Krzycząc, wyszła z kościoła na znak protestu. Sąd: winna przeszkadzaniu w mszy
Anna "Zet" Zawadzka musi zapłacić grzywnę w wysokości 500 złotych. To kara za zakłócanie mszy świętej w stołecznym kościele św. Anny. 3 kwietnia 2016 roku kobieta ostentacyjnie wyszła podczas odczytywania listu biskupów w sprawie aborcji. Po dwóch latach od tego zajścia zapadł wyrok.
Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożył pod koniec stycznia 2017 roku poseł PiS Stanisław Pięta. Akt oskarżenia przeciwko feministycznej działaczce Annie "Zet" Zawadzkiej dotyczył art. 195 par. 1 k.k. o brzmieniu: „Kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.
Zawadzka 3 kwietnia 2016 roku protestowała w warszawskiej świątyni przeciwko postawie księży wobec aborcji. Siedziała w pierwszym rzędzie. Gdy odprawiający mszę ksiądz zaczął odczytywać szeroko komentowany przez opinię publiczną list biskupów, przerwała mu krzycząc. Zarzuciła duchownemu perfidię i wspomniała o problemie pedofilii wśród księży. Incydent trwał około minuty, po czym wraz z kilkoma innymi kobietami wyszła na oczach zaskoczonych wiernych.
Jak podaje "Wyborcza", dziś zapadł wyrok w tej (nomen omen) głośnej sprawie. Prokurator Agnieszka Bortkiewicz domagała się od oskarżonej zapłaty 8 tys. zł oraz upublicznienia wyroku przez 6 miesięcy. Sąd ostatecznie uznał, że Anna Zawadzka jest winna zarzucanych jej czynów, jednak uznał żądania prokuratora za zbyt surowe i zadecydował o nałożeniu 500 złotych kary.
Po ogłoszeniu wyroku Anna "Zet" Zawadzka zapowiedziała złożenie apelacji. Poinformowała też, że nie czuje się winna. Sędzia Maciej Kur przyznał, że gdyby oskarżona wyraziła skruchę, wziąłby pod uwagę nawet odstapienie od wymierzenia kary. Tak się jednak nie stało.
Reprezentujący Zawadzką mec. Mikołaj Pietrzak ocenił wyrok jako "danie prymatu wolności religijnej nad wolnością wypowiedzi". Zdaniem obrońcy sprawa jego klientki "definiuje znaczenie wolności w naszym kraju". Obwiniona o złośliwe przeszkadzanie w akcie religijnym kobieta miała stwierdzić, że niczego nie żałuje. Na odczytanie decyzji sędziego założyła tę samą sukienkę, w której 3 kwietnia 2016 roku poszła do kościoła św. Anny.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl