W pracowni Boznańskiej
Piękna i wysmakowana wystawa Olgi Boznańskiej w krakowskiej Akademii. Nieznane lub prawie nieznane obrazy pozostające w prywatnych zbiorach - pisze Maria Poprzęcka w "Tygodniku Powszechnym".
27.04.2005 | aktual.: 27.04.2005 09:06
"W pracowni", 1897 r.
Grupa świetlistych, zjawiskowych martwych natur. Wspaniały wizerunek Franciszka Siedleckiego z żarzącym się papierosem. Zaskakujący autoportret artystki zwracającej ku nam przenikliwe spojrzenie brązowych oczu.
Najbardziej jednak niezwykłe wrażenie wywiera niewielkie płótno zatytułowane “W pracowni”. Przed bez mała dziesięciu laty obraz pokazano na wystawie “Koniec wieku”. Teraz mamy szansę oglądać go znowu.
Nie ma w oeuvre Olgi Boznańskiej podobnego obrazu. Nie ma - chociaż wielokrotnie malowała swoje pracownie - monachijską, krakowską, paryską. Aczkolwiek fragmentarycznie, lecz znamy ich skromne wyposażenie, widzimy odwiedzających artystkę gości, nieliczne meble, sztalugi, rozwieszone na ścianach obrazy, paryski wyściełany fotel, kanapę w pokrowcu, naftową lampę, doniczki na oknie, przeszklony dach, widok na podwórko kamienicy przy ulicy Wolskiej.
Ten obraz pracowni o pracowni Olgi Boznańskiej mówi bardzo mało. Nie ma tu żadnych sprzętów. Tylko obrazy. Roboczo ustawione na ziemi, oparte o ścianę, jeden o drugi. Przestrzeń wnętrza jest właściwie nieczytelna, po części zatopiona w mroku, po części zamazana. Wśród obrazów stoi dziewczynka. Sama jej obecność w malarskim atelier jest zagadkowa. Umieszczenie w samym środku obrazu podnosi jej znaczenie i ową zagadkowość jeszcze potęguje. Dziecko nie pozuje, nie mamy do czynienia z portretem. Stoi z założonymi z tyłu rękami, jak grzeczna dziewczynka zawezwana przez starszych. A zarazem dość obojętnie spogląda gdzieś w bok.
Kilka rozgraniczających przestrzeń cienkich pionowych linii sugeruje, że dziewczynka stoi w drzwiach. A zatem na progu, w owym symbolicznym miejscu “przejścia”. To wzmaga potrzebę dopisania obrazowi głębszych sensów czy choćby anegdoty. Czy dziewczynka zatrzymała się na progu świata sztuki? Czy “waha się, czeka, narasta w niej smutek i niepokój?”, jak chce Joanna Sosnowska? Czy Boznańska, która właśnie przekroczyła próg lat trzydziestu, próg dojrzałości, daje tu swój retrospekcyjny autoportret? - pyta Maria Poprzęcka w "Tygodniku Powszechnym".