ŚwiatWażą się losy niedostosowanych polskich rzeźni i mleczarń

Ważą się losy niedostosowanych polskich rzeźni i mleczarń

Ważą się losy tych polskich zakładów mięsnych i mleczarskich, które nie będą w pełni dostosowane do surowych reguł sanitarnych Unii Europejskiej w dniu wejścia do niej 1 maja.

29.02.2004 | aktual.: 29.02.2004 16:35

"Będzie to zasadniczym tematem środowych rozmów ministra rolnictwa Wojciecha Olejniczaka w Komisji Europejskiej" - przyznaje Beate Gminder, rzeczniczka komisarza UE ds. ochrony zdrowia i konsumentów, Irlandczyka Davida Byrne'a. To on będzie głównym rozmówcą Olejniczka w Brukseli.

Jeśli Polska nie wykaże się stanowczością w zamykaniu zupełnie niedostosowanych zakładów i w zatrzymywaniu na własnym rynku produktów wytwarzanych przez te, które uzyskały dodatkowy czas na dostosowanie lub które zawsze będą produkowały na rynek lokalny, nie można wykluczyć zastosowania przez Komisję tzw. klauzul ochronnych.

Służą one do ochrony jednolitego rynku przed towarami, które - wyprodukowane niezgodnie z regułami unijnymi - mogłyby spowodować zakłócenia na tym rynku. W wypadku produktów żywnościowych zastosowanie klauzuli oznaczałoby zakaz eksportu z Polski.

Mniej drastycznym posunięciem byłoby wszczęcie przez Komisję postępowań przeciwko Polsce za niewdrożenie prawa unijnego. Takie postępowanie, jeśli państwo członkowskie Unii je lekceważy, kończy się z czasem sprawą w Trybunale UE w Luksemburgu.

"Wszystko to jest możliwe. Nigdy tego nie wykluczaliśmy, ale staramy się porozumieć z polskimi władzami i wspólnie rozwiązać problemy tak, aby tego uniknąć" - mówi Gminder.

Otoczenie Byrne'a wypowiada się więc ostrożniej niż komisarz ds. poszerzenia Guenter Verheugen, który już teraz zapewnia, że nie będzie klauzul. Ale nawet znany z optymizmu Verheugen nie wyklucza postępowań mogących zakończyć się w unijnym trybunale.

Rzeczniczka Byrne'a podkreśla jednak, że Komisja dostrzega "wysoki stan świadomości i bardzo poważne podejście polskich władz" do wdrożenia unijnych standardów weterynaryjnych i sanitarnych.

Ostatecznej oceny sytuacji dokona Komisja - na podstawie właśnie dobiegających końca inspekcji w krajach przystępujących do Unii - dopiero w początkach kwietnia. Wtedy okaże się, czy wysiłki polskiego rządu i służb weterynaryjnych dały dostateczne rezultaty.

"Jeżeli pewna liczba zakładów, które miały się w pełni dostosować do 1 maja, nie będzie jeszcze gotowa, ale będzie bliska celu i z widokami na pełne dostosowanie w pierwszych miesiącach po poszerzeniu, być może pod ściśle określonymi warunkami dostaną jeszcze trochę czasu" - przyznaje Gminder.

Zastrzega jednak, że liczyć na to mogą wyłącznie te firmy, które dokonały już konkretnych wysiłków i dysponują wiarygodnym programem dokończenia dostosowań, z realistycznie zaplanowanymi terminami i nakładami, a także z konkretnymi źródłami finansowania.

Drugą ważną dziedziną jest należyte zabezpieczenie przed epidemią choroby szalonych krów (BSE). Od czasu krytyki w listopadowym raporcie Komisji Europejskiej Polska poczyniła w tym zakresie spore postępy, zwłaszcza w systematycznym testowaniu, ale nie wszystko jest jeszcze zapięte na ostatni guzik.

Nie w pełni działa system rejestracji i nadzoru nad przemieszczaniem bydła, nie ma też wystarczających zdolności do spalania tzw. materiałów ryzyka i tuszy zwierząt, które trzeba usunąć, bo chorują lub mogły zetknąć się z zarażoną sztuką.

Tak czy inaczej rzeczniczka Komisji podkreśla, że środowa wizyta Olejniczka u Byrne'a ma rutynowy charakter i okazała się potrzebna tylko dlatego, że polski minister nie spotkał się z komisarzem jak zwykle przy okazji comiesięcznej sesji Rady ministrów rolnictwa 24 lutego (Olejniczak nie przyjechał na nią do Brukseli).

"Środowe rozmowy nie mają nadzwyczajnego charakteru, wasz minister nie został 'wezwany' do Brukseli, nie ma to związku z jakąś szczególną falą niepokoju w Komisji" - mówi Gminder, nie kryjąc, że usiłuje uprzedzić sensacyjne nagłówki w polskiej prasie.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)