już tak jest w demokracji, że można przegrać nawet jednym głosem. Julia Tymoszenko tak naprawdę startowała z bardzo trudnej pozycji. Obecnie Ukraina przeżywa bardzo głęboki kryzys gospodarczy. I tak więc jej wynik wyborczy jest ogromnym sukcesem. Zwłaszcza, jeżeli popatrzymy jakie poparcie miał rząd i ona sama jeszcze klika miesięcy temu. W krótkim czasie Tymoszenko potrafiła ogromną różnicę społecznego poparcia między sobą a Janukowyczem zmniejszyć do właściwie trzech punktów procentowych. W jej przypadku możemy więc mówić o ogromnym sukcesie.
WP: Czy Wiktor Janukowycz będzie w stanie przeprowadzić długo oczekiwane na Ukrainie reformy?
– Przeprowadzenie reform tak naprawdę nie mieści się w kompetencjach prezydenta. Często przypisujemy mu taką rolę, chociaż – po zmianie konstytucji ukraińskiej w 2004 roku – prezydent bezpośrednio nie zajmuje się kwestiami dotyczącymi spraw gospodarczych czy administracyjnych. Będzie to zatem leżało bardziej w gestii nowo powstałego na Ukrainie rządu.
Ze względu na ograniczoną siłę polityczną Partii Regionów, przeprowadzenie koniecznych zmian będzie trudne. Partia Janukowycza reprezentuje interesy biznesu, przez co powinna być zainteresowana przeprowadzeniem reform przynajmniej w tej sferze. Jak choćby uporządkowaniem spraw podatkowych, gdyż przyjęcie kodeksu podatkowego to jedno ze sztandarowych haseł, głoszonych przez partię Janukowycza. Również związanych z polityką regulacyjną, czyli uruchomieniem możliwości podejmowania działalności gospodarczej bez tych wszystkich ograniczeń, które są w tej chwili. To są wszystko pewne nadzieje na zmiany. Natomiast część tych reform na Ukrainie, będzie musiał podjąć każdy rząd; i ten, który teraz będzie, i następne.
Zaniechanie, które miało miejsce przez ostatnie lata, doprowadziło do takich deformacji, nierównowagi i problemów – jeśli chodzi o sprawy budżetowe – że właściwie trudno będzie je naprawić. 80% wydatków budżetowych na Ukrainie to wydatki definiowane przez ustawy i niemożliwe do zmniejszenia. Pole manewru rządu jest więc minimalne. W warunkach kryzysu czy osłabienia koniunktury gospodarczej jest to, bez możliwości uzyskania finansowego wsparcia z zewnątrz, prawie niemożliwe do zrealizowania. A na te kredyty Ukraina ma coraz mniejsze szanse. W związku z tym każdy rząd będzie musiał podejmować takie działania – o charakterze reformatorskim – które będą poprawiały sytuację finansów publicznych. W innym przypadku Ukraina rzeczywiście może dojść do takiego stanu, kiedy będzie jej groziła niewypłacalność.
WP: A co z bezprawiem, samowolką i korupcją na Ukrainie?
– Chciałabym być w tej sprawie optymistką, ale brakuje mi ku temu podstaw. Jak dotąd żaden z prezydentów czy rządów na Ukrainie nie podejmował walki z korupcją. Rozszerzała ona swój zasięg, obejmując w państwie kolejne obszary, stając się jednym z elementów działającego systemu. To, że pewne rzeczy załatwia się za łapówki, staje się dla Ukraińców łatwiejszą drogą załatwiania różnych spraw niż przechodzenie przez bardzo skomplikowany system zwolnień, kontroli, czy też – dowolności w decyzjach podejmowanych przez urzędników. Bez przebudowy samego systemu prawnego – zdecydowanego doprowadzenia do sytuacji, w których obywatelowi wolno wszystko, co nie jest zakazane prawem, a urzędnik ma prawo tylko do tego, na co pozwalają mu ustawy i inne akty prawne – podjęcie walki z korupcją będzie mało skuteczne. Nawet jeśli zdecyduje się na to którakolwiek z sił politycznych. Tak naprawdę, a nie wyłącznie jako wyborczych haseł czy propagandy.
Przed Ukrainą w pierwszej kolejności stoi zadanie uporządkowania ustawodawstwa. Zwłaszcza dotyczącego prowadzenia działalności gospodarczej, gdyż na tym obszarze problem łapówkarstwa jest największy. Dotyczy to różnych sektorów, począwszy od szkolnictwa wyższego, medycyny, a skończywszy na porządku publicznym i milicji. Niestety nie możemy – patrząc realnie na stan, w którym te sprawy się znajdują – liczyć na szybki sukces jakiejkolwiek władzy, nawet gdyby przyłożyła do tego ogromny wysiłek.
WP: Czy coś zmieni się w stosunkach z Polską?
– Poczekajmy i zobaczymy. Już podczas kampanii wyborczej Wiktor Janukowycz deklarował gotowość do współpracy z Zachodem. Choć oczywiście trzeba wziąć poprawkę na to, że w jakiejś mierze głosił hasła, których chcieli słuchać jego wyborcy i te były być może mocniejsze. Trzeba pamiętać, że każdy z prezydentów Ukrainy wybierany głosami wschodniej Ukrainy – a Janukowycz do takich należy – mniej więcej dwa tygodnie po zostaniu prezydentem zmieniał swoje hasła wyborcze. Na działania, które – albo przybliżały Ukrainę, albo deklarowały chęć przybliżenia – bardziej do Zachodu niż Rosji. Wpisujemy się w ten schemat, więc myślę, że stosunki między nami nie będą gorsze, a może nawet – lepsze.
Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska