W Tatrach zaginęli dwaj warszawiacy
Ratownicy TOPR poszukują w Tatrach dwóch mężczyzn z Warszawy, którzy w poniedziałek rano wyszli ze schroniska na Hali Gąsienicowej i dotąd nie wrócili. Mężczyźni nie podali celu wędrówki, w schronisku zostawili część rzeczy - powiedział naczelnik TOPR, Jan Krzysztof.
Poszukiwania w rejonie Hali Gąsienicowej prowadzi dziesięciu ratowników. Jeśli pozwoli na to pogoda, do akcji zostanie włączony także śmigłowiec.
Mogło dojść do wypadku, bo warunki w Tatrach są trudne, zimowe, ale nie można wykluczać, że warszawiacy po prostu zeszli na jakiś czas do Zakopanego i wkrótce się odnajdą. W schronisku zostawili wysokogórski sprzęt wspinaczkowy, ale prawdopodobnie zabrali raki i trochę rzeczy - powiedział Jan Krzysztof.
Poszukiwania wszczęto już w nocy z poniedziałku na wtorek, gdy mężczyźni nie wrócili na noc do schroniska. W rejon Zawratu wyruszył nocą patrol, bo schodzący ze szczytu turyści powiedzieli ratownikom, że po drodze spotkali dwóch mężczyzn. Pod Zawratem TOPR-owcy rzeczywiście napotkali dwóch biwakujących mężczyzn, ale nie byli to poszukiwani.
We wtorek w doliny otaczające Halę Gąsienicową wyruszyło na poszukiwania dziesięciu ratowników. Jeśli tylko warunki atmosferyczne na to pozwolą, to do poszukiwań włączy się też śmigłowiec TOPR. Na razie loty uniemożliwia śnieżyca - powiedział naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Dodał, że TOPR ustaliło już numery telefonów komórkowych 38- i 41- letniego warszawiaka, ale ich aparaty milczą. Wyjaśnił również, że lokalizacja aparatów w terenie, za pośrednictwem sieci nadajników operatora telefonii komórkowe jest technicznie możliwa, ale regulacje prawne nie zezwalają na to ratownikom. Władze TOPR od dawna zabiegają o zmianę tych przepisów.