RegionalneWarszawaWarszawa choruje na słupkozę. "Wyrastają jak grzyby po deszczu"

Warszawa choruje na słupkozę. "Wyrastają jak grzyby po deszczu"

Dziennikarz Polsat News Wojciech Szeląg zauważył, że w Warszawie drogowcy masowo montują słupki w nieuzasadnionych miejscach. Temat ten budzi wiele kontrowersji wśród Warszawiaków. Natomiast drogowcy tłumaczą, że to wszystko dla bezpieczeństwa pieszych.

Warszawa choruje na słupkozę. "Wyrastają jak grzyby po deszczu"
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Przemek Wierzchowski

Wojciech Szeląg na portalu społecznościowym udostępnił zdjęcie, na którym widać słupki osłaniające trawnik. - Niech mi ktoś wytłumaczy sens osłonięcia słupkami trawnika od strony chodnika (na ten chodnik nie dałoby się wjechać autem z żadnej strony z powodu innych słupków - komentuje pan Wojciech.

Słupki na powyższym zdjęciu zostały zamontowane przez Zarząd Terenów Publicznych. Skierowaliśmy pytanie do ZTP o uzasadnienie postawienia słupków na rogu ulic Kopernika i Szczyglej, jednak w dalszym ciągu nie dostaliśmy odpowiedzi.

Jeszcze wcześniej Wojciech Szeląg w innym miejscu zauważył absurdalne "osłupkowanie". - Zniknęło prawie 10 miejsc. 10 mieszkańców centrum Warszawy będzie dłużej jeździć szukając miejsca do zaparkowania. 10 silników będzie
dłużej emitować spaliny - pisze dziennikarz.

Wojciech Szeląg śmieje się w rozmowie z WawaLove, że nie jest zwolennikiem teorii spiskowych, ale zastanawia się kto czerpie materialne korzyści ze stawiania absurdalnej liczby słupków. - Są takie miejsca w Warszawie, gdzie drogowcy usuwają słupki raptem po pół roku, by wstawić nowe. Często słupki stawiane są absurdalnie blisko siebie i nawet gdy wystarczą dwa by uniemożliwić parkowanie auta, to i tak dodawany jest trzeci między nimi. Władze miasto bezsensownie wydają nasze pieniądze, szpecąc miasto i utrudniając życie mieszkańcom. Mogę stracić kilka dodatkowych minut na szukanie miejsca by zaparkować, ale wtedy dłużej pracuje silnik auta, w powietrzu jest więcej spalin. Tymczasem wciąż są ulice gdzie słupków nie ma i ludzie parkują poprawnie. Gdzie? Nie powiem, bo zaraz i tam pojawią się słupki - tłumaczy dziennikarz.

Dariusz Figura wiceprzewodniczący Rady Warszawy w oświadczeniu skierowanym do jednego z mieszkańców Warszawy, który zapytał się o słupki przy drogach publicznych tłumaczy, że słupki blokujące ustawia się w taki sposób, aby uniemożliwić parkowanie. - W miejscach do tego nie przeznaczonych, w miejscach gdzie parkowanie odbywa się z naruszeniem przepisów prawa (np. w odległości mniejszej niż 10 m od skrzyżowania, przejścia dla pieszych, czy przejazdu rowerowego), w miejscach gdzie kierowcy nie stosują się do oznakowania i zamiast parkować równolegle do krawędzi jezdni, parkują prostopadle lub skośnie zawężając lub wręcz uniemożliwiając poruszanie po chodniku pieszym - czytamy w oświadczeniu. Dodatkowo wiceprzewodniczący podaje, że w 2017 roku Zarząd Dróg Miejskich zamontował 3954 słupków, a koszt tego wyniósł 792, 850, 74 zł. Natomiast w 2016 roku postawiono 3761 słupków, za 795, 172, 62 zł.

Karolina Gałecka rzecznik prasowy ZDM tłumaczy, że nie jest miłośnikiem stawiania słupków, niestety część kierowców parkuje samochody w miejscach niedozwolonych. - Problemu nie rozwiązuje znak pionowy B-36 (zakaz parkowania), czy znak poziomy P-10 (przejście dla pieszych). Słupki montujemy w miejscach, które są potencjalnie niebezpieczne, przeważnie w rejonach skrzyżowań i w okolicach przejść dla pieszych. Kierowcy parkując w tych miejscach zasłaniają widoczność innym kierowcom, w wyniku czego dochodzi do wypadków drogowych. Z tego powodu na stołecznych drogach ginie najwięcej pieszych - wyjaśnia WawaLove rzecznik. Dodaje, że słupki są również montowane na wniosek mieszkańców czy służb porządkowych.

Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)