Wałęsa ujawnia teczkę i obwinia Walentynowicz
Lech Wałęsa opublikował na swoich stronach internetowych ok. 500 stron dokumentów Służby Bezpieczeństwa otrzymanych z Instytutu Pamięci Narodowej. Jego zdaniem dowodzą one, jak bezpieka manipulowała Anną Walentynowicz i Andrzejem Gwiazdą w celu skłócenia ich z ówczesnym liderem "Solidarności".
11.06.2007 | aktual.: 11.06.2007 08:32
Materiały opublikowane właśnie przez pierwszego lidera "Solidarności" to m.in. akta "sprawy operacyjnego rozpracowania krypt. 'Emerytka'". Taki kryptonim bezpieka nadała właśnie Annie Walentynowicz. - Liczę, że po ich lekturze Walentynowicz i Gwiazda nie tylko mnie przeproszą za oskarżenia o to, jakoby miałem być agentem SB - powiedział nam Lech Wałęsa. - Liczę, że oddadzą Ordery Orła Białego (oboje dostali je z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego 3 maja 2006 r. - red.). Bo zachowania, jakie oni prezentują, uwłaczają temu odznaczeniu. Anna Walentynowicz nie zamierza jednak nawet czytać opublikowanych przez Wałęsę materiałów. - Nie interesuje mnie nic, co ten człowiek robi - mówi wzburzona. - On sam na mnie donosił. Wszystko jest w moich teczkach. Ja też je opublikuję.
Plan działań pogłębiających antagonizm pomiędzy Anną Walentynowicz a Lechem Wąłęsą oraz między osobami wokół niego skupionymi - takie m.in. materiały zawierają opublikowane w sobotę przez Lecha Wałęsę dokumenty. Otrzymał je z Instytutu Pamięci Narodowej. Były prezydent podkreśla, że nie ocenia dokumentów, nie wartościuje ich treści. Wszystko "puszcza w ciemno", aby każdy mógł się z nimi zapoznać i wyrobić sobie własne zdanie. Ok. 500 stron zamieszczonych w sobotę przez Lecha Wałęsę w internecie to przede wszystkim teczka zawierająca "Akta sprawy operacyjnego rozpracowania krypt. 'Emerytka'". Taki kryptonim bezpieka nadała Annie Walentynowicz, legendarnej suwnicowej ze Stoczni Gdańskiej. Dokumenty obejmują lata 1970 -1989.
Operacja "Emerytka" miała na celu - poza inwigilacją Anny Walentynowicz i jej środowiska - również skłócenie jej z Wałęsą. W materiałach dokładnie są opisane sposoby, którymi bezpieka chciała utwierdzać Walentynowicz w przekonaniu, że Lech Wałęsa był nieuczciwy i był agentem SB. Przykład to choćby pochodzący z 1985 r. plan, według którego podczas konferencji ówczesnego rzecznika w rządu Jerzego Urbana wytypowany dziennikarz zachodniej agencji prasowej miał pytać o to jak wyglądało przekazanie przez Wałęsę 60 tys. dolarów na "Panoramę Racławicką". SB dowiedziała się bowiem, że pierwszy lider "S" miał obiecać, że wpłaci te pieniądze, ale tego podobno nie zrobił.
Odpowiedź rzecznika miała być pokazana w Dzienniku Telewizyjnym, a w prasie podziemnej miał się ukazać artykuł poświęcony darczyńcom "Panoramy Racławickiej". Materiały zawierają również dokument z 1989 r. - meldunek operacyjny na temat spotkania Lecha Wałęsy z amerykańskim dyplomatą Johnem Brownem, w którym brał udział tajny współpracownik (TW) "Lek". Przypomnijmy, że w kwietniu br. tygodnik "Wprost" napisał, że pod tym pseudonimem krył się obecny rektor Uniwersytetu Gdańskiego prof. Andrzej Ceynowa. Ceynowa konsekwentnie i zdecydowanie zaprzecza współpracy z SB, a tygodnik pozwał do sądu.
