ŚwiatW stronę politycznego rozwiązania w Iraku

W stronę politycznego rozwiązania w Iraku

Dowódcy amerykańscy i szefowie resortu obrony coraz bardziej podkreślają potrzebę rozwiązania konfliktu irackiego środkami politycznymi, a nie wojskowymi. Zmiana podejścia oznacza uznanie trudności, z jakimi borykają się władze irackie i wojska USA, próbując poskromić partyzantkę.

28.06.2005 | aktual.: 28.06.2005 12:34

Generał George Casey, dowódca sił wielonarodowych w Iraku, powiedział reporterom w poniedziałek wieczorem, że liczebność sił rebelianckich "w najgorszym razie" nie przekracza jednej tysięcznej ludności kraju - czyli 26 tysięcy.

Na konferencji prasowej w Pentagonie Casey podał, że partyzanci przeprowadzają przeciętnie 450-500 ataków tygodniowo. Ich natężenie jest w przybliżeniu takie samo, jak przez większość minionego roku, ale przedstawiciele administracji USA twierdzą, że nie oznacza to w żadnym razie, iż wojska amerykańskie "ugrzęzły" w Iraku, jak 40 lat temu w Wietnamie.

Rok po przekazaniu Irakijczykom przez Amerykanów suwerennej władzy i pięć miesięcy po historycznych wyborach powszechnych nieustająca przemoc sprawiła, że euforia, którą zrodziły te wydarzenia, ustąpiła miejsca trzeźwym ocenom sytuacji.

Chcemy przyciągnąć ludzi do udziału w przeobrażeniach politycznych, bo w ostatecznym rachunku w taki właśnie sposób zostanie rozwiązany ten konflikt - powiedział Casey w telewizji CBS.

Minister obrony Donald Rumsfeld, który w niedzielę nie wykluczył, że rebelia potrwa nawet 12 lat, w poniedziałek oświadczył, iż Irak będzie mógł funkcjonować, nawet jeśli partyzanci nie złożą broni.

Sukces koalicji nie musi oznaczać wewnętrznego spokoju w Iraku - powiedział Rumsfeld. Inne demokracje musiały znosić terroryzm i partyzantkę przez szereg lat, ale funkcjonowały i w końcu zatryumfowały.

Rumsfeld i Casey podali kilka szczegółów na temat kontaktów przedstawicieli USA i władz irackich z przeciwnikami. Casey powiedział, że na razie są to głównie spotkania z przywódcami arabskiej mniejszości sunnickiej, którzy twierdzą, że cieszą się zaufaniem ugrupowań rebelianckich. Generał dodał, że wojsko musi sprawdzić wiarygodność tych zapewnień.

Partyzantka iracka szerzy się niemal wyłącznie na terenach arabskiej mniejszości sunnickiej, która była uprzywilejowana za Saddama Husajna, a po jego upadku musiała oddać dominującą pozycję we władzach szyickiej większości.

Casey podkreślił, że USA i rząd iracki nie zamierzają kontaktować się z zagranicznymi terrorystami, takimi jak Abu Musab al-Zarkawi. Ten jordański namiestnik Osamy bin Ladena na Irak jest odpowiedzialny za wiele krwawych zamachów bombowych i egzekucje zakładników.

W zeszłym tygodniu gen. John Vines, dowódca Korpusu Wielonarodowego w Iraku, powiedział, że jeśli władze irackie opracują stałą konstytucję państwa, która zyska szerokie poparcie, partyzantka może osłabnąć bardzo szybko. Na razie jednak nie wiadomo, czy parlament zdąży przygotować konstytucję do połowy sierpnia, jak przewiduje iracki kalendarz polityczny. Jeśli się spóźni, stan tymczasowości przedłuży się co najmniej o pół roku.

Mimo to przedstawiciele Pentagonu dostrzegają oznaki poprawy sytuacji. Rumsfeld powiedział, że rośnie liczba informacji od ludności o działaniach i miejscu pobytu rebeliantów. Sprzyja temu uruchomienie gorących linii telefonicznych, przyjmujących anonimowe wiadomości.

Rumsfeld uważa, że przeciwnik w Iraku poddaje naród amerykański "próbie determinacji" - liczy, że ciągłe ataki spowodują, iż wojska USA opuszczą Irak nie osiągnąwszy swych celów, tak jak w latach 70. w Wietnamie i w latach 90. w Somalii.

Prezydent Bush, który w nocy z wtorku na środę czasu polskiego wygłosi przemówienie telewizyjne poświęcone Irakowi, zamierza prosić Amerykanów o cierpliwość i nie ukrywać przy tym trudności, jakie wciąż stoją przed żołnierzami USA i władzami irackimi.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)