Warszawska gleba pełna pasożytów. Najbardziej narażone są dzieci
"Nigdy nie wiadomo, czy to akurat nie my lub nasze dziecko obudzi się pewnego dnia z larwą w oku"
01.06.2015 12:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przez niesprzątane odchody, warszawska gleba pełna jest jaj glist psich i kocich. Wnosimy je do domów na butach, rolkach lub za pomocą dziecięcych zabawek. Jaja znajdują się właściwie wszędzie - na placach zabaw, w piaskownicach lub przydomowym skwerku. Potrafią czekać w ziemi na swojego żywiciela nawet 10 lat. Jeśli trafią do naszego organizmu, mogą dostać się do oka, trzewi, a nawet mózgu i wywołać jedną z groźniejszych chorób pasożytniczych - toksokarozę.
- Dzieci są na nią najbardziej narażone - mówi WawaLove.pl dr Doktor Dawid Jańczak z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny. - To one najczęściej bawią się na ziemi i spędzają czas w piaskownicy. Do zakażenia tą chorobą przyczynia się również brak u niektórych nawyku mycia rąk, czasem nie pilnują tego sami rodzice.
Pasożyty we wszystkich próbkach
Weterynarz na własną rękę postanowił zbadać warszawską glebę pod kątem obecności jaj toxocary (glisty psiej lub kociej) i włosogłówki psiej. Zebrał z każdej dzielnicy po kilkadziesiąt próbek ziemi do badań. Pobierał je z warszawskich skwerków, parków, a także osiedlowych alejek. Z miejsc, gdzie zwykle przebywają psy i ludzie. Wyniki okazały się porażające.
We wszystkich dzielnicach, z różną gęstością znaleziono pasożyty groźne dla zdrowia człowieka. Najgorzej było na Woli, gdzie odkryto je w ponad 50 proc. próbek gleby. Na Ochocie było to 25 proc., Bemowo i Żoliborz miały "tylko" po 20 proc. pasożytów. Znajdowano jaja larw zarówno glisty psiej, jak i włosogłówki. To pasożyty, które cechuje duża żywotność. W środowisku naturalnym jaja wraz z larwami glist mogą przeżyć kilka lat, tyle samo w organizmie zarażonego człowieka.
Dr Jańczak opowiada, że w grupie ludzi najbardziej narażonych na obecność groźnych dla zdrowia nicieni (np. wśród myśliwych) nawet 20 proc. osób jest zarażonych glistą psią lub kocią. – Uważa się też, że do 20 proc. warszawiaków może być zarażonych glistą psią - mówi weterynarz. - W Polsce w ogóle nie robi się rutynowych badań na obecność toksokarozy. Inwazję pasożyta diagnozuje się dopiero, gdy pojawiają się objawy kliniczne.
Sprzątać, sprzątać i jeszcze raz sprzątać
Warszawa nie jest w żaden sposób przygotowana na obecność takiej liczby psów, jaka tu mieszka. Na podstawie danych z powiatowego inspektoratu weterynarii szacuje się, że żyje w warszawie ok 150 tys. - Czworonogi także są narażone na toksokarozę - mówi dr Jańczak. - Pamiętajmy, że jednorazowo podana tabletka na odrobaczenie nie zabija jaj pasożytów, nie zabije też wszystkich pasożytów jelitowych. Najprostszą i skuteczną metodą ochrony ludzi i zwierząt przed pasożytami jest zwykłe sprzątanie po swoim pupilu oraz regularne badania kału naszych czworonogów. Nie ma lepszych sposobów - dodaje weterynarz.
Jak powiedziała niedawno WawaLove.pl Iwona Fryczyńska, rzeczniczka ZOM, w stolicy mamy około 300 psich stacji czyli rozmieszczonych przez Zarząd Oczyszczania Miasta specjalnych koszy na odchody, w których powinniśmy znaleźć też psie torebki. Większość z nich znajduje się przy skwerach i zieleńcach, a pozostałe w parkach. To kropla w morzu potrzeb. Do tego nie wszyscy właściciele psów z nich korzystają. Jak to wygląda w praktyce, widzimy na co dzień, na warszawskich ulicach. - To głównie problem ludzi starszych - mówi WawaLove.pl Monika Niżniak ze straży miejskiej . - Od lat nie sprzątają po swoich psach. Młodzi są lepiej wyedukowani w tym temacie, częściej zwracają też uwagę innym - dodaje strażniczka.
- Dzięki różnym akcjom edukacyjnym jest trochę lepiej niż kiedyś - mówi dr Jańczak. - Kilkanaście lat temu, podczas podobnych badań niektóre próbki zawierały ponad 70 proc. pasożytów. Co nie zmienia faktu, że wciąż narażeni jesteśmy na niebezpieczeństwo. - Argument, że "jakoś nic się nie dzieje" na mnie nie działa - mówi weterynarz. - Pasożyt potrafi czekać w organizmie nawet kilka lat. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, czy to akurat nie my lub nasze dziecko obudzi się pewnego dnia z larwą w oku.