"Potrzebujemy więcej drzew. Nawet w donicach" [LIST]
"Zrozumie to każdy, kto wyszedł z domu świeży, a po godzinie dotarł do pracy spocony jak... mysz"
28.06.2015 08:21
Od naszej czytelniczki dostaliśmy interesujacy list. Publikujemy go w całości.
Od dłuższego już czasu upały dają nam się we znaki. Najgorsze jest chyba czekanie na przystanku, na którym nie ma się gdzie przed słońcem schować, a w stolicy takich nie brakuje, niezależnie od dzielnicy. Jak wiadomo, okres wakacyjny to czas remontów, więc pasażerowie często zmuszeni są jeździć trasami zastępczymi lub zwyczajnie, jak co dzień, czekać na swój pojazd nawet pół godziny.
Przy okazji budowy II linii metra i rozbudowy infrastruktury w jej okolicy, prawie zupełnie o tym nie pomyślano. O ile na ul. Świętokrzyskiej (gdzie postawiono słynne donice) jest gdzie się schować (np. w pobliskich lokalach), tak na niektórych przystankach czy placach nie ma takiej możliwości. Najlepszy przykład to krańcowe stacje II linii metra. Jeśli ktoś podróżuje z Dworca Wileńskiego do Rondo Daszyńskiego (metro chwali się, że z tej nitki podziemnej kolejki codziennie korzysta 100 tysięcy pasażerów ), po obu stronach czekają na niego betonowe, rozgrzane do czerwoności place.
Jak zauważyłam, ludzie nie chowają się przed słońcem pod wiatą, tylko w cieniu, jaki ona rzuca. Czasem to dość śmiesznie wygląda, gdy na przystanku nikogo nie ma, za to tuż za nim stoki wąski sznureczek ludzi. Dziś nikt już chyba nie ma wątpliwości, że wiaty zupełnie nie służą warszawiakom i że pojawiły się wyłącznie jako stojak na reklamy. Nie łudzę się też, że w takich miejscach mogłyby stanąć kiedyś beczkowozy w wodą pitną, choć powyżej trzydziestu stopni człowiek męczy się szybciej, staje słabszy i zwyczajnie pić potrzebuje. O wpływie upałów na zdrowie starszych ludziach nawet nie przypominam, bo w gorące dni zrobią to za mnie karetki na sygnałach.
Dlatego śmieszą mnie trochę akcje warszawskich aktywistów w stylu "Nie dla donic na Świętokrzyskiej" , bo rozumiem, że w pewnych miejscach drzew posadzić się nie da. Ale zieleń można i należy organizować. Uważam, że w Warszawie potrzebne są drzewa w donicach. Właśnie w tych miejscach, w których o warszawiakach zapomniano.
Drogie władze miasta: Postawmy donice przy przystankach nie chroniących przed słońcem. Na placach, gdzie pasażer musi czekać czasem dłużej niż pół godziny. Warszawa potrzebuje większej ilości drzew. Nawet w donicach. Są potrzebne i zrozumie to każdy, kto wyszedł z domu świeży, a po godzinie dotarł do pracy spocony jak... mysz.
Nie potrzebujemy dębów królewskich czy platanów zachodnich. Potrzebujemy kawałka cienia.