Tragedia na sali zabaw. Spod drzwi wystawała rączka dziecka
Nadal trwa ustalanie przyczyn śmierci Tomasza M. i jego syna Artura. Mężczyzna uśpił czujność kuratora i wykorzystał moment. Nieoficjalnie mówi się, że mężczyzna otruł siebie i dziecko.
27.11.2018 | aktual.: 05.03.2020 10:34
Do tragedii doszło w niedzielę wieczorem w sali zabaw na warszawskim Bemowie. Był w niej Tomasz M. z córką Kornelią oraz synem Arturem. Towarzyszył im kurator, bo m.in. mężczyzna kilka razy porwał chłopca.
- Pamiętam, że widziałem dwójkę dzieci z ojcem i jeszcze jedną osobą. Nikt nie zwracał na nich uwagi, bo na sali było dużo osób. Nie wzbudzali większych podejrzeń. Tutaj przychodzi wiele rodzin, a wtedy akurat były czyjeś urodziny – relacjonuje portalowi se.pl świadek tragedii.
W pewnym momencie Tomasz M. miał poprosić kuratora o popilnowanie córki. A on z synem poszedł do toalety. Następnie osoby stojące przed toaletą miały zobaczyć, że spod drzwi wystaje rączka dziecka. Na miejsce wezwano obsługę obiektu. Do łazienki przyszedł też kurator, który zorientował się, że Tomasz M. zbyt długo nie wraca z synem.
- Wszystko działo się bardzo dynamicznie. Ktoś śrubokrętem otworzył zamek w drzwiach. Ktoś krzyknął, że jest kuratorem. Zobaczyliśmy leżące dziecko na podłodze. Obok był mężczyzna. Widziałem też plastikową fiolkę – opisuje portalowi świadek.
Tomasz M. i 4-letni Artur zmarli w szpitalu; mężczyzna w niedzielę wieczorem, a jego syn w poniedziałek rano. Wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że przyczyną ich śmierci była niewydolność krążeniowo-oddechowa. Więcej wyjaśnią badania toksykologiczne. Biegli zbadają też plastikowe pojemniki, z których mogła zostać podana trująca substancja.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl