Waldemar Kuczyński: prokurator Seremet mnie przekonał
Słuchałem w czwartek rano w TOK FM rozmowę Janiny Paradowskiej z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem. Jednym z tematów było głośne i budzące sprzeciwy umorzenie śledztwa przeciw Antoniemu Macierewiczowi o popełnienie przestępstw urzędniczych podczas likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla WP.PL.
Prokurator Seremet tłumaczył sytuację, która dla laika jest prawie nie do pojęcia. Jak to możliwe, że liczące 160 stron uzasadnienie, jest faktycznie aktem oskarżenia wobec Macierewicza, a wnioskiem z tego aktu oskarżenia jest umorzenie postępowania. To uderza potężnie w powszechne, ludzkie rozumienie sprawiedliwości i nie ma się co dziwić, że podniosły się głosy oburzenia i protestu. Także ja to zrobiłem.
Byłem uczestnikiem i współtwórcą wielu ważnych, nawet najważniejszych wydarzeń w naszej najnowszej historii, od kiedy Tadeusz Mazowiecki został wskazany jako kandydat na premiera. Jestem też człowiekiem za którym tajne służby PRL łaziły latami. To zawsze pozwala sporo się dowiedzieć o ich działaniach, a nawet wyczuwania, czy nie ma się ich gdzieś koło siebie. Nigdy nie wyczułem, by w pracy publicznej jakaś służba manipulowała mną, Mazowieckim, Geremkiem, Balcerowiczem, Kuroniem. Nic! Pusty śmiech mnie ogarnia, jak czytam, że WSI wymanipulowała odwołanie rządu Olszewskiego. To ja między innymi je manipulowałem i dokładnie opisałem publicznie. Jak tylko pojawiły się ataki na WSI, z ciężkimi zarzutami o służenie Kremlowi, czekałem na dowody, na cokolwiek co byłoby choć solidną poszlaką. Nie było niczego poza fobią antyrosyjską i trącącymi paranoją podejrzeniami o prześladowania z marzeniem o zemście. Skutkiem tego było uchwalenie ustawy o likwidacji WSI, solidarną decyzją Platformy Obywatelskiej i PiS. To
niechlubny epizod dziejów PO. Tak, jak głosowanie za powołaniem CBA, czy za antykonstytucyjną ustawą o lustracji. Rozwiązano WSI w sposób podobny do polowania na czarownice. Wśród niewinnych wyłącznie.
Opublikowano raport. Przeczytałem go dwa razy i napisałem w "Gazecie Wyborczej" duży artykuł. Nie znalazłem w raporcie nic, co potwierdzałoby demoniczną gębę, którą tej służbie przyprawiono. Dlatego uważam, że sposób jej zlikwidowania był ciężko przestępczy. Uważam też, że Macierewicz nie powinien nigdy dotknąć sterów Rzeczpospolitej, bo jest szkodnikiem. Napisawszy to przyznaję prokuratorowi Seremetowi rację. Pod jednym warunkiem, że prokurator, który postępowanie umorzył miał przed oczami wyłącznie ducha i literę prawa. A nie na przykład stosunek do Macierewicza, do perspektyw własnej kariery, do swej (nie wiem jakiej) pracy w latach IV RP i do niej samej. Jeśli tak było chylę głowę, bo to decyzja trudna, świadectwo charakteru. Wolę sytuację, w której formalna strona obowiązującego prawa, także gdy ma ono luki, zmusza do rezygnacji ze ścigania ewidentnego nawet przestępcy, od sytuacji, gdy nagina się ją lub łamie, by winny nie uszedł. Ta pierwsza rzeczywistość stwarza okazje dla winnych, ale chroni
niewinnych. Ta druga zagraża wszystkim.
Prokurator, jeśli umorzył śledztwo zgodnie z sumieniem, jest w porządku. Ale sprawa trwa. Decyzję jego, o ile dobrze zrozumiałem, oceni sąd. Może okaże się, że jest inna interpretacja prawa, równie rzetelna, która pozwoli jednak osądzić działania Antoniego Macierewicza. To byłoby dobrze. Lata 2005-2007 były próbą zmieniania ustroju kraju przez polityków, którym obywatele nie dali wystarczająco dużego mandatu, by mieli prawo to robić. Robili to samowolnie, brutalnie i w moim rozumieniu prawa przestępczo.
Waldemar Kuczyński