RegionalneWarszawaTo on stoi za profilem San Escobar. "Nie jestem Kijowskim partii Razem"

To on stoi za profilem San Escobar. "Nie jestem Kijowskim partii Razem"

"Jak myślę sobie o tej wypowiedzi Waszczykowskiego, to myślę, że ona jest absolutnie przegenialna w montypythonowskim sensie"

To on stoi za profilem San Escobar. "Nie jestem Kijowskim partii Razem"

Jest dyrektorem kreatywnym w jednej z agencji reklamowych w Warszawie, członkiem partii Razem i satyrykiem-hobbystą. O politycznych sympatiach i antypatiach, terapii śmiechem, ale nie ośmieszaniu, rozmawiamy z Jarkiem Kubickim, autorem internetowego hitu, facebookowego profilu państwa San Escobar.

Filip Skowronek: Założył pan profil San Escobar na Facebooku, który spotkał się ze sporym zainteresowaniem użytkowników. Po gafie ministra podobne konto powstało w serwisie Twitter. Skąd pomysł na taką formę działania?

Jarek Kubicki: To wyszło spontanicznie. W momencie, gdy usłyszałem o tym, że pojawiło się nieistniejące państwo, to stwierdziłem, że fajnie by było gdyby takie państwo jednak istniało. Okazało się, że profil San Escobar na Twitterze został założony prawie dokładnie co do minuty w tym samym czasie przez inną osobę. Na samym początku zupełnie nie pomyślałem, że cokolwiek z tego może wyjść. Najwyżej parę osób przyjdzie się pośmiać i tyle. Nagle się okazało, że liczba osób gwałtownie przybywa. Wczoraj było chyba 7 tys., w tej chwili mamy ponad 52 tys.

Czyli akcje na Facebooku i Twitterze nie były skoordynowane?

- Nie, widać po charakterze obu profili, że treść postów jest różna. Na Twitterze są one bardziej poważne i pewnie znajdą się osoby, które mogłyby się nabrać na to, że jest to oficjalne konto prawdziwego kraju. Mój fanpage jest dużo bardziej surrealistyczny i ma na celu zabawę, a nie wkręcanie kogoś.

Czy to pierwsza pana aktywność satyryczna? Były jakieś wcześniejsze projekty?

- Mój pierwszy pomysł, żeby jakoś reagować na sytuację wokół to był blog Dlaczego Nie Napalm [blog poświęcony teoriom spiskowym o katastrofie smoleńskiej – przyp. red.]. Pojawiła się we mnie dziwna potrzeba, żeby to z siebie wyrzucić. Blog powstał w 2010 r. i był pierwszym tego typu działaniem. Póżniej pracowałem nad Freikorps Polen związanym z falą nienawiści wobec uchodźców [blog zestawia wulgarne i rasistowskie wypowiedzi Polaków ze zdjęciami hitlerowskich żołnierzy – przyp. red.]. To było półtora roku temu, kiedy ta fala mocno wezbrała. Freikorps odbił się szerokim echem w mediach. Był jeszcze jeden dziwny projekt, Państwo polskie odzyskuje godność [zestawienie zdjęć pokazujących negatywne zjawiska w kraju z nagłówkiem Telewizji Polskiej o treści „Państwo polskie…” – przyp. red.]. Rzecz, którą prowadziłem bardziej niż prowadzę, bo od tego czasu zeszło ze mnie powietrze. Ale trzeba pamiętać, że to jest hobby i tylko tak do tego podchodzę. Nie zarabiam na tym.

Czyli to sposób na odreagowanie wydarzeń politycznych w Polsce?

- Tak, zdecydowanie. Też się nad tym zastanawiałem – po co właściwie to robię. To kosztuje sporo pracy i energii, czasem nerwów. W mojej głowie jest to bliskie mojej działalności artystycznej. Podobny rodzaj napięcia, które ma się w głowie, podobna potrzeba odreagowania. I podobny fun, gdy się coś uda. Kiedy wczoraj zobaczyłem, że strona zaczęła mocno „ssać”, to okazało się, że uczucie jest podobne do tego, gdy uda mi się namalować świetny obraz i uzyskuję jakieś uznanie. Poza tym to forma terapii przez śmiech.

Tematyka, którą pan porusza jest nie tylko polityczna, ale też wyraźnie dotyka prawicy. Zwłaszcza w przypadku Dlaczego nie napalm, gdzie obśmiewa pan to, co często jest nazywane religią smoleńską.

