Wiceburmistrz Bemowa poucza Trzaskowskiego. "Tak o Warszawie nie mówimy"
Rafał Trzaskowski, kandydat na prezydenta stolicy, prowadzi wyborczy profil "Da się w Wawie". Nazwę fanpage’a skrytykował Błażej Poboży, zastępca burmistrza Bemowa: - Słyszeliście kiedyś warszawiaka, który mówi o swoim mieście "Wawa"? Tak kiedyś mówiła prowincja - uważa Poboży.
05.03.2018 | aktual.: 15.03.2018 14:21
Wybory samorządowe już za pasem. Wirtualna Polska przeprowadziła sondaż, który wykazał, którzy politycy mają największe szanse na wygraną w wyborach na prezydenta Warszawy. Na trzecim miejscu uplasował się Robert Biedroń, zdobywając 16 proc. poparcia. Tuż przed nim znalazł się Patryk Jaki z wynikiem 24 proc. Najwięcej badanych na fotelu prezydenta stolicy widziałoby Rafała Trzaskowskiego. Polityk PO otrzymał 36 proc. głosów ankietowanych.
Wiceburmistrz Bemowa skrytykował nazwę kampanii Rafała Trzaskowskiego "Da się w Wawie". - Tak to jest jak na prezydenta Warszawy wystawia się posła z Krakowa, a zaplecze intelektualne kampanii zapewnia Instytut Obywatelski – napisał Błażej Poboży na Facebooku.
W rozmowie z WawaLove wiceburmistrz przekonuje, że termin "Wawa" pojawia w języku potocznym, jest młodzieżowy i częściej stosowany przez osoby spoza Warszawy. - To dyskredytujące określenie świadczące o braku szacunku do miasta - mówi.
- Wypada, żeby kandydat, który był najpierw rzucony na front krakowski, a teraz ma się ubiegać o najważniejszą godność w Warszawie, odnosił się do tego miasta z należytym szacunkiem. Może próbuje w ten sposób, choć nieudolny, skrócić dystans do swoich wyborców i dlatego posługuje się hasztagiem i terminem, który ma pejoratywny wydźwięk? Tak kiedyś o Warszawie mówiła prowincja. Żaden prawdziwy warszawiak o swoim mieście by tak nie powiedział - oburza się Poboży i wyrokuje, jak może zakończyć się kampania Trzaskowskiego. - Odczytuję w tym rękę specjalistów od kampanii Bronisława Komorowskiego, która, dobrze wiemy, jak się potoczyła.
Wiceburmistrz do wpisu na Facebooku dołączył wiersz Juliana Tuwima "W-wa". Poeta wyśmiewał skracanie nazwy miasta. "Kto z ośmiu liter robi trzy, mam go za cztery" - pisze Tuwim. Wiersz kończy się mocną pointą: "Wiwat Warszawa! Czcimy Ją! Precz z obrzydliwą, głupią W-Wą!".
Prawdziwi i prawdziwsi
Dla Jarosława Trybusia, varsavianisty i głównego kuratora wystawy Muzeum Warszawy określenie "Wawa" nie jest pejoratywne. - Warszawę określa się różnie. Jedni używają skrótu, inni określają ją przez dodatkowe przymiotniki. W języku ważna jest komunikatywność. Jeśli ten skrót jest komunikatywny, to w czym problem? O Nowym Jorku pisze się NY albo Jabłko i wszyscy wiedzą o co chodzi. O Warszawie też mówi się różnie i rozmaicie ją określa. Moim zdaniem nie ma to nic wspólnego z brakiem szacunku - mówi.
Trybuś zżyma się na pytanie o prawdziwych warszawiaków. - Bardzo mnie intryguje, kim są "prawdziwi" warszawiacy. Jak tylko je słyszę, zapala mi się czerwona lampka. "Prawdziwi" przyznają sobie większe prawo do wypowiadania się o mieście od innych, pozostałych, "nieprawdziwych". To zasmucająca praktyka, wpisująca się w atmosferę narastających podziałów w naszym społeczeństwie. A jak to zwykle w wielkich miastach bywa, nie miejsce urodzenia świadczy o tym, czy ktoś ma prawo nazywać się mieszkańcem danego miasta, tylko chęć samoidentyfikacji - mówi.
Varsavianista przytacza wyniki badań, z których wynika, że "od końca XIX wieku do teraz, procent przyjezdnych w stosunku osób urodzonych w Warszawie oscyluje w okolicy 50 procent". - Przyjezdni zawsze stanowili mniej więcej połowę mieszkańców stolicy - przekonuje i dodaje: - Cieszę się, że rozmawiamy o tym, jak określać nasze miasta, ale można to robić w przyjemniejszej atmosferze, niekoniecznie politycznej.