Oni nie chcą jeździć komunikacją miejską. "Nie opłaca się z wielu powodów"
Do Warszawy wjeżdża codziennie około 400 tys. samochodów
10.01.2017 12:16
Pan Mariusz ma toyotę z silnikiem o pojemności 1,8 litra. Jego samochód spala 10 litrów gazu na 100 kilometrów, a koszt przejechania takiej odległości kosztuje 23 zł. Jak wyliczył, koszt dojazdu i powrotu z pracy wynosi dla jednej osoby 5,75 zł dziennie, przy dwóch osobach to niecałe trzy złote. - Jest taniej niż w komunikacji miejskiej. Nie mam zamiaru przesiadać się z wygodnego samochodu do śmierdzącego autobusu lub wiecznie spóźnionego pociągu - mówi w rozmowie z WawaLove.pl. Takich ludzi jest więcej. I mają konkretne argumenty.
Bilet miesięczny w stolicy kosztuje 110 zł. Najtańszym rozwiązaniem jest zakupienie trzymiesięcznego biletu z Kartą Warszawiaka. Kosztuje wówczas 250 zł (ok. 85 zł miesięcznie). Za jeden dzień jazdy komunikacją miejską w pierwszej strefie zapłacimy więc ok. 2,8 zł. Samochód jest droższy, bo oprócz ceny paliwa dochodzą składki i amortyzacja pojazdu. A jednak duża część mieszkańców stolicy Polski oraz tych, którzy tu pracują, wybiera auto. Dlaczego? Zapytaliśmy ich o to.
Po pierwsze: Wygoda
Tomek i Agata są sąsiadami. Mieszkają i pracują blisko siebie. On jeździ do pracy komunikacją, ona własnym autem. - Przede wszystkim wygoda - mówi Agata, mieszkanka Pragi Północ. - Jadąc autem załatwię przy okazji wiele spraw, zrobię zakupy. Zdarza mi się jechać metrem czy autobusem, ale nie mam zamiaru targać przez pół miasta toreb z zakupami lub służbowym laptopem. A jeśli chodzi o korki, to w tym samym korku, w którym ja stoję, stoi również autobus, którym jedzie Tomek. Problem jest tylko z parkowaniem, bo potrafię czasem nawet i 40 minut krążyć uliczkami praskimi, zanim znajdę miejsce. - i dlatego ja jeżdżę komunikacją - wrąca się Tomasz. - Nie mam czasu ani na reperację auta, ani na szukanie miejsca parkingowego. Wsiadam i jadę. Do tego mogę czytać książki, na które właściwie mam czas tylko w komunikacji. - Jeśli masz miejsce siedzące - przerywa Agata - A z tym bywa różnie - dodaje. - W swoim samochodzie mam zawsze tyle samo miejsca i wygodny fotel przeznaczony tylko dla mnie.
Po drugie: Smród
- Wsiadam do tramwaju, na który czekałam w mrozie kilka ładnych minut, więc jestem totalnie przemarznięta - opisuje Paulina z Mokotowa. - Wchodzę i pierwsze co czuję, to nieprawdopodobny smród. Okazuje się, że z tramwaju schroniło się przed mrozem dwóch bezdomnych. Odór nie do wytrzymania, wysiadam na następnym przystanku i szczękając z zimna zębami czekam na kolejny tramwaj. Kolejnych kilka minut. Następnym razem wsiadam już we własne auto - dodaje. O tym problemie pisaliśmy wielokrotnie . Informowaliśmy m.in., że wiele miast decyduje się na wprowadzanie zakazu korzystania z pojazdów komunikacji miejskiej przez osoby, które brzydko pachną. Jak wówczas mówił WawaLove.pl Igor Krajnow z ZTM-u, "zakazy są tak naprawdę niepotrzebne, wystarczy wewnętrzny regulamin". - W regulaminie nie ma mowy o zapachu. W regulaminie jest zapis mówiący o tym, że do przewozu mogą zostać niedopuszczone osoby, które budzą odrazę wśród
pozostałych pasażerów. Co równie dobrze odnosi się do bardzo przykrego zapachu z jednej strony, a z drugiej np. odrażających zachowań - mówił rzecznik ZTM-u. - W praktyce wygląda to jednak tak, że wygrywa śmierdzący. Na mróz trafiają ci, którzy zapachu znieść nie mogą - mówi Paulina.
