RegionalneWarszawaŚwiat Wielkiego Futbolu na Narodowym

Świat Wielkiego Futbolu na Narodowym

Mamy dla Was rozmowę ze Stefanem Szczepłkiem! Jego zdaniem najlepszy obecnie piłkarz na świecie to... przeczytajcie rozmowę!

Świat Wielkiego Futbolu na Narodowym

15.03.2013 11:42

Na wystawie zobaczymy naprawde wyjątkowe eksponaty: jedną z najcenniejszych kolekcji koszulek reprezentacji Brazylii, but Karima Benzemy rozdarty podczas zderzenia z Jerzym Dudkiem, koszulka Zbigniewa Bońka z Juventusu, koszulki Kazimierza Deyny, szczęśliwy płaszcz Jerzego Engela, a także autografy najsłynniejszych piłkarzy z Polski i ze świata. Razem to ponad 1000 przedmiotów - od lutego na Narodowym można oglądać wystawę "Świat Wielkiego Futbolu".

Eksponaty to część kolekcji Stefana Szczepłka, legendy polskiego dziennikarstwa sportowego. Oprócz nich zaprezentowane zostaną pamiątki ze zbiorów PZPN. Razem tworzą one niepowtarzalny przegląd historii futbolu ze wszystkich kontynentów (z wyjątkiem Antarktydy). To naprawdę gratka dla miłośników futbolu.

W związku z wystawą na Narodowym mamy dla Was rozmowę z komisarzem wystawy, Stefanem Szczepłkiem.

Od czego zaczęła się pańska kolekcja piłkarskich pamiątek?

Przechodziłem kilka etapów. Jako chłopiec zbierałem autografy sportowców, metalowe znaczki i zdjęcia. Potem, kiedy jako dziennikarz zacząłem jeździć po świecie i nawiązywać znajomości, możliwości znacznie się poszerzyły. Kupowałem, wymieniałem, dostawałem w prezencie. Pierwszą koszulkę dostałem od mistrza olimpijskiego Leszka Ćmikiewicza. Należała do Anglika Mike’a Channona, grał w niej w słynnym meczu na Wembley w roku 1973. Do dziś to jedna z moich najcenniejszych pamiątek. Kiedyś było mi łatwiej, bo piłkarze z wielkiej drużyny Kazimierza Górskiego byli moimi rówieśnikami i kolegami. Z kolei teraz zdarza mi się, że ktoś, dając mi coś do kolekcji, mówi: "Lepiej żeby to było u pana. Przynajmniej jest gwarancja, że nie zginie." To jest prawda. Dzięki temu, że Kazimierz Deyna przekazał mi kilkanaście proporców, które wymieniał jako kapitan reprezentacji, można je oglądać. Gdyby trafiły w tamtym czasie do PZPN, już dawno ślad by po nich zaginął.

Słyszeliśmy, że w pana szafach zamiast zwykłych ubrań wiszą piłkarskie koszulki z autografami...

To są pomówienia. Bo koszulki leżą, a nie wiszą. Są zapakowane w torebki foliowe. Prawdą natomiast jest, że zajmują sporo miejsca, bo mam tych koszulek około sześciuset. Mógłbym przez dwa lata chodzić codziennie w innej. A na brak normalnych ubrań nie narzekam. Jak facet w moim wieku, teoretycznie poważny redaktor, wyglądałby w koszulce piłkarskiej? Jeśli je wkładam, to podczas wakacji.

Dlaczego wystawa znalazła się właśnie na Stadionie Narodowym?

Bo to idealne miejsce na taką ekspozycję, jak żadne inne w Warszawie kojarzące się z piłką nożną. Oczywiście pamiętam o Legii i historii stadionu na Łazienkowskiej, mającej początek w roku 1930. Ale Stadion Narodowy nie jest areną klubową. Ma też kilka architektonicznych fragmentów Stadionu Dziesięciolecia, dzięki czemu można mówić o ciągłości historycznej. Wystawa też nie jest poświęcona jednemu klubowi, tylko futbolowi w ogóle. Polskiemu i światowemu. Wiele eksponatów, które można na niej zobaczyć, związanych jest z obydwoma stadionami, ale z tym samym miejscem. Tutaj czuć ducha przeszłości. Tutaj trenował Pele, grali brazylijscy mistrzowie świata, Ernest Pol strzelał bramkę z karnego Lwu Jaszynowi, Franz Beckenbauer kąpał się pod prysznicem mniej więcej tam, gdzie dziś jest biuro operatora stadionu - PL.2012+. Tu grali najlepsi Polacy: Lucjan Brychczy, Włodzimierz Lubański, Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato, Zbigniew Boniek. Jeśli dodamy do tego najnowszą historię mistrzostw Europy, będziemy mieli miejsce
absolutnie wyjątkowe, z którym żadne inne w Polsce równać się nie może. Tym bardziej zwiedzanie wystawy z przejściem po stadionie ma sens.

Jakie postacie uważa pan za najwybitniejsze w polskiej piłce nożnej?

Było ich wiele. Ale bez Kazimierza Górskiego Polska nie odniosłaby sukcesów, o których mówił cały świat. Górski potrafił wykorzystać wyjątkowe talenty grupy około dwudziestu zawodników, którzy pojawili się w tym samym czasie. Coś takiego nie zdarzyło się nigdy wcześniej ani później. Po epoce Górskiego, Deyny, Lubańskiego, Laty, Szarmacha, Tomaszewskiego nic równie dobrego nas nie spotkało. Z wyjątkiem sukcesów Zbigniewa Bońka, Józefa Młynarczyka, Jerzego Dudka, ale już w barwach zagranicznych klubów.

