Warszawa. Zaginęła świnka Pupcia. Wyznaczono nagrodę
Z centrum Warszawy porwano świnkę Pupcię. Właścicielka oferuje 2 tys. zł za pomoc w odnalezieniu zwierzęcia. Sprawę świnki śledzą aktywiści zajmujący się prawami zwierząt, którzy wskazują, że zwierzę mogło być źle traktowane.
Właścicielką Pupci jest 32-letnia Alicia Day, Amerykanka chińskiego pochodzenia. Pupcia została przez nią zakupiona na początku marca od rolnika z Tomaszowa Mazowieckiego. Właścicielka wyjaśnia, że w ten sposób chce ratować zwierzęta przed ubojem.
Jak pisze "Fakt", 32-latka mieszkała z Pupcią w wynajmowanym mieszkaniu z ogrodem na Mokotowie. 1 maja doszło do porwania świnki.
Alicia była ze zwierzęciem na Starym Mieście. Ok. godz. 18.30 chciała wrócić do domu tramwajem. Wówczas podszedł do niej mężczyzna, który powiedział, że powinna kupić świni jedzenie, a on potrzyma smycz. Na początku właścicielka odmówiła. - Ale on tego nie akceptował, więc zgodziłam się i poszłam do sklepu po jabłko - mówi Alicia. Mężczyzna dał jej swój numer telefonu.
Gdy wróciła, świnki ani mężczyzny już nie było. Jakaś kobieta powiedziała, że odjechał on wraz ze świnią tramwajem. Numer, który podał, nie należał do niego.
Właścicielka świni publikuje w mediach społecznościowych nagrania, w których obiecuje 2 tys. zł za pomoc w odnalezieniu zwierzęcia.
- 1 maja o godzinie 19 ten facet ukradł moją świnię i odjechał tramwajem - ogłoszenia tej treści można znaleźć w różnych miejscach w Warszawie. Do ogłoszenia dołączone jest zdjęcie.
Warszawa. Aktywiści wypowiadają się w sprawie świnki
Alicia miała już wcześniej cztery świnie. Wszystkie jej odebrano albo sama je oddała. Rok temu inną świnię przywiązała na noc do drzewa na przy stacji PKP Sulejówek Miłosna.
Dwa tygodnie temu informowaliśmy, że Pupcia samotnie spacerowała po bulwarach nad Wisłą. Alicia twierdzi, że zostawiła zwierzę luzem przed sklepem na 20 minut. Świadkowie powiadomili wtedy policję, która ujęła zwierzę i oddała je właścicielce.
Sprawę Pupci śledzi Paweł Artyfikiewicz z Fundacji Viva!. Jak mówi "Faktowi", sąsiedzi kobiety widzieli ślady krwi przed blokiem. Widzieli też, jak świnka była ciągnięta i miała obtarcia, z których leciała krew. Jak ocenia, nie było to znęcanie się, ale takie zachowania nie powinny mieć miejsca.
Postępowanie w sprawie prowadzi mokotowska policja. Nie znaleziono dotychczas dowodów na znęcanie się nad zwierzęciem. Policjanci dodają, że na chwilę obecną nie mają danych.
Jak pisze "Fakt", do porwania doszło na kilka dni przed tym, jak Pupcia miała trafić do schroniska OTOZ Animals w Zielonej Górze. Była to decyzja samej właścicielki, która miała problemy związane z wynajmem mieszkania.
– Alicia zgłosiła się do mnie z pytaniem, czy mogę przejąć jej świnkę. Nie odmówiłam, bo bałam się o zwierzę, sprawa była nagłośniona medialnie. Miała ją przywieźć tydzień temu, ale do tego nie doszło. Nie wiem, co o tym myśleć – mówi "Faktowi" Magdalena Drosik z OTOZ Animals. Jak dodaje, nie rozumie, że ktoś trzyma świnkę w bloku i jeździ z nim środkami komunikacji, co jest dla zwierzęcia stresujące.
O tym, że pani Alicia trzymała zwierzę w złych warunkach, pisała również prasa zagraniczna. Brytyjskie media donosiły, że zwierzę było trzymane w bardzo małym mieszkaniu w Londynie, gdy przebywało tam ze swoją właścicielką. Zwierzę trafiło wtedy pod opiekę Królewskiego Towarzystwa Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt (RSPCA).
Źródło: Fakt, Gazeta Wyborcza