- Po pierwsze – we wszystkich blogach staram się bardzo unikać i uciekać od jednoznacznych politycznych deklaracji. Dlaczego nie napalm nie był skupiony na konkretnej opcji politycznej i jej wyśmiewaniu. Był terapią przez śmiech po absurdalnych wypowiedziach, absurdalnych teoriach. To, że jedna konkretna opcja polityczna sobie te teorie bardzo upodobała? Trudno. Niezależnie od tego jaka by to była opcja, to podchodziłbym do tego w podobny sposób. Tak samo o kwestii uchodźców trudno mówić w kontekście jednej opcji politycznej. Niechęć do uchodźców wykazują niemal wszystkie opcje polityczne. Tutaj też unikałem jednoznacznego wskazywania, po której stronie jestem. Ważniejsze było zaznaczenie pewnych zjawisk a nie agitacja polityczna za konkretnym ugrupowaniem.

Wciąż jednak uderza pan w prawicę, zwłaszcza PiS i narodowców. Dlaczego prawica wzbudza w panu takie emocje?

- Bo oczywiście mam swoje poglądy i wrażliwość na pewne kierunki w polityce. Jedne drażnią mnie bardziej, inne mniej. Natomiast San Escobar się ponad to wybija. Jak myślę sobie o tej wypowiedzi Waszczykowskiego, to myślę, że ona jest absolutnie przegenialna w montypythonowskim sensie. Samo sformułowanie jest świetne, ta mieszanka językowa. I to już samo mogłoby zadziałać. Ale do tego mamy takiego dosyć poważnego pana, który zupełnie mówi to tonem zupełnie serio. To lokuje go już dokładnie w skeczu Monty Pythona. Do tego jest to minister spraw zagranicznych i w tym momencie to jest już król wszystkich skeczy Monty Pythona. Dlatego ja go absolutnie uwielbiam za to przejęzyczenie. On jest na swój sposób strasznie memetyczny. Samograj w zasadzie.
Po prostu chcę przekuć nadęty balon tego całego patosu, superpowagi, braku dystansu, który jest frustrujący dla wszystkich wokół. Konstrukcja Dlaczego nie napalm i San Escobar jest podobna. Nie ma się do czego przyczepić. Nie są w żaden sposób obraźliwe, nie śmieję się z konkretnych osób.

Jednocześnie nie wypowiada się pan na temat wpadek Mateusza Kijowskiego czy Ryszarda Petru.

- Tak, pomijam je na blogach, ale tak generalnie, mam na swoim prywatnym profilu parę bardziej obszernych wpisów zupełnie serio, bez ubierania się w jakieś ciuchy satyry. To nie są wpisy, które są przychylne opozycji, tej w rozumieniu opozycji liberalnej Polsce. Nie można powiedzieć, że wybieram sobie kogoś bardziej lub mniej. Ale nie widzę symetrii. Uważam, że skala nadużyć obecnej władzy jest nieporównywalna i na tym się należy skupiać. Natomiast widzę zdecydowanie wady opozycji.

Sam jest pan członkiem partii Razem, czyli reprezentuje inną opcję.

- Tak, jestem aktywnym działaczem partii Razem. Oferuję szeregowe wsparcie, czasem bardziej aktywne, czasem mniej. Ale generalnie jest to bliskie profesji, którą na co dzień wykonuję, czyli są to rzeczy związane z kwestiami kreacyjnymi i projektowaniem graficznym.

Czyli zajmuje się pan podobnymi kwestiami jak Kijowski w KOD.

- Broń Boże! Nie, nie, nie! Nie jestem żadnym Kijowskim partii Razem, partia Razem nie ma żadnych Kijowskich, sama konstrukcja tego tworu politycznego uniemożliwia posiadanie Kijowskich. Sam nie dość, że za pracę dla Razem nie pobieram wynagrodzenia, to jeszcze opłacam składkę członkowską.

Ale to KOD i Nowoczesna są dziś kojarzeni z hasłem „opozycja”. Nie widzi pan w nich szansy na pozytywną zmianę?

- Nie widzę w opozycji pozytywnej alternatywy dla czegokolwiek. Mam wrażenie, że przekazuje bardzo negatywny komunikat. KOD to twór, który jest organizowany wokół opcji „wykopmy obecnie rządzących”. Brakuje programu pozytywnego i to mi bardzo przeszkadza i powoduje, że moja sympatia w ich kierunku jest bardzo ograniczona.

To na kogo pan głosował przed pojawieniem się Razem?

- Wcześniej wybierałem „mniejsze zło”. Ale bardzo się cieszę, że półtora roku temu mogłem zagłosować zupełnie zgodnie z moim sumieniem.

Źródło: WP.pl. Zdjęcia wewnątrz tekstu pochodzą z profilu San Escobar .

Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)