"Washington Post" potępia Obamę za milczenie ws. wydalenia USAID z Rosji
Brak krytycznej reakcji administracji prezydenta USA Baracka Obamy na wydalenie z Rosji amerykańskiej rządowej agencji pomocowej USAID stwarza "niebezpieczny precedens" - ostrzega w "Washington Post" prezes fundacji Freedom House David J. Kramer.
19.09.2012 20:02
W artykule "Milczenie Obamy w sprawie Rosji" zwraca on uwagę, że wyrzucenie z Rosji USAID (Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego) jest kolejnym krokiem rządu w Moskwie potwierdzającym jego coraz bardziej autorytarny kurs.
Kramer przypomina o pokazowym procesie w Rosji punkrockowego zespołu Pussy Riot, rewizjach w domach działaczy opozycji i prowadzonych przeciwko nim śledztwach kryminalnych.
Ani Biały Dom, ani Departament Stanu nie skrytykowały decyzji o wydaleniu USAID, uzasadnianej pomocą agencji dla opozycyjnych organizacji pozarządowych. Waszyngton oświadczył, że podporządkuje się poleceniu rządu rosyjskiego.
"Prezydent Obama i większość jego europejskich kolegów nie powiedziała prawie nic. Tymczasem wyraźne potępienie działań (prezydenta Władimira) Putina jest niezbędne - dla zasady, i też po to, by okazać poparcie tym dzielnym Rosjanom, którzy mają dość korupcji, nadużyć i brutalności władz" - pisze Kramer.
Jego zdaniem rząd USA "powinien jasno oświadczyć, że nadal popiera rosyjskie organizacje pozarządowe (NGOs)".
Jak poinformował we wtorek amerykański Departament Stanu, USAID zamyka biuro w Rosji po tym, gdy o zakończeniu jej działalności w tym kraju zadecydowały rosyjskie władze. MSZ Rosji oskarżył władze USA o próbę wykorzystywania USAID do wpływania na rosyjskich polityków i wyniki wyborów w Rosji.
Ustawa o NGOs
W lipcu rosyjski parlament przyjął ustawę o organizacjach pozarządowych, zgodnie z którą NGOs korzystające z zagranicznej pomocy finansowej zostaną uznane za "zagranicznych agentów". Ich przywódcy odrzucają to określenie, gdyż w ZSRR władze używały go wobec dysydentów.
Rosyjskie NGOs zapowiadają, że nadal zamierzają korzystać z finansowego wsparcia z Zachodu, bez czego wiele z nich nie mogłoby kontynuować działalności. "Nie są one jednak pewne, czy rząd amerykański będzie nadal wspierał ich działania" - pisze Kramer.
"Niepewność ta przechodzi w rozpacz po oświadczeniu administracji Obamy we wtorek, że podporządkuje się żądaniu Putina, by USAID zaprzestała działalności w Rosji od 1 października. (...) Ostateczna kapitulacja administracji, bez żadnych nawet wyrazów żalu, oznacza zdradę rosyjskiego społeczeństwa obywatelskiego i niebezpieczny precedens, po którym inne represyjne reżimy, jakim też nie podoba się nasze poparcie dla praw człowieka, również będą nas prosić, byśmy się wynieśli" - czytamy w artykule.
Autor przypomina, że administracja Obamy sprzeciwia się także uchwaleniu przez Kongres ustawy, wniesionej z inicjatywy obu partii, która zakazałaby wjazdu do USA przedstawicielom Rosji odpowiedzialnym za śmierć prawnika Siergieja Magnitskiego, zmarłego w rosyjskim więzieniu.
Fiasko polityki "resetu"?
Milczenie w sprawie wydalenia USAID wywołało już pierwsze krytyczne reakcje w Kongresie. Republikanie uznali je za kolejny dowód fiaska polityki "resetu" w stosunkach z Rosją. Krytycy tej polityki uważają, że sprowadza się ona do jednostronnych ustępstw wobec Moskwy w dążeniu do poprawy współpracy, za które jednak Waszyngton nie otrzymuje nic w zamian.
Administracja Obamy odpowiada na to, że "reset" skłonił m.in. Rosję do umożliwienia tranzytu dostaw dla wojsk amerykańskich do i z Afganistanu. Wskazują też na poparcie przez Rosję międzynarodowych sankcji wobec Iranu.