Prostytucja w przedwojennej Warszawie
Dzisiejsza Warszawa jest - wbrew pozorom - dość konserwatywna. W 1926 w stolicy znajdowało się 3479 prostytutek na ok. milion mieszkańców stolicy. Wśród nich najwięcej było dziewcząt poniżej 18 roku życia, ale na ulicach stały nawet 14- i 15-latki
Na początek trzeba wyjaśnić, że prostytucja przed wojną była legalna. Chyba, że dotyczyła prostytucji homoseksualistów - wówczas podlegała karze do 3 lat. Lub osób nieletnich. O tym gdzie najlepiej iść „na panienki” przyjezdny mógł się dowiedzieć już na dworcu kolejowym od bagażowych. Także od dorożkarzy, taksówkarzy, recepcjonistów, boyów hotelowych, a nawet przeciętnej bufetowej. O prostytucji w przedwojennej Warszawie czytamy w artykule Pawła Rzewuskiego w portalu Histmag.org .
Oczywiście wszyscy, którzy polecali przyjezdnym "porządny" dom publiczny zarabiali niemałe pieniądze na samym tylko pośredniczeniu miedzy klientami a suterenami. - pisze autor. Ale to dotyczyło przyjezdnych. Przedwojenny warszawiak świetnie wiedział gdzie iść:
Na ulicy Widok swój przybytek prowadziła Pani Bitnerowa, zaś w innych częściach miasta panie Żbikowska, Wiśniewska czy też Hendlowa. Całe zagłębie lupanarów można było znaleźć na terenie dzielnicy żydowskiej szczególnie w rejonie Dzikiej, Bagna i placu Grzybowskiego razem z Graniczną (co powodowało co jakiś czas poważne zatargi pomiędzy religijnymi Żydami a sutenerami. Domy publiczne znajdowały się nie tylko w dzielnicach biedoty, ale również w śródmieściu. Tu gdzie dzisiaj stoi Pałac Kultury, na ulicy Chmielnej, Pięknej oraz nieco dalej w okolicach kościoła świętej Barbary, znajdywały się liczne przybytki rozkoszy.
W porównaniu z przedwojenną stolicą, dziś jest o wiele bezpieczniej. I pruderyjniej:
Ogród Saski jest wymarzonym miejscem na rodzinne spacery. Przed wojną również był, z tą jedną małą różnicą, że tylko do pewnej godziny. Gdy zapadał zmrok, rejon ten brali w swe władanie młodzi. Szanowni państwo, niewątpliwie nie przychodzili oni tu po to, aby odmawiać różańce i śpiewać nabożne pieśni. Pod murami Hotelu Europejskiego chodziły panienki lat około 16 w beretach szkolnych. Podchodzili do nich troszkę starsi młodzieńcy w czapkach korporacyjnych. Wszystko to było jednym wielkim oszustwem, bo ani one ani oni nie uczyli się w szkołach. Obie grupki obrzucały się przekleństwami, jednak co jakiś czas łączyły się w pary i znikały na kilka minut w krzaki. Na marginesie należy dodać, że nie tylko Saski ale również Ujazdowski i Łazienki były po zmroku okupowane przez „pięciominutowe” małżeństwa.
To był potężny biznes! Gdybyśmy spytali przedwojennego policjanta, co stanowi największy problem Warszawy odpowiedziałby bez wahania, że prostytucja. W roku 1926 w Warszawie w ewidencji znajdowało się 3479 legalnych prostytutek (na około milion mieszkańców). Najwięcej było dziewcząt poniżej 18 roku życia, a zdarzały się nawet 14 i 15 latki!
Autor cytuje też słynną książkę "Z dziejów prostytucji w Warszawie" (1923):
Córka ludu warszawskiego w dwunastym roku życia jest już całkowicie uświadomioną kobietą, obeznana ze wszystkim brudnymi tego życia, a jeżeli się jeszcze nie oddaje, to stoi temu na przeszkodzie nie zakończony rozwój fizyczny, lub też sam wiek młody (…) W tym czasie [około 14 lat] dziewczyna przestaje być głupią, co jaśniej tłumacząc; uświadamia sobie, iż można i należy ciągnąć korzyści materialne za przyjemność udzielną swoim towarzystwem i oddawaniem swego ciała, bo brutalny rozzuchwalony wyrostek, zawsze bez grosza, nie wystarcza jej wcale i nie przedstawia żadnego interesu dla dalszych ekstrawagancji.
Jak wyglądało życie takiej prostytutki, mogliśmy zobaczyć m.in. w pierwszych oddcinkach serialu "Kariera Nikodyma Dyzmy". Normalnym było, że po zmroku (a czasem i wcześniej) na ulicach Warszawy pojawiały się "córy Koryntu", prowokujące do udania w odpowiednie miejsce. Panowała wśród nich odpowiednia hierarchia.
Najniżej znajdowały się te z nich, które stawały się prostytutkami z powodu skrajnej biedy. Zazwyczaj „polowały” one na swoich klientów w rejonie Powiśla, gdzie oddawały się w pobliskich zaroślach, już nie za pieniądza a za trochę jedzenia. Nieco wyżej znajdywały prostytutki, które można było spotkać w bramach najbiedniejszych dzielnic Warszawy – Woli i Muranowa. Ich usługi były stosunkowo tanie, przez co korzystanie z ich usług, było dosyć popularne wśród mieszkańców stolicy. Procedura zazwyczaj wyglądała podobnie: prostytutka razem z klientem szła do „pokoju na godziny”, wynajmowanym w którejś z oficyn, gdzie mu się oddawała za pieniądze. Chyba najsławniejszym pod tym względem była ulica Złota, gdzie mieściło się najwięcej hoteli dla spragnionych miłości. Do rąk kobiety jednak trafiała tylko mniejsza część zainkasowanej kwoty. Większość szła bowiem do właściciela lokalu albo do powiązanego z nim sutenera.
Najwyżej w hierarchii stanowiły prostytutki, które można było spotkać w eleganckich lokalach i ich pobliżu. Przedwojenne restauracje i dansingi, takie jak Adria, Oaza, czy też słynna Gastronomia były takimi miejscami. Te "elegantsze" można było spotkać w Alejach Jerozolimskich, Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu. Oczywiście również i tutaj były różnice.
Inny status miała prostytutka, która stała przed tego typu lokalem (tak zwaną kapeluszowa), inny ta, którą można było spotkać przy jego barze, a jeszcze inny miała fordanserka, której sutenerem był dyrektor danego dansingu. Dla spragnionych innego rodzaju miłości pozostawał Plac Napoleona, gdzie swoje usługi oferowali homoseksualiści. Z uwagi, że homoseksualizm był nielegalny, policja nieco częściej tam interweniowała.
A teraz? Eleganckie ulotki, salony masażu, panie do towarzystwa. Warszawa dalej jest "siedliskiem grzechu", jednak nieprawdą jest, że dawniej warszawiacy byli grzeczni i bogobojni.
* Kto wie - kończy autor - *czy nasz przodek nie podrywał panienek pod Parkiem Saskim, albo nie zachodził w studenckich czasach na ulicę Widok. Oczywiście nie musiało tak być. Ale warto mieć taką myśl z tyłu głowy.