Część dokumentów stanowią też raporty TW "Krzysztofa 2". Ukrywający się pod tym kryptonimem człowiek (materiały wskazują, że to prawdopodobnie kobieta) jest osobą ze środowiska gdańskiej opozycji bliską Walentynowicz. Agent szczegółowo relacjonuje spotkania, rozmowy i głodówki z udziałem Anny Walentynowicz. W jednym z raportów TW w obawie przed dekonspiracją prosi o ochronę. W nim - możliwe, że w wyniku zdenerwowania - zaczyna pisać o sobie wyjątkowo w rodzaju żeńskim. Zapytana przez nas o "Krzysztofa 2" Walentynowicz stwierdziła, że nie wie kto to mógł być. - W zarządzie regionu gdańskiej "Solidarności" było 40 agentów, w tym też kobiety - dodaje jednak Walentynowicz. Sama nie zamierza czytać tego co opublikował w internecie Lech Wałęsa. - Nie interesuje mnie nic co ten człowiek robi - denerwuje się Walentynowicz. - On sam na mnie donosił. Wszystko jest w moich teczkach. Ja też je opublikuję. Z Andrzejem Gwiazdą nie udało nam się wczoraj skontaktować.
Liczę na to, że Walentynowicz i Gwiazda mnie przeproszą i oddadzą swoje "orły białe" Z Lechem Wałęsą rozmawia Michał Lewandowski - Czego dotyczą materiały, które zamieścił pan na swojej stronie internetowej? - To jest kompletna teczka dotycząca Anny Walentynowicz. Tych materiałów akurat nie zniszczono, dostałem to z IPN. Mówiąc szczerze nawet ich szczegółowo nie czytałem, tak jak dostałem tak w całości puściłem. - Czego mają dowieść te dokumenty? Tego, że ci, którzy dziś oskarżają pana o agenturalną przeszłość, tak naprawdę sami byli "na pasku" SB? - Z tych dokumentów widać, że bliżej agenturalnej przeszłości to są oni niż ja. Tam są opisane zadania, jakie SB chciała aby oni wykonali, dzięki odpowiednim "podpowiedziom". I oni te zadania wykonywali, głosili te rzeczy, które podsuwała im bezpieka, po całym świecie. - Co pana szczególnie zbulwersowało? - Ja nie mam czasu na to, żeby to szczegółowo czytać. Owszem przejrzałem. Czekam na to, że jak ktoś to wszystko przeczyta to zacznie się dyskusja, uwagi - nawet
kąśliwe. Wtedy ja do tego wszystkiego będę się ustosunkowywał. Wiem, że nic złego nie robiłem, wiem, że nic w tych dokumentach na mnie być nie może. Dlatego puszczam je w całości, "w ciemno". - Liczy pan, że ci którzy pana oskarżają będą przepraszać? - Liczę nie tylko na to, że przeproszą, ale też, że oddadzą "orły białe" (Anna Walentynowicz i Andrzej Gwiazda dostali z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego najwyższe polskie odznaczenie - Ordery Orła Białego 3 maja 2006 r. - red.). Bo przy takich postawach, zachowaniach jakie oni prezentują to uwłacza temu odznaczeniu. - Przyjąłby pan przeprosiny? - Oczywiście przyjmę przeprosiny i będziemy żyć tak jak ludzie powinni żyć. - Planuje pan kolejną publikację materiałów z IPN? - Teraz już będę ogłaszał wszystko, aby nie być posądzonym o jakieś nieczyste intencje. Jak tylko będę miał zebraną grubszą teczkę, np. ponad 100 stron dokumentów to będę to publikował. Wszystko oprócz nazwisk agentów. Nie chcę tych ludzi piętnować, nie jestem mściwy. - O czym będzie następna
publikacja? - Przygotowuję podobną publikację na temat Andrzeja Gwiazdy. Z materiałów wynika, że jego manipulowano jeszcze bardziej niż Walentynowicz.
SB GRAŁA NA KONFLIKTY
Prof. ANDRZEJ FRISZKE historyk, były członek Kolegium IPN
Skłócanie opozycji demokratycznej było standardem działania SB. Najpierw była inwigilacja - kto z kim się spotykał, jakie miał ambicje, co mówił o innych działaczach. Później rozbieżności, emocje - faktyczne czy fikcyjne - były wykorzystywane do skłócania opozycji. Tworzono też fałszywki, aby dostarczyć argumentów do tych kłótni. Przecież głównym celem bezpieki było właśnie całkowite rozłożenie elit opozycyjnych. Natomiast nie chcę komentować szczegółowo dokumentów opublikowanych przez Lecha Wałęsę, bo ich po prostu nie znam. To dla mnie nowość i będę się mógł do nich odnieść po ich przeczytaniu.
Katarzyna Szcześniak, Michał Lewandowski