W łódzkiej szkole podano... pieczone karaluchy
Cztery zatopione w karmelu karaluchy przygotował na konkurs jeden z uczniów łódzkiego gastronomika. Owady zostały natychmiast zjedzone, choć przewód pokarmowy człowieka ich nie toleruje.
09.12.2010 | aktual.: 10.12.2010 10:47
Nietypową potrawę podano podczas zakończonej wczoraj XXXVII Wystawy Stołów Okolicznościowych - dorocznego konkursu dla uczniów szkoły, na którym pokazywane są stoły świąteczne i nietypowe potrawy.
- Chciałem wypromować kuchnię azjatycką - mówi Michał Brzozowski, autor dania. - Karaluchy można kupić za granicą w restauracji, ale kosztują nawet 100 euro za porcję - opowiada.
Łódzkie karaluchy, a konkretnie karaczany brazylijskie, uczeń kupił na giełdzie zoologicznej jako pokarm dla zwierząt. Potem jeszcze żywe zamroził, upiekł w piekarniku i zatopił w słodkim karmelu. Na koniec młody kucharz finezyjnie nadział insekty na wykałaczki i umieścił na połówce cytryny i listku figowca.
Jednak zamiast głównej nagrody otrzymał wyróżnienie. - Danie było zbyt nietypowe na główną nagrodę - przyznaje Małgorzata Gosławska, dyrektorka łódzkiej szkoły. Konkursowe jury oceniało jedynie wygląd dań, które pierwotnie nie miały być przeznaczone do spożycia. Jednak uczniowie nie chcieli przepuścić takiej okazji i postanowili karaluchy zjeść.
- Był suchy, w smaku przypominał trawę, a odwłok miał nieprzyjemny posmak - opowiada Justyna Jakowicz, która jadła robaka jako pierwsza i relacjonowała kolegom smak kolejnych części ciała insekta. Dwie kolejne amatorki karaluchów zrezygnowały po zjedzeniu głów. Dalej nie dały rady...
Tymczasem specjaliści są zgodni: jedzenie nawet najlepiej przyrządzonych karaluchów nie jest najlepszym pomysłem. - Karaluch nie jest zwierzęciem rzeźnym - mówi Jacek Tyrankiewicz, powiatowy lekarz weterynarii w Łodzi. - Karma dla zwierząt jest hodowana pod nadzorem weterynaryjnym, ale przecież nikt nie bada wpływu karaluchów na ludzki organizm - dodaje.
Podobnego zdania jest prof. Stefan Niesiołowski, polityk i entomolog. - Absolutnie odradzam jedzenie karaluchów - mówi. - Nie wiadomo, czym się żywiły i czy nie mają na sobie jakichś szkodliwych wydzielin. A przewód pokarmowy człowieka nie jest przystosowany do ich trawienia.
Pomysłem podania karaluchów zdziwiona jest Aldona Plucińska, łódzka etnograf: - Aborygeni jedzą larwy owadów, ale w naszej kulturze uważane są za paskudztwo - tłumaczy. - Umieszczenie ich obok stołów wigilijnych to przełamanie pewnej granicy. Może wkrótce pojawią się w restauracjach?
Polecamy w wydaniu internetowym:
Kto zostanie wiceprezydentem Łodzi