Walka o unijne fundusze w tle wyborów lokalnych w Bułgarii
6,9 mln Bułgarów jest uprawnionych do głosowania w wyborach do lokalnych władz, które po wejściu tego kraju do UE w styczniu 2007 r. będą miały do wydania na rozwój regionalny 1,36 mld euro unijnych funduszy.
Wybory odbywające się na półmetku kadencji obecnego parlamentu i po pięcio-tygodniowym strajku nauczycieli są poważnym testem popularności dla rządzącej koalicji Bułgarskiej Partii Socjalistycznej, liberalnego Ruchu Narodowego Symeona II (NDSW) i tureckiego Ruchu na rzecz Praw i Swobód.
Głównym konkurentem koalicji jest powołana rok temu populistyczna partia GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii). Jej założyciel, mer Sofii Bojko Borysow nie ukrywa, że chciałby przedterminowych wyborów parlamentarnych i stanowiska premiera dla siebie.
W wywiadzie dla piątkowego dziennika "24 Czasa" Borysow zapowiedział: Obalimy ten rząd, który pokazał, że nie potrafi rządzić. Na wiosnę będą przedterminowe wybory.
W maju br. w wyborach do Parlamentu Europejskiego partia Borysowa zdobyła 21,69% głosów (tyle samo co lewica - 21,41%) i posiada w Strasburgu pięciu z ogólnej liczby 18 bułgarskich europosłów.
Obecnie socjolodzy spodziewają się zwycięstwa Borysowa w Sofii, a jego kandydatów w Płowdiwie i kilku innych dużych miastach. Najważniejszym pytaniem stawianym przez obserwatorów jest, czy GERB zdobędzie również średnie i małe miasta, które są tradycyjnymi bastionami lewicy.
Walka o każdy głos jest zaciekła. Mimo obowiązywania od kilku tygodni ustawy o penalizacji praktyki handlowania głosami wyborczymi, w piątek minister spraw wewnętrznych Rumen Petkow przyznał, że w samym tylko Perniku - średniej wielkości mieście nieopodal stolicy, aż 650 osób zajmuje się kupowaniem głosów miejscowych Romów. Cena głosu wynosi od 20 do 50 lewów (10-25 euro).
Podczas poprzednich wyborów, dla potwierdzenia, że sprzedający zagłosował według wskazań nabywcy głosu, robiono zdjęcia z telefonu komórkowego. Tym razem centralna komisja wyborcza zakazała wnoszenia komórek i aparatów fotograficznych do lokali wyborczych.
W niedzielnych wyborach startuje wyjątkowo dużo kandydatów - ok. 14 tys. na merów i 46 tys. na radnych - reprezentujących 88 partii. Karty do głosowania mają średnio metr długości, a w południowo-zachodnim mieście Sandanski, gdzie 448 osób ubiega się o 29 mandatów, nawet 1,6 metra.
Przed głosowaniem komisja ds. ujawniania archiwów byłej SB i lustracji zdążyła sprawdzić kandydatów na merów, wśród których znalazła 420 agentów służb specjalnych z okresu komunizmu.
Raport o lustracji kandydatów na radnych ukaże się dopiero po wyborach. Jego wyniki jednak nie będą miały merytorycznego znaczenia, gdyż bułgarska ustawa lustracyjna nie zakazuje kandydowania do funkcji publicznych i ich pełnienia, jeśli doszło do ustalenia faktu współpracy. (jks)
Ewgenia Manołowa