Warszawa. Protest dziennikarzy przed ambasadą Białorusi. "Idziemy po Was"
Kilkudziesięciu dziennikarzy z całej Polski protestowało w piątek przed ambasadą Białorusi na ul. Wiertniczej w Warszawie przeciw przetrzymywaniu dziennikarzy i członków opozycji w białoruskich więzieniach. Protestujący rozwinęli długi baner z napisem "Uwolnić dziennikarzy". Na banerze umieszczono nazwiska represjonowanych. Na miejscu były znaczne siły policji.
28.05.2021 16:37
Protestujący mieli ze sobą banery "Idziemy po Was. Polscy dziennikarze uwięzionym dziennikarzom Białorusi" oraz "Prawda i tak zwycięży. Uwolnijcie Ramana Pratasiewicza". Protest rozpoczął się o godzinie 14. Z głośników popłynęły "Mury" w wykonaniu Jacka Kaczmarskiego, a następnie w wersji białoruskiej. Wśród demonstrantów była znana z ulicznych protestów "babcia Kasia", która trzymała plakat "Uwolnić więźniów politycznych".
Aleksandra Sobczak, wicenaczelna "Gazety Wyborczej" powiedziała w rozmowie z Wirtualną Polską, że przyszła dodać otuchy białoruskim dziennikarzom. - Oczywiście w Polsce nigdy za mojego życia, za mojej dziennikarskiej pracy nie było aż tak źle, jak na Białorusi. Ale bywały kryzysy. Robię to dlatego, że wiem, że zawsze kiedy u nas źle się działo wszelkie słowa wsparcia zza granicy - dziennikarzy, autorytetów - były dla nas ważne. Chociaż czuję się bezradna - wiem, że to jest za mało, nie przynosi skutku - to wiem, że dla tych osób to jest gest, który się liczy – wyjaśniła.
Na początku protestu jeden z organizatorów zwrócił się do prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki: "My przyszliśmy po naszych dziennikarzy, przyszliśmy po Andrzeja Poczobuta, Katsiarynę Andrejevą, Darię Czulcovą, Julię Słuckają, Ałę Szarko (…). Przyszliśmy pod więzienie, gdzie trzymacie dziennikarzy, naszych kolegów, koleżanki". Dodał, że na liście dziennikarzy jest 30 nazwisk. Wyczytując wszystkie nazwiska podkreślił, że "ten ostatni, którego porwaliście razem z samolotem to Raman Pratasiewicz".
Protest zorganizowało Stowarzyszenie Gazet Lokalnych, które zrzesza w całej Polsce kilkadziesiąt gazet lokalnych. Dziennikarze mieli petycję, którą chcieli wręczyć charge d’affaires ambasady białoruskiej. Pod petycją podpisało się 328 osób. Jak dodano potem, petycji nie udało się wręczyć i została zostawiona w skrzynce pocztowej.
- Wiemy o tym, że w więzieniach białoruskich siedzą nie tylko dziennikarze. Wiemy o tym, że jest tam mnóstwo ludzi, którym marzy się jedna rzecz – marzy się po prostu wolność. Dlatego nie spoczniemy, będziemy walczyć o ich swobodę, o ich wolność - mówił jeden z organizatorów.
Wśród protestujących był redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik, który zabrał głos i podkreślił, że "jesteśmy tutaj z poczucia solidarności".
- Mamy napisane na plakatach "Idziemy po Was" - po więźniów politycznych na Białorusi, po dziennikarzy więzionych za to, że chcieli żyć w prawdzie (…) – mówił Michnik. Wskazał, że Łukaszenka "chce zmienić Białoruś w swój prywatny folwark, prywatną własność, gdzie może traktować ludzi jak niewolników". - Otóż jeżeli na plakatach piszemy "Idziemy po Was" - naszych przyjaciół, więźniów, siostry, braci, to będzie zapowiedź, że wybierzemy się razem z białoruskimi przyjaciółmi po Łukaszenkę i jego namiestników – mówił Michnik.
Ocenił też, że "to co oni robią, to jest czystej krwi gangsterstwo, bandytyzm. To nie jest polityka, to jest draństwo". - My w Polsce wiemy dobrze, co to jest draństwo. Wiemy dobrze, co to jest być dziennikarzem represjonowanym i wiemy dobrze, że to co robi Łukaszenka to może być wzór dla innych kandydatów na dyktatorów w naszym kraju. Dlatego bronimy wolności dla dziennikarzy i obywateli Białorusi, bo bronimy tych prawd dla wszystkich obywateli naszego kontynentu. Dlatego my w Polsce nigdy nie odpuścimy, nie pogodzimy się w milczeniu z tym, że obok nas, na naszej granicy funkcjonuje bandycki reżim, którego zawsze będzie się wstydzić Europa, za który zapłaci rachunek i ten reżim i jego sponsorzy, protektorzy – dodał redaktor naczelny "Gazety Wyborczej".
Protest przebiegał w pokojowej atmosferze. Na miejscu były znaczne siły policji. Na graniczącej z ul. Wiertniczą ulicy Kosiarzy zaparkowanych było kilka radiowozów. Policja nie podejmowała interwencji wobec protestujących. Demonstracja zakończyła się po około godzinie.