RegionalneWarszawaPanie Jacku, niech pan wsiądzie do tramwaju [POLEMIKA]

Panie Jacku, niech pan wsiądzie do tramwaju [POLEMIKA]

"Osobiście nie lubię komunikacji miejskiej: autobusów i tramwajów staram się unikać" - pisze autor

Panie Jacku, niech pan wsiądzie do tramwaju [POLEMIKA]

18.03.2016 17:07

Jacek Władysław Bartyzel na łamach "Liberté!" zaapelował o zaprzestanie krucjaty przeciwko kierowcom. "Najwyższa pora wycofać się z absurdalnej ideologii antysamochodowej, której skutkiem bezpośrednim jest pogorszenie komfortu życia w mieście i ograniczenie wyboru co do sposobów poruszania się" - pisze publicysta i podaje postulaty, które winno spełnić miasto, by kierowcom żyło się lepiej. Po ich przeczytaniu nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać.

"Drogi rowerowe – gdy powstają – powinny powstawać poprzez wygospodarowanie przestrzeni z nieużytków (choćby trawników)" - pisze m.in. Bartyzel. I dodaje: "Należy odejść od polityki likwidacji miejsc parkingowych, także modnej wśród „aktywistów” i niestety także wśród niektórych decydentów. Brak wystarczającej ilości miejsc parkingowych jest jedną z głównych przyczyn korków i całkowicie marnotrawnej emisji spalin".

I dalej: "Wszędzie gdzie to możliwe buspasy powinny być budowane jako nowy pas ruchu w miejscu dotychczasowych nieużytków czy trawników, a nie poprzez likwidację któregoś z istniejących pasów". Takich argumentów w obszernym tekście autora znajdziemy więcej.

Postulaty Jacka Bartyzela nie wzięły się z niczego. Są efektem publikacji, wyśmianego chyba przez wszystkich „Raportu o korkach w 7 największych miastach Polski”, przygotowanego przez firmę doradczą Deloitte (wspólnie z serwisem Targeo.pl), w którym - jak jedną z metod poprawy sytuacji proponuje się budowę parkingów w miejsce trawników, lub wykorzystywanie torowisk tramwajowych jako buspasów. „Znaczącą rezerwę dla miejsc parkingowych stanowią pasy trawy w bezpośrednim sąsiedztwie jezdni, które są nagminnie obudowywane różnymi płotkami i palikami uszkadzającymi pojazdy i szpecącymi wygląd polskich miast” - stwierdzają m.in. w raporcie eksperci. Tekst Bartyzela wpisuje się w tę narrację.

Panie Jacku: Zacznijmy od tego, że kierowcy, którzy powołują się na fakt płacenia podatków lub akcyzy, narażają się na śmieszność, bowiem finansują warszawskie drogi w zaledwie ok. 10 proc., wliczając w to także mandaty czy opłaty za licencje przewozowe. Udział pasażerów w finansowaniu komunikacji publicznej jest kilkukrotnie wyższy (za raportem Zielonego Mazowsza). Pan, jako liberał, używa innego argumentu: o indywidualnej wolności wyboru. Jednak dlaczego robi pan to w dyskusji o jakości życia w stolicy, czyli w mieście które nie należy do pana lub tylko kierowców? Warszawa jest dobrem wspólnym każdego mieszkańca.

Przypomnijmy: Tylko w 2014 r. na 1000 mieszkańców stolicy przypadało 620 samochodów osobowych. Jest to najwyższy wynik wśród polskich dużych miast. To dwa razy więcej niż w Berlinie czy Londynie! Ponadto w Warszawie możemy notować od 300 do 350 przedwczesnych zgonów w wyniku nowotworu płuca oraz 1500 - 1800 przedwczesnych zgonów w wyniku chorób krążeniowych - jak informował niedawno WawaLove.pl dr Artur Badyna, ekspert Ministerstwa Środowiska. - Poziom zanieczyszczenia powietrza w Warszawie jest tragiczny. To moment, w którym miasto powinno podjąć odpowiednie kroki - mówił niedawno WawaLove.pl Karol Perkowski, rzecznik prasowy stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Ratusz, który to potwierdzi, takie kroki próbuje nieśmiało podejmować.

Zapewne słyszał pan o prawie Lewisa-Mogridge’a, które mówi, że zwiększenie przepustowości dróg miejskich nie ułatwi kierowcom poruszania się po nim, bowiem ruch na np. poszerzonej ulicy powiększy się tak, aby maksymalnie wypełnić nową przestrzeń. Korki będą rosnąć pomimo większej liczby pasów ruchu, czy pseudoulepszeń w stylu poszerzenia ulicy kosztem trawników. Tak już jest, co udowodniono ponad 30 lat temu w Londynie (a także innych miastach). Ponadto próby obniżenia emisji spalin w mieście, czego domagają się aktywiści i ekolodzy, nie są ich fanaberią, ale próbami stworzenia lepszego, przyjaźniejszego miasta. Miasta, które służyć będzie mieszkańcom, a nie tylko dojeżdżającym tu do pracy.

Nazywa się pan racjonalistą, jednak trudno racjonalnie dyskutować z pana argumentem, że zwiększenie przepustowości samochodów czy budowa parkingów przez likwidację trawników zmniejszy emisję spalin, bo od razu przypominają się słowa warszawskiego satyryka sprzed wojny, który pisał: "Trzeba wyciąć wszystkie drzewa, żeby wiatru nie robiły".

Problem emisji spalin, zanieczyszczenia powietrza, zwiększona liczby chorób układu oddechowego to nie jest wymysł "lobby rowerowego", o którym pan wspomina. To surowa rzeczywistość mieszkańców miasta. Nie tych, którzy mieszkają poza nim, a tylko w stolicy pracują, narzekając podczas dojazdu na korki.

Pisze pan m.in. "Osobiście nie lubię komunikacji miejskiej: autobusów i tramwajów staram się unikać ze względu na niski komfort, od czasu do czasu korzystam z kolei miejskiej lub metra, gdy jest mi po drodze". Stare warszawskie przysłowie mówi: "W tramwaju każdy jest równy". Przytaczamy je, bowiem z pana tekstu wynika, że nie chce pan mieć lepiej, tylko lepiej niż inni.

Panie Jacku, niech pan wsiądzie do tramwaju. Musi pan też zmienić myślenie o samochodach. Nikt nie przeczy temu, że są potrzebne. Jednak to już nie jest luksus, na który nie stać większości. Teraz może go mieć każdy i prawie każdy auto posiada. Gdy pisze pan, że "samochód jest dobrem krytycznie polepszającym jakość życia", przypomina pan bohaterów popularnego kiedyś dowcipu rysunkowego. Mogliśmy na nim zobaczyć dzieci dyskutujące w piaskownicy. Jedno z nich mówiło do drugiego: - Moi rodzice są bardzo ok, ale mentalnie - niestety - wciąż w XX wieku.

Panie Jacku, mamy już XXI wiek. Niech pan wsiądzie do tramwaju.

Obraz
samochodypolemikaspaliny
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)