Wszystkich Świętych. Handlarze brutalnie szczerzy. "Podrożało, bo musiało"
Sprzedawcy przed Powązkami w Warszawie przyznają, że nigdy nie zapomną Wszystkich Świętych sprzed roku. Niektórzy nie pozbierali się do dziś. W tym roku ceny na straganach poszybowały w górę. Handlarze przyznają z rozbrajającą szczerością, że "podrożało, bo musiało".
"Chyba już was nie zamkną?" - to pytanie natychmiast uruchamia rozmowę i prowadzi do emocjonalnych wypowiedzi. To był ciężki i traumatyczny rok dla kwiatowej branży, która swoje stoiska ulokowała w pobliżu nekropolii. Ten musi być lepszy, więc stragany wabią feerią barw, a sprzedawcy uwijają się jak w ukropie.
Wystarczy tylko zwolnić kroku, idąc wzdłuż cmentarnego muru lub po przeciwnej stronie ulicy, w przestrzeni okupowanej przez kwiatowe wystawy, by natychmiast zaczepił nas sprzedawca.
Odmówić trudno, bo gospodarze tych małych roślinnych wysp - tak pięknie je skomponowali, że łatwo można poczuć się jak zwabiona przez kwiaty pszczoła - prześcigają się w uprzejmościach, żartują i namawiają.
- No nie zamkną, nie zamkną. Już obiecał jeden, że nie będzie tak jak w zeszłym roku. Pani, ja do dzisiaj mam w plecy. Bo to cholerstwo, ten COVID, nas dopadło i zostaliśmy z całym towarem - żali się właściciel rodzinnego biznesu przed Starymi Powązkami w Warszawie. - Rok walczymy o przetrwanie. Wszystko przez tamte jedne święta.
Wszystkich Świętych 2021. Traumatyczny rok dla cmentarnych kramów
Bo 2020 rok był traumatyczny dla wielu branż, ale nikt nie został tak zrobiony "na perłowo" przez koronawirusowe obostrzenia, jak branża kwiaciarzy wiążąca swoje biznesy z klientem odwiedzającym cmentarze. Z dnia na dzień dowiedzieli się, że całe zaopatrzenie, jakie nagromadzili specjalnie na Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny w 2020 nie będzie miało odbiorców, bo ludzie przed cmentarzami po prostu się nie pojawią.
Trzeba przyznać, że społeczeństwo okazało się - przynajmniej deklaratywnie - empatyczne. Bo sieć obiegły apele o wsparcie dla tych biznesów, a najmodniejszą ozdobą w mieszkaniach, przed domami i na balkonach, stały się dorodne cmentarne chryzantemy i inne gatunki kwiatów chętnie wybierane do dekorowania grobów. Wiele samorządów odkupiło funeralne kwiatowe zaopatrzenie i pracownicy miejskich firm zieleni obsadzali nimi ronda i rabaty.
Pierwszy szok po informacji o zamknięciu nekropolii w całym kraju miała uśmierzyć deklaracja premiera Mateusza Morawieckiego o odkupowaniu przez terenowe oddziały ARiMR i KOWR roślin, które miały być sprzedawane w przedświąteczne i świąteczne dni przed cmentarzami. Posłużyć miały na to środki z funduszu tak zwanego covidowego.
Ta pomoc, jak komentują dziś sprzedawcy, uratować mogła tylko tych, którzy mieli skromne zaopatrzenie i szczęście w nawiązywaniu relacji z tymi, którzy z serca spieszyli ze wsparciem oraz wykazali determinację w walce o rekompensaty od rządu. Większość kwiaciarzy znalazła się w potrzasku i została z tysiącami doniczek, kwiatów ciętych i już starannie komponowanych i powiązanych stroików i wieńców. Tak jak państwo, którym choroba dopiekła z różnych względów - biznesowych i zdrowotnych.
