RegionalneWarszawaJadąc policzył reklamy na jednej ulicy. 2 tysiące!

Jadąc policzył reklamy na jednej ulicy. 2 tysiące!

"Bezmyślnie zasrywamy cały parkan szmatami z nazwami naszej firmy i dokładnym opisem naszej działalności, licząc na to że to na pewno go skusi. Tymczasem po prostu dokładamy się do tego kalejdoskopu kiczu"

Jadąc policzył reklamy na jednej ulicy. 2 tysiące!

Przydrożne płoty zamienione w jeden wielki nośnik reklamowy , brzydkie sklepy pokryte krzykliwymi banerami i szyldami, wystawione przy drodze dachówki i kręgi betonowe z napisem "Szamba szczelne". To brzydki bazar trzeciego świata. - pisze Michał Górecki

Autor popularnego bloga umieścił wczoraj wpis o dość jasnym w przekazie tytule - Szmatomarketing, w którym opisuje swoją jazdę z Warszawy do Otwocka. Bloger był przerażony ilością i jakością nośników, które postanowił policzyć.

Las sosnowy usunął się w tło, na pierwszym miejscu przydrożne płoty zamienione w jeden wielki nośnik reklamowy, brzydkie sklepy pokryte krzykliwymi banerami i szyldami, wystawione przy drodze dachówki i kręgi betonowe z napisem "Szamba szczelne". To już nie jest magiczna droga przez las. To brzydki bazar trzeciego świata. - pisze Górecki.

W drodze do Warszawy bloger za pomocą smartfona postanowił spisać wszelkie nośniki reklamowe - zarówno outdoory, tablice, informacje, jak i szmaty na płotach i zwykłe dykty. Liczenie zakończył przy rondzie, gdzie Wał Miedzeszyński łączy się z Traktem Lubelskim. Cała trasa wyniosła, biegnąca leśnymi przedmieściami to prawie 13 kilometrów.

2000 reklam. DWA TYSIĄCE. - pisze Górecki. - Nie pomyliłem się. Jeśli już – to na minus, pewnie coś mi umknęło. Dwa tysiące komunikatów które mam zobaczyć. Nie byłem w stanie ich nawet dobrze policzyć. A co dopiero przeczytać, czy w jakikolwiek sposób zostać przez nie „kupiony”. A jechałem jako pasażer i skupiałem się tylko na tym. A co jeśli jadę jako kierowca? - pyta autor.

Bloger konkluduje, że skuteczność takiego przekazu reklamowego jest praktycznie zerowa. "Bombardujemy reklamodawców ilościami osób które dziennie stykają się z nośnikiem, a to przecież absurd. Albo bezmyślnie zasrywamy cały parkan szmatami z nazwami naszej firmy i dokładnym opisem naszej działalności, licząc na to że to na pewno go skusi. Tymczasem po prostu dokładamy się do tego kalejdoskopu kiczu. Nie, to nie działa".

Taka ilość wszelkiego rodzaju napisów i innych tekstowych komunikatów w przestrzeni jest po prostu nienormalna. - kończy autor.

I trudno się z niem nie zgodzić.

Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)