"W Sylwestra będę pracowała. Nie mam innego wyjścia" [LIST]
Dostaliśmy od naszej czytelniczki list. Publikujemy go w całości
28.12.2015 14:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Podczas, gdy większość z Was będzie się szampańsko bawić podczas imprezy sylwestrowej, ja będę przeprowadzała remanent w sklepie. Jak co roku - pisze nasza czytelniczka.
"Pracuję w jednym z warszawskich, dużych sklepów spożywczych, otwartych 24 godziny na dobę. Mówi się, że w stolicy nie ma bezrobocia. Jednak sami wiecie, że dla nie najmłodszej już kobiety, posiadającej dodatkowo małe dzieci, o dobrze płatną pracę wcale nie jest łatwo. A w sklepie płacą nie najgorzej. Do tego szef wykazuje się pewną elastycznością jeśli chodzi o wolne, gdy na przykład mi dziecko choruje. Więc się nie wychylam.
Pracujemy na trzy zmiany. To osiem, czasem nawet 12 godzin na nogach. Za pracę w nocy lub w święta nie ma dodatkowych wolnych dni, to samo dotyczy "urlopów na dziecko" czy świąt. Trudno zresztą mówić o pracowniczych prawach, skoro ja i wszyscy zatrudnieni w tym sklepie pracują na umowach "śmieciowych".
Biorę pracę w święta i Sylwestra, bo nie mam innego wyjścia. Po pierwsze mąż ma wolne i zajmie się dziećmi. Po drugie: jeśli ja wezmę wolne w te dni, koleżanki zastąpią mnie w potrzebie - gdy na przykład zachoruje mi któreś z dzieci.
Na imprezie sylwestrowej nie byłam nie wiem ile lat. Święta na szybko przygotowuje siostra lub babcia, większość potraw to gotowce. To samo dotyczy urlopów. Ileś tam dni mi się należy, ale nie ma kiedy odebrać - pracowników jest zbyt mało. Urlop oczywiście biorę, zawsze jednak podzielony na kawałki: nigdy to nie było więcej niż 5 dni z rzędu. "To skomplikowałoby grafik" - jak mówi mój szef.
Sklep, działający 24 godziny na dobę musi też co jakiś czas robić remanent. W fakturach, raportach kasowych wszystko musi się zgadzać, inaczej oberwiemy po kieszeni. Część tej roboty można wykonać podczas pracy za dnia, kiedy nie ma klientów, jednak wszelką korektę, wyszukiwanie rzeczy, które naraz zniknęły, muszą być robione w czasie, kiedy na pewno klientów nie będzie, czyli wcześnie rano. Roczną, tzw. końcową inwentaryzację trzeba zrobić 31 grudnia. Pada na tego, kto na pewno nie urządzi imprezy (bo ma np. małe dzieci), czyli na mnie. Taki remanent kończy się zwykle kilka godzin po ostatnich fajerwerkach.
Prawo pracy mówi, że mamy prawo do świątecznego wypoczynku. Ale prawo nie chroni zatrudnionych na "śmieciówkach". Nie marudzę, cieszę się, że mam pracę w tych niełatwych czasach. Jednak kiedy będziecie wznosić na imprezie noworocznej toasty, pamiętajcie, że nie każdy może unieść kieliszek z szampanem w górę. Takich osób jak ja jest zresztą dużo, dużo więcej. Nie chcę tu też narzekać. Chcę za pośrednictwem redakcji złożyć wszystkim takim osobom, z całego serca, życzenia wszystkiego najlepszego.
Basia.