- Do nas, branży cmentarnej, przecież nikt po kwiaty na bukiet ślubny nie przyjdzie. Pewnie to nawet pecha mogłoby przyciągnąć. My zmarłym służymy, więc jak się odkuć nie było. Bo przez cały rok pogrzebów dużo, a żałobników mało. I niektórzy apelują nawet, by kwiatów nie kupować, tylko wpłacić na jakiś cel - mówi sprzedawczyni w średnim wieku. - A jeszcze wiele osób, nawet księża w kościołach, nawołuje do ekologii i do skromniejszego przystrajania grobu. Ale Polak zawsze będzie dbał o mogiłę bliskich, żeby nie wyglądała, jakby wszyscy zapomnieli.
Wszystkich Świętych 2021. Podrożało, bo musiało
- Nie ma co się oglądać do tyłu, trzeba działać teraz - śmieje się młoda blondynka, która zachwala potencjalnej klientce bujne wrzosy o intensywnych barwach. Asortyment jest zachwycający. Cmentarne kwiaty to nie tylko chryzantemy i astry, ale nawet i ozdobne kapusty w doniczkach. Na wianuszki na nagrobkach można nawet wykorzystać kiście czerwonych jarzębin, a z kwiatów skomponować nie tylko bukiety, ale nawet różane serca albo wojskowe symbole, na przykład biało-czerwoną lotniczą szachownicę.
Ceny przed Powązkami bardzo zróżnicowane. Od 4 złotych za mały znicz, do kilkudziesięciu za naprawdę potężne lampiony do wypełnienia wymiennymi wkładami. Za bardzo pracochłonny, pięknie spleciony wieniec z gałązek jodły i wielu gatunków kwiatów trzeba dać 200 złotych, ale skromniejsze stroiki dostaniemy i za 20-25 złotych. Doniczki kwiatowe kosztują od 10 do 60 złotych. Każdy znajdzie ofertę na swoją kieszeń.
Czy podrożało od zeszłego roku? Sprzedawcy tłumaczą, że musiało, bo i podrożało wszystko, a przede wszystkim benzyna, a czymś przecież trzeba przewozić towar z hurtowni do stoisk. Trzeba też często zatrudnić ludzi, bo nawet jedna rodzina, funkcjonująca w przycmentarnej działalności gospodarczej, nie wyrobi w tym najcięższym dla branży tygodniu. Najcięższym, ale zapewniającym stabilność ekonomiczną na długi czas.
A wśród kwiatowego asortymentu przed Cmentarzem Powązkowskim nie mogło i w tym roku zabraknąć tajemniczego warszawskiego specjału: pańskiej skórki. To łakocie budzące emocje, bardzo mocno związanyez czasem Wszystkich Świętych.
- Rozpływa się w ustach i nie grozi uszkodzeniem sztucznej szczęki - ryzykuje starszy sprzedawca. Nie udało mu odstraszyć klientki taką niedyplomatyczną reklamą. Pańska skórka jest zbyt kusząca, by obrazić się na jej dystrybutora.
Zapytać warto: przepis nadal jest tajny? Bo smakołyk, sprzedawany prawie wyłącznie przed cmentarzami w okolicach 1 listopada, to na ogół rodzinna, domowa produkcja. Nie ma co zastanawiać się, czy sanepid ma w to wgląd, bo tradycja sięga czasów przedwojennych, a słodki karmelek, zawinięty w pergamin ludzką ręką jest już okrzyknięty materialnym dziedzictwem stolicy. Tajemnicę receptury, kiedyś skrzętnie strzeżoną w rodzinnych klanach, brutalnie zdradza internet. Pańską skórkę można zrobić we własnej kuchni.
Sprzedawca - ten od sztucznej szczęki - skromnie odsuwa się od swojego stoiska, nie chce pozować do fotografii. A kilka kwadransów później przeżywa istne oblężenie kramiku. Właśnie z cmentarza wychodzi szkolna wycieczka nastolatków, którzy z nauczycielem przyszli na lekcję wychowawczą w plenerze, a po cukrową przekąskę ustawili się całą gromadą.