PolskaW wypadku we Francji zginęły mieszkanki Łodzi, Pabianic i Piotrkowa

W wypadku we Francji zginęły mieszkanki Łodzi, Pabianic i Piotrkowa

Było kilkanaście minut po godz. 6. Autokar jadący z Chełma do Dublina minął belgijską granicę i zbliżał się do Dunkierki, gdy rozpętała się nawałnica. Starszy kierowca ustąpił miejsca młodszemu i zdążył krzyknąć: uważaj! Potem rozległ się przeraźliwy pisk hamulców i potworny huk. Jedna z pasażerek wypadła przez stłuczone okno i zniknęła pod wrakiem autobusu, który przewrócił się na prawy bok i prześlizgnął po mokrym asfalcie kilkanaście metrów.

09.08.2007 | aktual.: 09.08.2007 09:14

To miał być spokojny kurs

Autokar wyjechał we wtorek rano z Chełma. Po drodze zabierał pasażerów z Radomia, Piotrkowa (wsiadło tu 6 pasażerów), Łodzi (wsiadło 9 osób), Konina i Poznania. Na pokładzie było trzech kierowców. Nikt nie spodziewał się, że na prostym odcinku autostrady, niedaleko wjazdu do tunelu pod kanałem La Manche, dojdzie do tragedii.

Kierowcę zaskoczyła gwałtowna ulewa. Wycieraczki nie nadążały zbierać wody z szyb. Zdezorientowany, skręcił z autostrady na wjazd na parking. Jechał prawie 90 km/godz. Na wąskim wjeździe stracił panowanie nad pojazdem - tak ustaliła policja.

Relacje pasażerów autobusu budzą grozę. Wybuchła panika. Pasażerowie, którzy siedzieli po lewej stronie, spadli na tych po prawej. Ludzie nie wiedzieli, co się dzieje. Większość spała, bo jechaliśmy już 26 godzin. Wszyscy chcieli wyjść naraz z wraku, tratowali się - opowiadał w szpitalu w Dunkierce 26-letni pasażer z Chełma, który doznał niegroźnych potłuczeń. Gdy wszystkim udało się wydostać, próbowali podnieść autobus, pod którym znalazła się jedna z kobiet. Wrak był jednak zbyt ciężki.

Inny pasażer relacjonował: Potem próbowaliśmy wezwać pomoc, ale nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy. Ktoś zauważył na parkingu tira, w którym spał polski kierowca. Dzięki niemu udało się wezwać pogotowie. Nie wiedzieliśmy, ile osób zginęło. Nie mieliśmy jednak złudzeń, że dziewczyna, która znalazła się pod wrakiem, zginęła. Wsiadała chyba w Łodzi i była z jakąś krewną, może matką. Opowiadała komuś przez komórkę, że wróci za kilka miesięcy, jak trochę zarobi - zawiesza głos.

Te dramatyczne relacje potwierdza Leszek Świnoga, który wsiadł do autobusu w Piotrkowie. Wyszedł z kraksy bez szwanku. Po wypadku skontaktował się z bliskimi znajomymi z Tomaszowa. Nie chciał jednak rozmawiać o tym, co wydarzyło się na francuskiej autostradzie. Postanowił kontynuować podróż na Wyspy.

Dramat i łzy szczęścia

Od wczesnego rana rodziny pasażerów rozbitego autobusu próbowały dowiedzieć się o los bliskich. Wszyscy modlili się, żeby znaleźć nazwisko krewnych lub przyjaciół na liście 27 rannych. Około południa okazało się, że wypadku nie przeżyły trzy kobiety. MSZ nie ujawnia ich nazwisk, ale z relacji świadków wynikało, że jedna jest mieszkanką Pabianic.

Marta Sosonowska, mieszkanka jednej z podradomskich miejscowości, nie kryła łez szczęścia. Jej mąż przeżył wypadek. Zaraz jak wydostał się z autobusu, zadzwonił do żony.

Czekali dwie godziny na pomoc. Niektórzy z połamanymi rękoma i krwawiącymi ranami. Większość ludzi była w szoku - mówi kobieta. Jerzy Chmielnicki, którego syn Stanisław doznał niegroźnych obrażeń, mówi, że tuż przed kraksą autokar niebezpiecznie chwiał się na boki, a kierowcy wyglądali na zmęczonych.

Pierwszy wypadek tej firmy

Autokar jechał do Londynu i dalej do Dublina w Irlandii. Należał do firmy Polonia Transport w Zamościu, prowadzącej międzynarodowe przewozy pasażerskie.

To pierwszy wypadek autokaru naszej firmy, która pod tą nazwą działa od czterech lat. Nie wiemy, co było przyczyną. Był to nowy, przed rokiem kupiony autokar typu Setra. Jechało nim trzech doświadczonych kierowców i 44 pasażerów. Kurs był ubezpieczony - twierdzi Marek Paszt, dyrektor Polonii Transportu. Paszt złożył kondolencje rodzinom ofiar wypadku.

Niepokój wyjeżdżających Informacja o wypadku wzbudziła niepokój wśród osób wyjeżdżających za granicę. Kuba Kuberski, który wybierał się wczoraj na dwutygodniowe wakacje do Brighton, powiedział nam: Zawsze wybieram autobus. Może to złudzenie, ale w autobusie czuję się bezpiecznie. Teraz trochę się boję, ale długo czekałem na ten wyjazd i za nic w świecie z niego nie zrezygnuję - zapewniał młodzieniec.

Bilety firmy Polonia Transport sprzedaje w Łodzi kilkadziesiąt biur podróży. Anna Żurańska z biura Inter Bus przy pl. Sałacińskiego sprzedaje miesięcznie kilka biletów. Nigdy nie mieliśmy z tą firmą problemów. Mają ładne autokary, są punktualni. Drobne stłuczki zdarzają się wszystkim, ale żadnych wypadków do tej pory nie było - tłumaczy. Po wypadku nie zauważyła zmniejszonego zainteresowania wyjazdami do Anglii. Jedna klientka pytała się, czy podróż jest bezpieczna. Zapewniliśmy ją, że tak. Przecież autobusy nie jeżdżą od wczoraj - dodaje.

Przez Dworzec Fabryczny przewija się około tysiąca międzynarodowych autokarów. Dziennie około piętnastu wyjeżdża za granicę, tyle samo wraca.

(pz)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)