"W sądach nie ma sprawiedliwości". Minister Jaki wprowadza swoje porządki.
Sędziowie powinni naród przeprosić za patologie w orzekaniu i przewlekłość procesów - mówi nam Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości. O kondycji sędziowskiej korporacji ma złe zdanie i dosadnie je wyraża. Za wzór prawnikom stawia... Bartłomieja Misiewicza. Patryk Jaki zasłynął też wypowiedziami o pluskwach, prostytutkach i islamskiej zarazie.
31.01.2017 | aktual.: 02.02.2017 16:27
"W sądach nie ma sprawiedliwości", a Krajowa Rada Sądownictwa jest "instytucją kompletnie skompromitowaną" i "broniła złodziejstwa". Kolejne dosadne wypowiedzi wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego oburzyły Waldemara Żurka, rzecznika KRS na tyle, że nazwał je haniebnymi i zażądał przeprosin. - Ja mam przepraszać sędziów!? To oni niech przepraszają za to, że postępowania trwają po 15 lat. I za to, że zwracano nieruchomości 140-letnim właścicielom - denerwuje się Jaki w rozmowie z Wirtualną Polską. - Sędziowie czują się kompletnie bezkarni, mogą robić co chcą. Jeśli pojawiają się jakieś problemy, to ocenia je sama korporacja. Stworzyło się państwo w państwie, z którym my musimy walczyć - tłumaczy. I opowiada historię więzienia w Kluczborku, skąd wypuszczono "na leczenie" groźnego gwałciciela. Sąd się na to zgodził. Mężczyzna na wolności zaatakował kolejną kobietę. – Gdy zostałem szefem Służby Więziennej, wywaliłem na zbity pysk wszystkich, którzy byli za to odpowiedzialni. Z sędzią oczywiście nic się
nie stało - opowiada. Jego zdaniem sędziowie muszą w końcu poczuć odpowiedzialność przed narodem, a nie tylko przed korporacją.
Na początku kadencji w jednym z wywiadów wyliczał konieczne zmiany:"Wszystko, wszędzie, krok po kroku. Sądy to raz. Prokuratura to dwa. Komornicy, radcowie, notariusze, syndycy. Nowa ustawa o służbie więziennej. Adwokaci."
Dziś już chwali się osiągnięciami: - Udało się ukrócić komornicze bezprawie, nikomu wcześniej się nie udało, sądy przestały odbierać dzieci z powodu biedy w rodzinie - mówi. Kolejnym krokiem ma być reforma KRS.
Być jak Misiewicz
Jego pomysły są dość rewolucyjne. 15 sędziów KRS ma być wybierany spośród osób rekomendowanych przez kluby poselskie i marszałka Sejmu. Na zarzut, że byłoby to ustanowienie politycznej kontroli i złamanie zasady niezawisłości sądów, tylko prycha. Tak w ogóle marzy mu się, by część sędziów wybierano w wyborach powszechnych. - Wiem, że wyborcy na nas liczą - podkreśla swoją legitymację do przeprowadzania tak rewolucyjnych zmian. Według Jakiego, nawet jeśli wśród sędziów znaleźć można uczciwych, to nie zrobili oni kariery - "żeby byli, trzeba kryteria awansu zobiektywizować". Wzorem uczciwości i prawości jest dla niego... Bartłomiej Misiewicz. Gdyby to młody współpracownik Macierewicza miał decydować o sprawach reprywatyzacyjnych w Warszawie, nie pozwoliłby kraść - tłumaczył w wywiadzie dla "Faktu".
Obu panów dużo łączy. Choć Jaki nie jest może tak barwną postacią jak Bartłomiej Misiewicz, zdołał już przykuć uwagę opinii publicznej kilkoma wyskokami. Na przykład, gdy zarzucał posłowi opozycji, że prowadzi dom publiczny. A gdy Robert Kropiwnicki z PO pozwał go za te nieuzasadnione według niego zarzuty do sądu, Jaki....domagał się postępowania dyscyplinarnego wobec sędzi, która nie chciała odrzucić pozwu.
Dziś - w rozmowie z WP - podkreśla, że ostateczne ustalenia prokuratury potwierdziły jego wersje. – Prostytutka przyznała się, że pracowała w tym mieszkaniu - tłumaczy. Pochodzi z Opola - i nie jest to tylko nieistotna konstatacja, gdyż Jaki w swoim rodzinnym mieście teraz dzieli i rządzi, jak mówią niektórzy, niepodzielnie. - Jego ludzie są wszędzie, we wszystkich newralgicznych miejscach - twierdzi dziennikarz Wojciech Cieśla z "Newsweeka", autor materiałów o wpływach wiceministra, który "krzywd ponoć nie zapomina, a za przysługi hojnie się odwdzięcza".