Po trzecie: Zdrowie
Z komunikacji miejskiej w samej tylko Warszawie korzysta dziennie kilkaset tysięcy osób. - Każda z nich to potencjalne zagrożenie - mówi WawaLove.pl Joanna Narożniak, rzeczniczka mazowieckiej inspekcji sanitarnej. Podczas codziennej wyprawy do szkoły czy pracy każdy z nas może zatruć się toksynami lub. np. złapać rozstrój żołądka. - Wystarczy, że chwycimy się poręczy wcześniej trzymanej przez osobę, która nie umyła rąk po wyjściu z toalety. Rozwijają się na niej bakterie E. coli i pałeczki salmonelli. One z kolei mogą spowodować w naszym organizmie jedną z tzw. chorób brudnych rąk, wirusowe infekcje dróg oddechowych oraz zakażenia skóry i tkanki podskórnej - mówi nasza rozmówczyni. Trzeba też uważać na siedzenia w komunikacji. - Wystarczy, że nieświadomy niczego pasażer zajmie takie miejsce, z którego korzystał ktoś o niewystarczającej higienie osobistej albo zwierzę, a może narazić się na groźne roztocza. Z kolei w zagłówkach, szczególnie w cieplejsze dni czają się pchły, wszy, a nawet pluskwy - podkreśla
rzeczniczka. Prawdziwym siedliskiem rozwoju wszelkich drobnoustrojów, bakterii i zarazków są jednak podłogi w komunikacji. - Wystarczy, że ktoś zje w pojeździe kanapkę, której okruchy spadną na ziemię, wyrzuci papier po hot dogu czy hamburgerze, a już rozpoczynają się procesy gnilne, rozwijają się grzyby, pleśnie lub wydzielają szkodliwe dla organizmu toksyny - dodaje Narożniak.
Po czwarte: Pieniądze
- Komunikacja, mimo systemu zniżek, nie jest znów taka tania - mówi Przemek, właściciel lexusa. Jego auto ma silnik o pojemności 3,5 litra. Spala średnio ok. 16 litrów gazu na 100 kilometrów. Jeśli litr kosztuje 2,30 zł, to koszt przejechania 100 kilometrów wynosi 37 zł złotych. - Koszt dojazdu i powrotu z pracy, czyli z Pruszkowa, gdzie mieszkam do Warszawy i z powrotem to niecałe 10 zł dziennie. I to dla jednej osoby, a zwykle jeździmy w trójkę, bo podwożę żonę i kolegę z pracy, więc wychodzi 3 zł za osobę To dużo taniej, niż gdybym miał kupić miesięczny - mówi nasz rozmówca. Bilet 90-dniowy obejmujący drugą strefę kosztuje 538 zł (bez żadnych zniżek). To 6 złotych dziennie. Oczywiście dochodzą koszta eksploatacji i składki, co sprawia, że w ostatecznym rozrachunku, komunikacja miejska jest tańsza. - Ale niezbyt wiele - mówi pan Mariusz i dodaje: wolę zapłacić kilka złotych więcej i mieć święty spokój.
Zmiana mentalna
Ludzi, którzy nie chcą zrezygnować z samochodu na rzecz komunikacji miejskiej, jest więcej. Do Warszawy wjeżdża codziennie około 400 tysięcy samochodów. W samej stolicy zarejestrowanych jest ponad 1,5 mln samochodów. Zdecydowana większośc z nich to samochody osobowe. Według Warszawskiego Alarmu Smogowego, odpowiadają one za 60 proc. emisji zanieczyszczeń w stolicy (w ciągu całego roku). O to, jak przekonać przeciętnego Kowalskiego, by wysiadł ze swego samochodu i przesiadł się do nowego, ekologicznego pojazdu miejskiego zapytaliśmy wiceprezydenta Warszawy Michała Olszewskiego. - W tym roku podpisaliśmy porozumienie z wszystkim gminami Metropolii Warszawskiej, w ramach którego będzie budowanych kolejnych 27 parkingów P+R. I będzie to największy system parkingowy w Polsce. Łącznie będzie on obejmował ponad 40 parkingów w całej aglomeracji warszawskiej i co bardzo ważne, nie obejmuje on tylko i wyłącznie granic administracyjnych Warszawy, tylko parkingi budowane
są poza nią. W stolicy powstanie tylko jeden, na Młocinach. Parkingi będą budowane na przestrzeni kilkunastu najbliższych miesięcy. Na pytanie czy to wystarczy, wiceprezydent dodaje, że gminy metropolii warszawskiej, w porozumieniu z warszawskim ratuszem również wdrożyły swoje projekty. - Umożliwią one zbudowanie ponad 300 km dróg rowerowych, łączących głównie duże osiedla mieszkaniowe z kolejowymi węzłami komunikacyjnymi, znajdującymi się na terenie Metropolii Warszawskiej. Jednym słowem: budujemy system zachęt. Taki, który daje możliwość realnej poprawy jakości przemieszczania się w Warszawie innymi środkami transportu niż samochód - mówi Olszewski.
- Chyba wciąż istnieje przekonanie z lat wcześniejszych, że posiadanie auta to pewien luksus - mówi WawaLove.pl Wiktor Paul z Zarządu Transportu Miejskiego . - Tymczasem ludzie powinni przesiadać się z prywatnych auto do ekologicznych pojazdów komunikacji miejskiej, bo luksusem, o który powinniśmy zabiegać, nie jest posiadanie auta, a czyste powietrze - podkreśla.
Przeczytajcie też: Maska antysmogowa jak okulary. Nowy trend wkracza do Warszawy