Zabójstwo na Mokotowie. Kamil J. aresztowany na trzy miesiące
Mężczyźnie grozi do 10 lat więzienia.
Kamil J., główny podejrzany w sprawie pobicia ze skutkiem śmiertelnym, do którego doszło w noc wigilijną, spędzi najbliższe 3 miesiące w areszcie. Taką decyzję podjął mokotowskiegi Sąd Rejonowy.. 27-latek uciekł z miejsca zdarzenia. - Zachodzi podejrzenie, że mógłby znowu tak postąpić – powiedziała na antenie RDC Ewa Leszczyńska-Furtak, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie.
Wcześniej Kamil J. usłyszał zarzuty. Męzczyźnie grozi do 10 lat więzienia. W wyniku bójki, do której doszło w świąteczną noc, jedna osoba zmarła, a trzy zostały ranne.
"Działając wspólnie i w porozumieniu z Maciejem J. wziął udział w pobiciu czterech osób przy użyciu niebezpiecznego narzędzia w postaci noża; w wyniku czego jedna zmarła, a pozostałe doznały ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu"- zarzuty tej treści usłyszał podejrzany. - Wcześniej identyczne zarzuty postawiono Maciejowi J. - mówił WawaLove.pl Michał Dziekański, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - Planowane jest wystąpienie z wnioskiem o tymczasowy areszt dla podejrzanego Kamila J. Być może stanie się to jeszcze dziś - dodał wówczas Dziekański. Dziś podjęto decyzję w tej sprawie.
Podejrzanego Kamila J. szukano od niedzieli. Został zatrzymany w czwartek rano. - Ze względu na dobro postępowania nie możemy ujawniać więcej informacji w tej sprawie - mówi nam Michał Dziekański.
"Nie dawał znaków życia"
Do tragicznego zdarzenia, w którym zginęła 1 osoba, a trzy inne zostały ranne doszło tuż po Pasterce, około godziny pierwszej w nocy na osiedlu przy ulicy Bachmackiej. Marcin, świadek bójki, do którego dotarła nasza reporterka, tak relacjonował zdarzenie: – Podeszliśmy do okna i zobaczyliśmy paru rozhisteryzowanych chłopaków, którzy „miotali się” na uliczce. Jednak naszą uwagę przykuł jeden z nich, który leżał na plecach i nie dawał znaków życia – opowiada Marcin. Powiadamiając pogotowie, małżeństwo usłyszał, że została już przyjęta seria zgłoszeń w tej sprawie. – Niewiele myśląc, chwyciłem za apteczkę samochodową, opaski uciskowe i parę ręczników. Wybiegłem na zewnątrz – opowiadał Marcin.
Na ulicy zastał grupę czterech, około dwudziestoletnich chłopaków. Oprócz tego, którego zauważył z okna swojego domu, pod płotem siedział kolejny, który trzymał się mocno za brzuch. – Przy tułowiu trzymał kawałek materiału, przesiąkniętego krwią – relacjonował Marcin. - Dwóch innych biegało po chodniku w histerii, dzwoniąc przez telefon komórkowy. – W pierwszej kolejności zająłem się tym, który potrzebował pilnej pomocy – dodał.
- Był zimny, wyziębiony, wręcz w agonalnym stanie. Nie dawał znaków życia. Dopiero, gdy podsunąłem mu ręcznik pod głowę, usłyszałem słaby jęk – mówił Marcin. – Długo szukałem jakichkolwiek obrażeń, dopiero po odsłonięciu koszulki zauważyłem, że na klatce piersiowej znajduje się zakrwawiony materiał, który tamuje rany. Wkrótce na miejscu zjawiła się policja oraz ratownicy medyczni.
Ostatni z podejrzanych
Na drugi dzień Marcin złożył oficjalne zeznania na policji. To tam też się dowiedział o tragicznym bilansie bójki z poprzedniej nocy. – Dwóch walczy o swoje życie w szpitalu, jeden jest w stabilnym stanie. Ten chłopak, któremu starałem się pomóc, umarł – mówił w rozmowie z WawaLove.pl.
W ciągu następnego dnia policjanci zatrzymali w sumie osiem osób w tej sprawie. Zarzuty ws. udziału w tragicznej bójce w stolicy przedstawiła im stołeczna prokuratura.
Przeczytajcie też: Terapia marihuaną nie naraziła dzieci. Prokuratura umorzyła śledztwo ws. dr. Bachańskiego