Najkulturalniej na Saskiej Kępie?
Kiedyś kontrolerzy i kierowcy najbardziej lubili pracować właśnie tu. Jak jest teraz?
Z krótkiej notatki prasowej, którą zamieścił ZTM na portalu społecznościowym dowiadujemy się, że najprzyjemniej pracuje się w linii 117, która jeździ na Saskiej Kępie. Kierowca i konduktor, którzy pracują także na innych liniach przekonują, iż "publiczność 117-stki składająca się głównie z mieszkańców Saskiej Kępy wyróżnia się korzystnie od publiczności wszystkich innych linii autobusowych". Pasażerowie bowiem nie śmiecą, nie unikają płacenia za bilet, nie kłócą się między sobą ani z konduktorem i, co ciekawe, ustawiają się w kolejce wsiadając do autobusu.
Czy warszawscy pasażerowie autobusów wzięli sobie do serca treść artykułu sprzed lat? Tego powiedzieć raczej nie można. Autobusy miejskie są zaśmiecane (mimo obecności koszy na każdym przystanku), często unikają płacenia za bilet, a najgorszą sprawą, szczególnie w godzinach szczytu, są przepychanki podczas wsiadania do pojazdu.
Zarząd Transportu Miejskiego bardzo dobrze wie, na których trasach organizować regularne kontrole biletów. Na trasie pomiędzy pl. Bankowym a podwarszawskimi Markami i Radzyminem, w autobusach linii 718 i 738 nielubianego "kanara" spotkać można praktycznie codziennie. Mimo tej regularności za każdym razem kontrolerzy łapią przynajmniej jednego pasażera na gapę. Działania firmy są oczywiście zrozumiałe, jednak trudno zapomnieć o fakcie, że trasa tych dwóch autobusów (obydwa jadą przez Targówek i Ząbki) obejmuje biedniejsze rejony warszawskie i podwarszawskie. Tutaj ludzie często nie mają pieniędzy, jak również pracy.
Jedna z pasażerek po otrzymaniu mandatu skarżyła się, że nie ma pracy ani pieniędzy na bilet, który przy każdej podróży kosztuje ją 5,60 zł. - Jestem zarejestrowana w Urzędzie Pracy, ale nie mam zasiłku. Naprawdę szkoda mi tych kilku złotych na bilet, a muszę regularnie jeździć na spotkania w sprawie pracy do centrum stolicy. Dlaczego nikogo nie interesuje moja trudna sytuacja? Jak mam znaleźć pracę, skoro nie mam pieniędzy na drogi bilet (156 zł kosztuje dwustrefowy bilet miesięczny), a na mojej trasie kontrolerzy są praktycznie codziennie? Dlaczego nikogo nie interesuje sprawa takch osób jak ja? - zastanawia się. Sytuacja wydaje się bez wyjścia. Może zainteresować się tym powinny urzędy pracy?
Przepychanki przy wsiadaniu do pojazdu to już zupełnie inna historia. Od lat warszawiacy nie mogą nauczyć się spokojnego stania w kolejce do drzwi pojazdu. Ciekawe dlaczego tak jest, skoro w innych krajach bez problemu takie kolejki funkcjonują. W kolejce potrafią bez problemu stać mieszkańcy Wielkiej Brytanii, Holandii, czy Hongkongu. Tymczasem na zatłoczonych przystankach warszawskich, takich jak te przy metrze Centrum, na pl. Bankowym czy przy dworcu Warszawa Wileńska, osoby, które nie chcą się przepychać, często mają problem, żeby w ogóle wsiąść do autobusu. Często wygrywają obładowane zakupami, wyjątkowo zdeterminowane starsze osoby, którym zależy na znalezieniu wolnego siedzenia - potrafią one nacierać na innych swoimi tobołkami, aby szybciej dostać się do środka. Być może coś by się zmieniło, gdyby młodsi warszawiacy bezwzględnie ustępowali im miejsca.
Wiele w tych kwestiach mógłby zmienić sam ZTM. W wielu krajach (a także w niektórych polskich miastach, np. w Jeleniej Górze na Dolnym Śląsku) wprowadzono obowiązek wsiadania tylko przednimi drzwiami - to determinuje tworzenie się kolejki, zmusza też pasażera do okazania ważnego biletu. W Szwajcarii z kolei w każdym pojeździe komunikacji miejskiej zainstalowano bramki - takie, jakie są w stołecznym metrze.
Z kolei amerykański kierowca autobusu miejskiego, widząc starszą osobę, która stoi na ulicy, daleko od przystanku, zawsze zatrzyma pojazd i wpuści pasażera. W Wielkiej Brytanii kierowca nigdy nie odjedzie, widząc z daleka biegnącego pasażera. Jak jest w Warszawie, wiemy... Może wzajemny szacunek - kierowcy do pasażera i pasażera do kierowcy - znacznie zwiększyłby komfort podróży dla obu stron. Czego wszystkim dzisiaj życzymy!