Kibic lub kibol
Jego najstarsi przyjaciele pochodzą z czasów, gdy kopał piłkę. Jako czternastolatek został nawet wytransferowany ze swojej podstawówki (za tysiąc złotych) do czwartoligowego zespołu w Szamotułach. Kariery nie zrobił, ale do dziś bywa na meczach lokalnej drużyny - Odry Opole i ma dobre kontakty ze środowiskami, jego zdaniem kibicowskimi, a kibolskimi w ocenie jego oponentów.
Politycznie wypłynął po skończeniu liceum, gdy okazało się, że na opolszczyźnie był przeciek tematów maturalnych i egzamin trzeba powtórzyć. Liderem protestu przeciwko powtórce był właśnie młody Patryk. Do PiS wciągnął go Janusz Kowalski, szef Młodych Konserwatystów - po wygranych wyborach umieszczony w PGNiG. Po dwóch latach Jaki odszedł z ugrupowania Kaczyńskich, obśmiewając upodobanie tej partii do powoływania licznych komisji śledczych. Wystartował na radnego z list PO. Dostał mandat, ale bardzo szybko wyłamał się i zaczął głosować ramię w ramię z PiS.
Z powodu jego politycznej zmienności rodzina Jakich doznała, jak twierdzi wiceminister, politycznych prześladowań ze strony Platformy. Gdy Patryk nie chciał głosować zgodnie z zaleceniami klubu PO, zwolniono z pracy w magistracie jego ojca. Rodzina popadła w długi, do domu zaczął przychodzić komornik. To były chude lata. Po wygranej PiS ojciec Jakiego został prezesem miejskiej spółki wodociągowej - zdaniem wiceministra nie może być tu mowy o nepotyzmie, bo ojciec po prostu został przywrócony na należne mu miejsce.
Pseudonim "awgan"
W 2008 roku młody polityk zaliczył drobną wpadkę - na forach internetowych pod nickiem awgan zamieszczał wpisy chwalące własne,radnego Patryka Jakiego, polityczne zaangażowanie. Niestety, zagalopował się i napisał też do redakcji Nowej Trybuny Opolskiej, używając pseudonimu awgan, ale wysyłając maila z własnej skrzynki. Nie stronił też od innych niekonwencjonalnych metod budowania popularności. Jako jeden z pierwszych robił sobie kampanię wyborczą w internecie. Robił ją także w kościołach, rozrzucając ulotki udające parafialny biuletyn.
Do Parlamentu dostał się z listy PiS, ale szybko wyszedł z klubu, by wraz ze Zbigniewem Ziobrą tworzyć Solidarna Polskę. Od tej pory są nierozłączni. Może dlatego, że początki były trudne. Wydawało się, że poza partią matką skazani są na marginalizacje. Jednak przetrwali i dziś ówcześni outsiderzy (a była wśród nich i Beata Kempa i Jacek Kurski), zajmują najwyższe stanowiska. Uważni obserwatorzy sceny politycznej mówią, że to kwestia umiejętności budowania zaplecza, także w terenie i umiejętnego "roztasowania" na politycznej scenie.
Owady i wielkie ambicje
Patryk Jaki ponoć uwielbia medialny zamęt wokół siebie - a to powie coś o zarazie islamu, a to da się obrzucić resztkami przez więźniów protestujących przeciwko obowiązkowi pracy. I choć on sam twierdzi, że to nieprawda, fakty zdają się temu przeczyć. Na sejmową debatę o stanie kolei przyniósł na mównic słoik z, jak twierdził, pluskwą, którą znalazł w wagonie PKP i wręczył ówczesnemu ministrowi transportu Sławomirowi Nowakowi. Pluskwa okazała się jednak po gruntownym badaniu karaluchem, a entomolog Stefan Niesiołowski wyzwał Jakiego od nieuków.
W dobrej sprawie nie waha się odsłonić swojej prywatności. Wzruszył wielu ludzi, także dalekich mu politycznie, opowiadając o swojej miłości do synka z zespołem Downa.
Jego prywatną pasją od lat są Żołnierze Wyklęci. Zaangażował się mocno w budowę muzeum ich pamięci na terenie warszawskiego aresztu przy Rakowieckiej. Chce, by kojarzono tę inicjatywę z nim, tak jak Muzeum Powstania Warszawskiego uważane jest za dzieło Lecha Kaczyńskiego. Dowodzić to może wielkich ambicji obecnego wiceministra sprawiedliwości. Choć on uwielbia o sobie mówić: "ja, ja jestem tylko skromnym pracownikiem winnicy pańskiej".