Koszmar "warszawskich" niewolnic
Kuwejcki dyplomata przez półtora roku więził w rezydencji na Wilanowie dwie służące!
Kobiety, pochodzące z Filipin nie miały łatwego życia ze swoim pracodawcą. Jak czytamy w serwisie Wp.pl , obie pracowały siedem dni w tygodniu po 15-16 godzin na dobę! Sprzątały, gotowały, zajmowały się dziećmi. Nie mogły wyjść na zewnątrz - Kuwejtczyk zabrał im paszporty. Przez pewien czas płacił im nawet pieniądze (ok. 800 zł miesięcznie), jednak nie przekazywał ich im do rąk. Podobno wysyłał je rodzinom na Filipinach. We wrześniu przestał płacić. W końcu jedna z dziewcząt, po ostrej kłótni z żoną arabskiego dyplomaty uciekła z rezydencji i udała się do schroniska fundacji La Strada, działającej przeciwko handlowi ludźmi i niewolnictwu.
Przeczytajcie też: Piraci drogowi na dyplomatycznych tablicach
Pracownicy fundacji oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie mają wątpliwości, że w tym przypadku można mówić o niewolnictwie. Okazuje się jednak, że oficjalnie wszystko jest zgodne z prawem i kuwejckiemu dyplomacie nie spadnie włos z głowy. Jak podaje Gazeta Wyborcza, na podstawie konwencji wiedeńskiej każdy dyplomata może ściągnąć sobie z zagranicy służącego. Polska nie mają wpływu na to, co się z takimi osobami dzieje ponieważ ani policja, ani służby imigracyjne nie mogą wejść do rezydencji dyplomatów - są one eksterytorialne. Taka służba z reguły nie zna języka polskiego, nie wie komu się poskarżyć. Są to często osoby zastraszone. Dziewczyna, która uciekła, wykazała się tak naprawdę sporą odwagą.
Po ucieczce z rezydencji dziewczyna znalazła się na ulicy - bez środków do życia, a nawet ciepłego ubrania. Po prostu błąkała się po Warszawie. Pomogła jej dopiero przypadkowa, spotkana na ulicy kobieta. Zaprowadziła dziewczynę na posterunek policji skąd odebrali ją pracownicy fundacji La Strada.
O jej ucieczce La Strada poinformowała MSZ - pisze Wyborcza. Polscy dyplomaci natychmiast wezwali kuwejtczyka do siebie. Ambasador wezwanie zignorował, natychmiast też odesłał drugą z dziewczyn na Filipiny (w ten sposób pozbył się świadka). Po kłótni z pracownikami polskiego resortu stwierdził, że płacić dziewczynie nie zamierza, do tego poskarżył się też na polski MSZ swoim przełożonym w Kuwejcie. Polski ambasador został wezwany na dywanik do tamtejszego MSZ.
Kuwejcki dyplomata za swoje czyny mógłby spędzić w więzieniu nawet pięć lat. Nic mu jednak nie można zrobić - chroni go immunitet.
Po tym przypadku resort Radka Sikorskiego wprowadził "przygotowywane od dłuższego czasu" nowe przepisy o zatrudnianiu służących przez zagranicznych dyplomatów. W stolicy jest kilkadziesiąt takich dziewcząt. Jak je traktują przebywający gościnnie w naszym kraju dyplomaci - nie wiadomo.
Przeczytajcie też: Zmusił do seksu. Nic nie można zrobić - ma immunitet