"W Lesie Kabackim były gorsze rzeczy niż w Smoleńsku"
Posłowie z parlamentarnego zespołu smoleńskiego obejrzeli materiały filmowe nagrane przez montażystę TVP Sławomira Wiśniewskiego na miejscu katastrofy 10 kwietnia. Podczas przedstawiania zdjęć Wiśniewski mówił, że po katastrofie samolotu w Lesie Kabackim w Warszawie widział straszniejsze rzeczy niż w Smoleńsku.
24.02.2011 | aktual.: 24.02.2011 15:31
Sławomir Wiśniewski pokazał najpierw kilkuminutowy film, który jest powszechnie znany z telewizji i z internetu. Widać na nim elementy wraku, mgłę, strażaków i błoto, po którym idzie autor. Widać też w pewnym momencie czarną skrzynkę samolotu. Wiśniewski zapewnił posłów, że jego materiały nie zostały zmontowane.
"Rosjanie się nie spieszyli"
Wiśniewski na bieżąco komentował zdjęcia i odpowiadał na pytania posłów. Wyjaśnił między innymi, że słyszalny na filmie trzask pochodzi od palącego się drzewa. Świadek wyjaśnił też, że szedł w tym, a nie innym kierunku bo z powodu błota starał się wybierać taką drogę, którą daje się przejść. Powiedział, że początkowo myślał, że rozbił się jakiś mały samolot bo nie widział wysokiego słupa ognia. Sławomir Wiśniewski dodał, że po katastrofie samolotu w Lesie Kabackim widział straszniejsze rzeczy niż w Smoleńsku, gdzie nie natknął się ani na ludzkie szczątki ani rzeczy pasażerów.
Montażysta podkreślił, że zastanowiło go dlaczego na miejscu katastrofy było tak cicho. - Nawet ptaki nie ćwierkały, nic się nie pali - zauważył. - Widać, że Rosjanom za bardzo się nie spieszyło - odpowiedział, pytany o sprawność działania straży pożarnej i pogotowia na miejscu katastrofy.
Operator TVP powiedział też, że nakręcił najprawdopodobniej "część techniczną samolotu" i dlatego nie są na filmie widoczne np. osobiste rzeczy ofiar katastrofy. Mówił, że na miejscu katastrofy zobaczył teren prawdopodobnie przeorany skrzydłem, "które było pionowo w dół". Powiedział też, że w dniu katastrofy była gęsta mgła. - Sugestie, że ktoś ją sztucznie stworzył, według mnie, są mało prawdopodobne - ocenił.
Tajemniczy dyplomata
Wiśniewski mówił też posłom o okolicznościach zatrzymania go przez rosyjskie służby 10 kwietnia. Podkreślił, że rosyjskim funkcjonariuszom towarzyszył polski dyplomata. - Rozmowa była dość krótka. Przedstawiłem się kim jestem, powiedziałem, że jestem dziennikarzem, mam akredytację. Zapytali się polskiego dyplomatę, czy wie kim jestem. Powiedział: "nie znam tego człowieka, proszę go aresztować, zabrać mu i zniszczyć sprzęt" - relacjonował.
Pracownik TVP podkreślił, że polski dyplomata nie przedstawił się. Opisał go jako człowieka po pięćdziesiątce, z krótkimi szpakowatymi włosami, średniej budowy ciała, w beżowym płaszczu. Dodał, że nie wie czy to był Tomasz Turowski odpowiedzialny za organizację wizyty w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 r.
Poinformował też, że nie zeznawał jako świadek w rosyjskiej prokuraturze; nie był też proszony przez polską komisję (badającą przyczyny katastrofy), której przewodniczy szef MSWiA Jerzy Miller o złożenie wyjaśnień.
Wiśniewski zaprezentował też film z kamery zamontowanej 10 kwietnia w oknie hotelowym przedstawiający podchodzenie do lądowania o godzinie 8.38 rosyjskiego samolotu Ił-76.
Nieznane materiały? "Ktoś namieszał"
Rano w Radiu ZET Wiśniewski odniósł się do zapowiedzi w mediach szefa biura zespołu Bartłomieja Misiewicza, że ma na posiedzeniu zespołu zaprezentować nowe, dotychczas nieznane materiały z miejsca katastrofy. - Odnoszę wrażenie, że ktoś namieszał, prawdopodobnie pan Bartłomiej Misiewicz, który nie wiem skąd wpadł na genialny pomysł, by powiedzieć, że ja mam jakiś dotąd niepublikowany, nie wiadomo skąd zebrany materiał. Powiedziałem, że mam materiały, które wezmę do sejmu, jako element wsparcia pamięci niż sensacji - powiedział Wiśniewski w Radiu ZET.
- W rozmowie z dziennikarzem zrelacjonowałem moją rozmowę telefoniczną z panem Wiśniewskim. Poinformował mnie, że zaprezentuje na posiedzeniu zespołu trzy filmy. Jeden siedmiominutowy, który obiegł cały świat, jeden - cytuję - ogólnikowy godzinny, i jeden z miejsca katastrofy, który nie był znany opinii publicznej - wyjaśnił w rozmowie Misiewicz.
- Nie było zamieszania. Filmy zaprezentowane podczas posiedzenia zespołu nie były zmontowane, zostały przedstawione w całości. W jednym z pokazanych fragmentów było widoczne zatrzymanie operatora o godz. 8.56, co nie pojawia się w dostępnych, na przykład w internecie nagraniach. Wiśniewski zaprezentował też nagranie z hotelowego okna, które wcześniej także nie było szerzej prezentowane - dodał.
Nagranie ze spotkania premiera z rodzinami
Wcześniej posłowie wysłuchali relacji członków rodzin ofiar - Andrzeja Melaka i Ewy Kochanowskiej ze spotkań w kancelarii premiera. Brat Stefana Melaka przedstawił swoje wrażenia ze spotkania w listopadzie ubiegłego roku. Wdowa po Rzeczniku Praw Obywatelskich powiedziała, że dostała z kancelarii premiera nagranie ze spotkania z rodzinami z 11 grudnia 2010 roku. W środę zapis wymiany zdań między Ewą Kochanowską opublikował "Super Express".
- Nie chcę tego komentować. To zmartwienie mamy pana Grasia jak on kłamie, czy źle się zachowuje, a nie moje - skomentowała sprawę w czwartek Ewa Kochanowska. - Dlaczego po ponad dwóch miesiącach po incydencie sprawa wraca? Budzi to moje zaniepokojenie i podejrzenia, że znowu coś przykrywamy. Dlaczego teraz okazuje się, że mówię prawdę, a minister Graś trochę nazmyślał - dodała.
Andrzej Melak, brat tragicznie zmarłego w Smoleńsku Stefana Melaka dzielił się wrażeniami ze spotkania rodzin ofiar z premierem z 10 listopada ubiegłego roku. Według Melaka w trakcie posiedzenia padały dziesiątki "bardzo trudnych pytań" - m.in. czy premier występował o wspólne śledztwo ws. wyjaśnienia przyczyn katastrofy.
- Z rozbrajającą szczerością premier powiedział: "nie wystąpiłem i nigdy nie wystąpię" - relacjonował Melak. Według niego Tusk miał też oświadczyć, że Rosjanie prowadzą śledztwo wzorowo.