W niewoli radykałów
Zbytni radykalizm jest wrogiem radykalizmu - te słowa Donalda Tuska, wypowiedziane we wtorek z sejmowej trybuny dość dobrze opisują sytuację, w jakiej znalazł się obecnie Jarosław Kaczyński i jego partia.
Zapowiadany przez PiS program wielkiej naprawy państwa zmienia się w ciąg wojen z rożnymi środowiskami - tak jakby zarządzanie prowokowanymi przez siebie sytuacjami kryzysowymi było jedynym możliwym dla tego ugrupowania sposobem rządzenia. Zaś koalicja z Samoobroną i LPR, zawiązana nawet na poziomie parlamentarnym sprawia, że PiS się radykalizuje, że triumfuje język Andrzeja Leppera, który nie tylko nie musi dziś powtarzać, że "Balcerowicz musi odejść", bo skuteczniej robi to kto inny, ale także, że w Sejmie - a szerzej rzecz ujmując - w polityce - Wersalu już nie będzie. Będzie bezpardonowa rozprawa z każdym, kto ma inną opinię.
Jarosław Kaczyński próbując wypchnąć ze sceny politycznej radykałów sam staje się jeńcem ich retoryki, ich pomysłów politycznych i co najważniejsze gospodarczych. Sejmowa debata o powołaniu komisji śledczej badającej działalność NBP i nadzoru bankowego przerodziła się w spór polityczny o charakterze fundamentalnym nie tylko dlatego, że Donald Tusk wziął odwet - i to wielce udany - za słynne wystąpienie Kaczyńskiego sprzed kilka tygodni. Przede wszystkim dlatego, że w istocie spór o Balcerowicza jest sporem o całe lata i kierunek polskiej transformacji.
To jest starcie dwóch różnych wizji rozwoju Polski. Jednej, otwartej na Europę i świat, gdzie wolność i poszanowanie niezależności instytucji, które muszą być niezależne, jeśli zasada podziału i równoważenia się władz - co jest podstawą liberalnej demokracji - ma mieć sens. I drugiej, w której idea silnego państwa coraz częściej jest rozumiana jako podporządkowanie tego, co powinno być niezależne nie tylko jednej ideologii, ale także mocno eksponowanej spiskowej wizji polskich przemian, owemu "układowi" opisywanemu na poziomie na tyle ogólnym, że hasłem tym można zaatakować dowolne środowisko i dowolne instytucje.
Ten spór polaryzuje polską politykę, pokazuje gdzie przebiegają dziś podziały polityczne. Po tej debacie widać wyraźnie, że stworzony przez Kaczyńskiego układ parlamentarny jest wyjątkowo spójny, nie tylko na poziomie elektoratów, ale również na poziomie praktyki politycznego działania, a po drugiej stronie jest Platforma, SLD i nawet PSL. Jest zbyt wcześnie, by wyciągać z tego wnioski, że powstaje nowy front polityczny, gdyż wiele się jeszcze musi w zmienić tak w PO jak i SLD, ale już widać sztuczność ustawionych barier, widać coraz wyraźniej dlaczego koalicja PO - PiS nie była możliwa. Być może powinno się też coś zmienić w PiS, ale Jarosław Kaczyński jest politykiem o wyjątkowo stałych poglądach i dziś jego poczucie osaczenia jest zapewne większe niż kilka dni temu.
Janina Paradowska