Turystka z Warszawy poszukiwana przez TOPR. Kobieta odnalazła się w areszcie
Turystka ze stolicy postawiła na nogi wszystkie służby górskie w okolicach Zakopanego. Zaginionej, która wyszła na wycieczkę i nie stawiła się przez dwa dni do miejsca swojego zameldowania, ratownicy szukali po górskich szlakach.
Warszawianka wyjechała w Tatry na czerwcowy weekend. Zameldowała się w Hotelu na Kalatówkach. Stąd też podczas swojego pobytu wyruszyła na górską wycieczkę.
Pracownicy hotelu po dwóch dniach zaniepokoili się nieobecnością turystki ze stolicy. Okazało się bowiem, że zostawiła w pokoju większość swoich rzeczy, nie wymeldowała się i nic nie wskazywało na to, że postanowiła nagle przerwać pobyt.
Wszystko wskazywało na to, że kobieta mogła popaść w jakieś tarapaty podczas górskiej wędrówki. Nie było wiadomo, jaki był cel jej wyprawy dwa dni wcześniej i gdzie w związku z tym należy jej szukać.
Obsługa hotelu o sytuacji zawiadomiła więc ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania. Ratownicy podejrzewali najgorsze - samotna podróżniczka mogła bowiem mieć wypadek na górskim szlaku.
W wyższych partiach gór, jak ostrzegają na swoich stronach w mediach społecznościowych ratownicy, nadal panują zimowe warunki - od wysokości ok. 1700 m.n.p.m. zalega gruba warstwa śniegu i obowiązuje 1 stopień zagrożenia lawinowego. Wędrowanie w takich warunkach wymaga sporego doświadczenia, posiadania sprzętu zimowego (raki, czekan, kask), zestawów lawinowych oraz umiejętności posługiwania się tym sprzętem.
Warszawianka zasłynęła w Tatrach. Szukał jej TOPR, a ona była w areszcie
TOPR skontaktował się ze wszystkimi hotelami, miejscami noclegowymi i schroniskami na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Nigdzie jednak nie pozostał ślad pobytu poszukiwanej osoby.
Wtedy ratownicy poprosili o wsparcie lokalną policję. Funkcjonariusze z Zakopanego mieli namierzyć jej telefon. I wówczas nagle okazało się, że nie ma powodu martwić się o zdrowie i losy turystki. Jest nie tylko bezpieczna, ale cały czas jest pod czujnym okiem mundurowych.
Kobieta trafiła do aresztu w Nowym Sączu i tam przebywała, podczas gdy w górach trwała wielka akcja poszukiwawcza. Pięćdziesięciolatka znalazła się za kratkami w związku z tym, że zaatakowała swojego byłego męża ogrodniczym sprzętem. Małopolskim policjantom udało się ją zatrzymać i umieścić w areszcie.
Historia warszawianki trafiła do kronik TOPR. Jednak ten incydent nie był najszczególniejszym czerwcowym zadaniem ratowników. Przypadek z poszukiwaniem aresztantki to drobiazg wobec rejestru interwencji, jakie mają miejsce w każdy weekend w Tatrach - służby przybywają do turystów ze skręconymi nogami, przemarznięciami, do których dochodzi na skutek niewłaściwego przygotowania się do wypraw i urazami po upadkach.