Kazimierz Górski nazywał pana Białym Pele. Dlaczego? Jakie są pana najciekawsze doświadczenia z gry w piłkę?

W moim przypadku to była bardziej zabawa niż gra. Chociaż, kiedy liczę z grubsza wszystkie w miarę oficjalne mecze, w jakich grałem, wychodzi mi około pół tysiąca. Ale w klubie, na poziomie dzisiejszej czwartej, piątej, a najwyżej trzeciej ligi, to tylko setka. Wyżywałem się w reprezentacji Uniwersytetu Warszawskiego, a przede wszystkim w drużynie dziennikarzy, którą nazywaliśmy FC Publikator. Przez kilkanaście lat jeździliśmy po Polsce, dzięki czemu poznałem dziesiątki boisk i stadionów. Mogłem grać w jednej drużynie z prawdziwymi mistrzami lub przeciw nim. Jako reprezentacja Warszawy zdobyliśmy trzy razy tytuł mistrza Polski dziennikarzy. Ale, bądźmy szczerzy, artystą futbolu to ja nie byłem. Potrafiłem żonglować przez godzinę piłką, żeby nie spadła na ziemię (dlatego cykl moich felietonów, które ukazują się w "Rzeczpospolitej", nosi nadtytuł „Żonglerka”). Ale to jeszcze nie jest umiejętność grania. Faktem jest, że na piłce się nie przewracałem.

Kazimierz Górski pozwalał mi nawet kilkakrotnie trenować z reprezentacją. Dziś dziennikarzy się pędzi. Górski mówił mi: "Więcej pan zobaczy, poczuje, usłyszy, to więcej pan zrozumie". To był wspaniały człowiek. A Biały Pele? Kiedyś Publikator, ze znanymi sportowcami w składzie, grał towarzyski mecz w Rykach. Na trybunach zebrało się ze dwa tysiące ludzi, bo przyjechali reprezentanci Polski i mistrzowie olimpijscy z Władysławem Komarem na czele. Ja, jak zwykle przed meczem, zrobiłem pokaz żonglerki, żeby kibice pomyśleli, że przyjechał jakiś cyrkowiec z Brazylii. Kiedy w szatni Górski ogłaszał skład, mnie w pierwszej jedenastce nie było. Robert Gadocha spytał: panie trenerze, a Stefan? Górski odpowiedział: "Stefanek to jest Biały Pele. Ale na rozgrzewce." No i tak zostało.

Jaki mecz piłkarski, na którym pan był, uważa pan za najlepszy?

Trudne pytanie. Licząc średnio 40 meczów w roku oglądanych na stadionie wychodzi mi jakieś dwa tysiące. Wybranie najlepszego jest niemożliwe. Łatwiejsze staje się, kiedy ograniczymy się do meczów najważniejszych, o jakąś konkretną, wysoką stawkę. Ale wtedy do oceny poziomu dochodzą emocje. I znowu kłopot. Odpowiem więc inaczej. Miałem szczęście oglądać z trybun mecze i sytuacje, które przeszły do historii światowego i polskiego futbolu. Widziałem na stadionie Azteca w Meksyku jak Diego Maradona wbija dwie słynne bramki Anglii - najpierw ręką, a potem po rajdzie przez pół boiska. Widziałem genialne bramki Marco van Bastena w finale mistrzostw Europy w Monachium, w roku 1988, i Zinedine Zidane w finale Ligi Mistrzów na Hampden Park w Glasgow, w roku 2002. Przeżyłem tragedię na stadionie Heysel w Brukseli, przed finałem Pucharu Mistrzów w roku 1985, a później oglądałem Zbigniewa Bońka, który zdobył ten puchar jako pierwszy Polak. Dużo jest takich faktów i kiedyś muszę zrobić ich listę. Okaże się, że byłem
naocznym świadkiem najważniejszych piłkarskich wydarzeń ostatnich 40 lat. Właśnie tak długo pracuję jako dziennikarz. W tym roku obchodzę jubileusz.

Kto jest dziś, według pana, najlepszym piłkarzem świata?

Leo Messi. Nie wierzyłem, że po Pele, Alfredo di Stefano czy Diego Marardonie może się pojawić ktoś równie wielki, kto potrafi w pojedynkę wygrać mecz. Myliłem się. Messi jest wielki. Brakuje mu tylko sukcesu z reprezentacją Argentyny. Ale Cristiano Ronaldo też szanuję.

Czy polska reprezentacja przejdzie pomyślnie eliminacje mistrzostw świata i pojedzie na mundial do Brazylii?

Serce mówi: tak. Rozum narzuca wiele wątpliwości. Jestem optymistą od urodzenia i w każdej sprawie. Ale w piłeczce trudno znaleźć logikę. 16 października Polacy rozegrają z Anglią na Wembley ostatni mecz w eliminacjach. Akurat w przeddzień 40. rocznicy spotkania, od którego zaczęto nas w świecie szanować. Chciałbym, aby ten mecz również decydował o awansie. Powiem więcej. Gdyby tak rzeczywiście było, uważam, że Polacy mogliby na Wembley nawet zwyciężyć. To jest moje marzenie.

Dziękujemy za rozmowę.

Wystawa Świat Wielkiego Futbolu na Stadionie Narodowym (przy recepcji wycieczek) jest czynna codziennie od wtorku do niedzieli w godz. 10.00 - 19.00.
Bilety:
Wystawa: ulgowy 10 zł, normalny 15 zł, grupowy 10 zł/osoba, rodzinny (2+2) 30 zł
Zwiedzanie ze Stefanem Szczepłkiem (czwartek godz. 17:00, sobota godz. 10:30) 40 zł normalny, 25 zł ulgowy

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)