Wassermann: nie kontaktowałem się z przestępcą
Poseł PiS Zbigniew Wassermann zaprzeczył, by kiedykolwiek kontaktował się z przestępcą Sławomirem R., od którego w kwietniu 2005 r. jako wiceprzewodniczący sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen otrzymał list. Poseł zaznaczył, że jeśli chodzi o przekazanie organom ścigania informacji o liście, działał w ramach obowiązującego prawa.
01.01.2010 | aktual.: 01.01.2010 20:47
"Po raz kolejny powtarzam, że nigdy i nigdzie nie kontaktowałem się z autorem listu, szczególnie w areszcie; jest to łatwe do sprawdzenia" - napisał Zbigniew Wassermann w swoim oświadczeniu.
Od połowy grudnia z zawiadomienia posła Jana Widackiego prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi śledztwo w sprawie podejrzenia przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez wiceprzewodniczącego działającej w latach 2004-2005 sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen Zbigniewa Wassermanna.
O sprawie napisała czwartkowa "Gazeta Wyborcza". Według dziennika w sprawie chodzi o list przestępcy Sławomira R., który Wassermann otrzymał w kwietniu 2005 r. Prokuratura, jak podała "GW", ma badać, dlaczego list nie został zabezpieczony.
W opinii posła PiS zawiadomienie Widackiego jest "przyjętą przez niego formą obrony przysługującej mu jako oskarżonemu w sprawie o nakłanianie do fałszywych zeznań".
Przed warszawskim sądem trwa proces Widackiego, oskarżonego m.in. o nakłanianie świadków do fałszywych zeznań. Podstawą oskarżenia są m.in. twierdzenia Sławomira R., recydywisty, który odsiaduje karę 25 lat m.in. za zabójstwo. Sprawę zapoczątkował list R. do Wassermanna - ówczesnego wiceszefa sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen, która zawiadomiła prokuraturę.
Prokuratura m.in. zarzuciła Widackiemu, że w 2004 r. nakłaniał R. do składania nieprawdziwych zeznań, korzystnych dla bronionego przez Widackiego szefa "Pruszkowa" Mirosława D., ps. Malizna. Według Widackiego zarzuty oparto "na fałszywych zeznaniach osób pozbawionych wolności".
Wassermann, który w końcu czerwca bieżącego roku był świadkiem w tym procesie, przyznał, że list R. dostał do swej skrzynki poselskiej w Sejmie. Podkreślił, że decyzję o przekazaniu kopii listu prokuraturze podjęło prezydium komisji. Wassermann w sądzie nie pamiętał, co zrobił z oryginałem listu.