Wałęsa: Wyszkowski zaczął pierwszy głosić brednie
Przed Sądem Okręgowym w Gdańsku rozpoczął się proces o naruszenie dóbr osobistych z powództwa b. działacza Wolnych Związków Zawodowych i b. sekretarza redakcji "Tygodnika Solidarność" Krzysztofa Wyszkowskiego przeciwko Lechowi Wałęsie.
Sprawa dotyczy programu w TVN24 z 9 czerwca 2005 r. W jego trakcie, zdaniem Wyszkowskiego, były prezydent użył pod jego adresem obraźliwych epitetów oraz zarzucił zdradę.
Wałęsa nazwał wtedy Wyszkowskiego m.in. "małpą z brzytwą", "wariatem", "chorym debilem" oraz "zdrajcą". Dyskusja, w której uczestniczył też b. opozycjonista Henryk Wujec, dotyczyła tego czy Instytut Pamięci Narodowej powinien przyznać Wałęsie status pokrzywdzonego przez aparat bezpieczeństwa PRL.
Wałęsa powiedział przed sądem, że jego reakcja wynikała m.in. z tego, że Wyszkowski zaczął wcześniej - jak się wyraził - "głosić brednie" (chodzi o zarzuty o rzekomej agenturalności) w rozgłośniach katolickich. Dodał, że jako katolik nie mógł pozwolić na "głoszenie niesprawiedliwości" w takim miejscu. Na tak potworne oskarżenia moja reakcja była adekwatna. Broniłem zwycięstwa tamtego czasu i bohaterów przed pomówieniami nieodpowiedzialnych osób - zaznaczył.
Po tym, co usłyszałem, to każdy mężczyzna, który się czuje mężczyzną i będzie niewinnie pomówiony, reagowałby ostrzej. Powstrzymałem swoją "męskość". Użyłem słów krótkich i zwięzłych. Łagodniejszych w tym stanie rzeczy nie można było użyć - dodał b. prezydent.
Wałęsa po raz kolejny podkreślił, że "nigdy i nigdzie" nie współpracował z władzami komunistycznymi. Dodał, że wszystko, co istnieje na jego temat, to sfabrykowane ksero "montowane na różne okoliczności". Zaznaczył, że to, iż nie współpracował z SB, udowadniał już wielokrotnie "na ochotnika".
Wyszkowski ocenił przed sądem, że audycja była skandaliczna ze względu na zachowanie Wałęsy. Jak relacjonował, argumentował w programie, iż Wałęsie wedle prawa status pokrzywdzonego nie przysługuje. Dodał, że mówił o tym, że ma nieznane wcześniej dokumenty odnalezione w IPN, które pozyskał od niezależnego historyka i twierdził, że jest gotów je przedstawić oraz proponował ich zbadanie. Nie chciał ujawnić, kto mu je dostarczył.
Wyszkowski zaprzeczył, pytany przez sąd, czy często zarzucał Wałęsie współpracę z SB. "Trudno powiedzieć, że zarzucałem. Raczej omawiałem kwestię tej współpracy, kiedy byłem o to proszony" - powiedział.
Na sali podczas rozprawy obecna była b. działaczka "Solidarności" Anna Walentynowicz. Sędzia kilkakrotnie uspokajała zwolenników Wyszkowskiego. Sąd nie wyznaczył kolejnego terminu rozprawy.
W styczniu Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał, że Wyszkowski naruszył dobra osobiste Wałęsy; nakazał mu przeprosić Wałęsę za wypowiedzi o rzekomej agenturalnej przeszłości b. prezydenta i wpłacić 10 tys. zł. na cele społeczne. Sąd wydając wyrok oparł się na prawomocnym orzeczeniu Sądu Lustracyjnego z 2000 r., że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb specjalnych PRL.
Przed gdańskim sądem toczy się też proces o naruszenie dóbr osobistych z powództwa b. prezydenta przeciwko Wyszkowskiemu za jego telewizyjne wypowiedzi o tym, że w 1981 r. podczas pobytu w Paryżu delegacja "Solidarności" oskarżyła Wałęsę o kradzież pieniędzy, które otrzymał od związkowców francuskich.